Rozdział 3

10 2 0
                                    


Wtorkowy poranek spędziłam na pakowaniu walizki i najpotrzebniejszych rzeczy do auta. Kochałam swoje auto ale tego ranka gdy pakowałam do niego moją duża walizkę, to myślałam że oszaleje ale się udało.  I tak oto siedziałam w moim aucie jadąc drogą I-80W w stronę Cleveland.  

Osiem godzin jazdy do Cleveland minęło mi spokojnie. Kilka razy zatrzymałam się na stacji  żeby zatankować i kupić kawę bez której nie umiałam przetrwać dnia. Droga była spokojna i w sumie obyło się bez korków lub innych niespodzianek. W końcu moim oczom ukazał się niebieski znak 'Cleveland'. Nie będę wam się tu rozczulać bo wcale nie jestem zadowolona z faktu że właśnie tu zawitałam po kilku latach nie obecności. Słońce właśnie zaszło a w mieście zaczęły zapalać się latarnie. Cleveland nie należy do tych małych uroczych miasteczek w którym wszyscy się znają i traktują się jak rodzina. Przejeżdżając przez centrum miasta wzdłuż rzeki ' Old River' przypomniało mi się jak z rodzicami spacerowaliśmy wzdłuż tej rzeki karmiąc ptaki. Miasto trochę się zmieniło, hmm trochę to chyba mało powiedziane. Po moim wyjeździe powstało tu dużo nowych budynków mieszkalnych. Wzdłuż ulicy Detroit Av było mnóstwo barów , restauracji czy klubów a miasto tętniło życiem. Dom babci znajdował się na obrzeżach miasta wiec od centrum jechałam samochodem jeszcze dobre 30 minut. 

W końcu zaparkowałam swoje auto na podjeździe i zbierałam siły żeby wyjść z auta i zmierzyć się z przeszłością. Niestety babcia wybrała się do sanatorium na kilka tygodni wiec spędzę ten czas w Cleveland samotnie nie żeby to była dla mnie jakaś nowość.  Dom nic się nie zmienił, a ogród jak zwykle był zadbany dzięki ogrodnikowi którego opłacałam aby zajmował się domem. 

Tak oto stałam przed szarym domkiem, dębowymi drzwiami, jaskrawymi parapetami z czerwonymi pelargoniami na nich i z walizką w ręku. Wyciągnęłam z kieszeni klucze do domu babci, miałam dorobione zapasowe w razie nagłego wypadku.

Po otwarciu drzwi zapaliłam światło i mój wzrok od razu powędrował na salon, w którym stał bujany fotel. Babcia go uwielbiała, spędzała na nim większość czasu wolnego, pijąc herbatę lub czytając różne książki. Domek składał się z dwóch sypialni , jednej łazienki oraz salonu z aneksem kuchennym. Nie był to typowy babciny domek, nie było w nim tapet z lat siedemdziesiątych czy mebli z czasów zimnej wojny, był on urządzony z klasą, ale bez zimnego stylu inspirowanego skandynawią, bez modnej teraz klinicznej czystości, było bardzo przytulnie. Kuchnia z brązowych mebli na zamówienie, wyspa kuchenna z dwoma stołkami barowymi, w salonie stał duży dębowy stół z czteroma krzesłami, szarą kanapą w rogu, oraz płaski telewizor na ścianie, który podarowałam babci na święta bożego narodzenia.

Zamknęłam drzwi na górny zamek i powędrowałam do pokoju gościnnego na górze. Pokój  znajdował się po lewej stronie, był bardzo elegancki, z beżowymi ścianami, łóżkiem na środku i komodą naprzeciwko łóżka. Rzuciłam torbę w róg i wyjęłam z niej koszule nocną, po czym skierowałam się do łazienki. Po szybkiej kąpieli położyłam się pod pościel i uznałam, że czas się położyć, bo jutro czekało mnie kilka spotkań i trochę papierkowej pracy.  Podłączyłam telefon do ładowarki i po kilku minutach odpłynęłam.

Tak jak codziennie, mój budzik dzwonił o 6:00.  Tym razem nie miałam problemu z wstaniem, a dzięki temu jak wcześnie poszłam spać zdołałam odpocząć po ośmiu godzinach w  podroży. 

Ubrałam szlafrok i zeszłam na dół do kuchni aby zrobić sobie poranną kawę. Kiedy piłam kawę przy wyspie kuchennej, zadzwoniła do mnie Hanna z informacją że spotkanie z klientem odbędzie się w jednej z kawiarni w mieście o 10.

Miałam jeszcze sporo czasu bo była dopiero 6:30, więc nie śpieszyłam się i wykorzystałam ten czas na zrobienie sobie śniadania oraz wyszykowania się na spotkanie. Pierwsze wrażenie jest bardzo ważne dlatego, uznałam że ubiorę się w sukienkę na długi rękaw koloru beżowego. Sukienka była przed kolana ale mi to nie przeszkadzało. Zrobiłam lekki makijaż i zakręciłam włosy, po dłuższej chwili będąc gotowa na wyjście z domu.

Ubierając czarne szpilki, zgarnęłam z kuchni torbę z dokumentami oraz telefon i kluczyki. Zamknęłam dom i skierowałam się w stronę auta. Pogoda była piękna, słoneczko świeciło a niebo było bezchmurne.  Wyjechałam z podjazdu i skierowałam się w stronę miasta, oczywiście  minęłam dom Shawna, który wciąż był piękny, z bardzo zadbanym ogrodem, lecz nie zauważyłam żywej duszy. Wspomnienia wracały, ale musiałam skupić się na pracy to też próbowałam o tym wszystkim nie myśleć.

Droga do centrum zajęła mi około 40 minut. Zaparkowałam samochód przed kawiarnią 'Little Bloomfield Café', która znajdowała się nie opodal 'Old River'. Nie jestem fanką kwiatów i bibelotów, ale po wejściu kawiarnia zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie.  Ściany były pokryte tapetami w rośliny, krzesła i stoliki były w stylu francuskim, a bar był cały z białej cegły.  Na wejściu od razu poczułam zapach palonej kawy i świeżych wypieków. Podeszłam do lady i zamówiłam kawę z mlekiem i croissanta. Usiadłam przy stoliku z widokiem na rzekę i wyczekiwałam na klienta popijając kawę.

Po chwili usłyszałam moje imię i znany mi głos.

-Olivia? Matko jak ja cię dawno nie widziałam.-  Powiedziała rudowłosa dziewczyna. 

To Amber, moja koleżanka z liceum. Nie byłyśmy przyjaciółkami, ale lubiłam ją. Miała na sobie fartuch kawiarni wiec musiała tu pracować. 

- Cześć Amber, Miło cię widzieć.- powiedziałam podnosząc się z krzesła i przytulając dziewczynę.

Dziewczyna od razu odwzajemniła mój uścisk i usiadła na przeciwko mnie.

- Co ty tu robisz? Nie sądziłam że jeszcze cię tu kiedykolwiek zobaczę-  powiedziała dziewczyna wpatrując się w moje oczy i niecierpliwie czekając na moją odpowiedz.

- Też nie sądziłam, ale obowiązki zawodowe mnie tu sprowadziły. Jestem prawnikiem i przyjechałam do Cleveland na spotkanie z klientem.

-Wow, zawsze wiedziałam że daleko zajdziesz.- powiedziała dziewczyna.

- A ty?- zapytałam z zaciekawieniem.

- Ja pracuje tu jako menadżer. W sumie dużo się nie zmieniło u mnie, po skończeniu studiów wróciłam do Cleveland ze względu na moją rodzinne, wynajęłam mieszkanie i tak oto sobie żyje. - powiedziała dziewczyna uśmiechając się do mnie.

- Słuchaj, jutro obchodzę moje 25 urodziny i organizuje imprezę w domu u rodziców. Byłabym bardzo szczęśliwa jeśli byś wpadła. - Oznajmiła mi dziewczyna oczekując odpowiedzi że przyjdę.

- W sumie i tak oprócz spotkania z klientem nie mam nic lepszego do roboty więc wpadnę. - Odpowiedziałam.

- Super, w takim razie wyśle ci adres na Facebooku, a teraz już ci nie przeszkadzam bo chyba przyszedł twój klient, powodzenia.- powiedziała uśmiechając się gdy odchodziła od stolika.

I miała racje, to był mój klient. Starszy mężczyzna w szarym garniturze, a za nim dwóch ochroniarzy o aparycji goryli podeszli do mojego stolika. Mężczyzna wyciągnął rękę aby się ze mną przywitać a ja odwzajemniłam gest.

- Carl Johnson, zapewne Olivia Carson z kancelarii mojego byłego wspólnika? - Powiedział zasiadając na krześle na którym przed chwilą siedziała Amber.

-  Dokładnie tak, w czym mogę panu pomóc?- odpowiedziałam

Mężczyzna założył nogę na nogę i poprawił swój czarny garnitur,  nie odrywając wzroku ode mnie.

- Słyszałem o twojej wygranej w sprawie o zabójstwo pierwszego stopnia. Gratulacje. Musisz być naprawdę dobra w tym co robisz, w sumie gdybyś nie była to twój szef by cię tu nie przysłał. - Powiedział mężczyzna śmiejąc się szyderczo.

Nie wzbudzał we mnie zaufania, coś mi tu nie grało.

- Popatrz Martinez, nie dość że piękna to mądra. Podziwiam takie kobiety sukcesu.- Mówił spoglądając na jednego ze swoich ochroniarzy. 

- Przejdźmy do rzeczy- powiedziałam stanowczo.

Nie spodziewałam się tego co usłyszałam, byłam w ciężkim szoku.




NostalgiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz