Rozdział 2

28 1 5
                                    


Czy tylko ja nie lubię poniedziałków? Nie jestem rannym ptaszkiem, chociaż w moim wieku większość ludzi zdążyła już przywyknąć do porannej rutyny. Budzik w telefonie dzwonił już o 6 rano, kończąc jedyny okres w którym mój umysł prawdziwie zaznaje spokoju. Stoczyłam się z dużego łózka i spojrzałam na widok Nowego Jorku, który pomimo wcześniejszych setek takich poranków robił na mnie wrażenie. Wielkie Jabłko miało w sobie coś niepowtarzalnego, niewyczuwalnego w żadnym innym mieście. 

Każdy pracownik równie renomowanej kancelarii jak Dentos miał możliwość wynajęcia mieszkania w jednym z wieżowców na Manhattanie, na bardzo atrakcyjnych warunkach, szczególnie patrząc na absurdalne ceny nieruchomości Nowego Jorku. Mieszkanie było eleganckie, estetyczne, z białymi ścianami . Co prawda nie mieściło się w nim dużo mebli, ale nie było to dla mnie wadą, gdyż jestem miłośniczką przytulnych pomieszczeń wypchanych po sufit kwiatami, ozdobami, oraz milionem pledów i innych okryć na sofie. Salon z kuchnią w odcieniu kości słoniowej, łazienka, do której można się było dostać przez sypialnie z garderobą w zupełności zaspokajała moje potrzeby. Otrząsnęłam się z patrzenia jak miasto się budzi i zebrałam się do kuchni by wypić poranna kawę, bez której nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. Załączyłam radio by posłuchać porannych wiadomości przeplatanych muzyką, bo strasznie nie lubiłam ciszy w mieszkaniu, echo moich kroków sprawiało że czułam się bardzo samotnie.

Pijąc kawę na jednym z krzeseł przy kuchennej wyspie przejrzałam media społecznościowe dowiadując się o ciążach, zaręczynach czy innych sukcesach znajomych. Obudziła się we mnie lekka zazdrość, bo chciałabym mieć kiedyś dzieci, męża lecz nigdy nie trafiłam na tego jedynego, z którym chciałabym spędzić resztę życia. Owszem, spotykałam się w swoim życiu z kilkoma facetami, ale były to tylko przelotne znajomości, bez żadnych poważnych uczuć, planów czy zobowiązań.  

Spojrzałam na zegarek, który wisiał na kuchennej ścianie. Była już 6:30, więc zebrałam się do łazienki, stanęłam przed umywalką nad którą wisiało lustro i stwierdziłam, że bez makijażu się nie obejdzie.  Miałam blond włosy do pasa, jasną karnacje i zielone oczy. Nie byłam miss, ale też nie uważałam się za brzydką. Zmyłam wczorajszy makijaż, bo wcześniejszego wieczoru nieoczekiwanie usnęłam i nie miałam kiedy tego zrobić, po czym weszłam pod prysznic. 20 minut zajęło mi umycie włosów i ciała, a raczej 10 minut, bo drugie tyle stałam i delektowałam się gorącym strumieniem spływającym po moim ciele.

Wyszłam spod prysznica, choć zrobiłam to z ogromną niechęcią i owinęłam małym ręcznikiem włosy, a większym swoje ciało. Wysuszyłam włosy oraz zrobiłam lekki świeży makijaż i wyszłam z łazienki. Skierowałam się do garderoby, gdzie z szuflady wyciągnęłam świeży komplet czarnej bielizny, a z półki wyciągnęłam spodnie materiałowe z wysokim stanem, o kolorze butelkowej zieleni, do których dobrałam białą satynową koszule. Wychodząc z garderoby spojrzałam szybko na lustro, które stało pośrodku garderoby i uznałam, że wyglądam bardzo dobrze.  Była już 7:09, więc szybko podeszłam do komody stojącej przy drzwiach wyjściowych i zgarnęłam torebkę z dokumentami, telefon oraz klucze. Ubierając w pospiechu czarne szpilki wyszłam z mieszkania, zamykając je na górny zamek i skierowałam się do windy. Wieżowiec miał 40 pięter i jedynie dwie windy, przez co chwile na nią czekałam zniecierpliwiona. W końcu usłyszałam dźwięk otwierającej się windy i w pośpiechu do niej weszłam i nacisnęłam przycisk '-1' gdzie mieścił się podziemny parking. W windzie towarzyszyła mi tylko typowa melodia jak w poczekalni, może i dobrze, bo nie miałam ochoty dziś na interakcje z ludźmi.

Wychodząc z windy od razu poczułam powiew rześkiego powietrza. Był maj a na zewnątrz panowała temperatura około 68 stopni fahrenheita. Uwielbiam takie pogody, mimo że w Nowym Jorku jest praktycznie sam beton i gdy jest ciepło potrafi się zrobić bardzo duszno, aż czasami czuje jakbym nie miała czym oddychać. Skierowałam się w stronę mojego samochodu który stał dosyć daleko od windy,  był to sportowy Jaguar w klasycznym kolorze brytyjskiej wyścigowej zieleni, z karmelowym wnętrzem i potężnym silnikiem V8. Pierwszy raz zobaczyłam taki samochód jeszcze na studiach i postanowiłam, że będzie to mój pierwszy zakup po zarobieniu konkretniejszych pieniędzy. To auto to była miłość od pierwszego wejrzenia, dźwięk jego silnika wprawia mnie w błogi nastrój.

NostalgiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz