Rozdział V

503 40 8
                                        


Znowu nastał nowy dzień, a ja nie mam najmniejszej ochoty go przeżyć. Jedyna rzecz, która ściągnęła mnie z mojego ciepłego, wygodnego, mięciutkiego łóżka, to ta ważna sprawa, o której ma powiedzieć mi dzisiaj David. Ale nie mogę zapominać, że w końcu chodzę do szkoły, a tam trzeba się uczyć. Wczoraj nic nie robiłam, liczę na litość nauczycieli i na to, żeby powiedzieli, iż nie wezmą mnie do odpowiedzi ani nie będę musiała pisać żadnej kartkówki, diagnozy, sprawdzianu, egzaminu, czegokolwiek. Przecież jestem w tej szkole dopiero od jednego dnia. Wiem, że będę musiała się później uczyć, ale to później, nie teraz, tak ładnie proszę. Moje poranne czynności są takie nudne, że aż męczące. Nienawidzę rutyny, a tak naprawdę wszyscy w niej żyjemy. To wyczerpujące.

Cały poranek w domu jak zwykle zajął mi jakąś godzinę. Zaspana ruszyłam do szkoły, jednak połowa nocy nie wystarcza mi do normalnego funkcjonowania. Nie spałam, gdyż cały czas myślałam o tej ważnej sprawie Davida. Co mi powie? Czemu nie powiedział mi tego wczoraj? Te pytania mnie nurtowały, a przez to nie mogłam zasnąć. Dopiero po kilku godzinach leżenia i oglądania sufitu, moje oczy same się zamknęły z przemęczenia. Kiedyś myślałam, że na wszystko może pomóc mi muzyka (jeżeli w ogóle w czymkolwiek może). Kiedy chciałam zasnąć - słuchałam wolnej muzyki, gdy chciałam się rozbudzić - szybkiej, a w ciągu dnia, zależnie od mojego humoru jakiejkolwiek, ale przeważnie tej pozytywnej (kto by chciał się dołować w ciągu dnia, kiedy trzeba żyć). A teraz ona już nie pomaga. Niegdyś upiększała moją drogę do szkoły, wszystko wydawało się takie radosne. Teraz już nie działa. Temu choremu miejscu chyba nic nie pomoże. Zaczęłam rozglądać się po chodnikach. Jeszcze wczoraj w tym samym czasie podążało do szkoły kilka innych osób, a dzisiaj nikogo nie ma. Czy na pewno jest dobra godzina? Zatrzymałam się, żeby wyciągnąć telefon i sprawdzić godzinę. Popatrzyłam się na świecący ekran i na początku nic mnie nie ruszyło. Dopiero po kilku sekundach zorientowałam się, że jest 7:40. Spóźniłam się.

- JASNA CHOLERA! - Krzyknęłam i zaczęłam biec, wymachując rękami, jakbym była jakaś opętana.

W ciągu pięciu minut dobiegłam do szkoły. Byłam zdyszana i z trudem oddychałam, moje serce ledwo nadążało bić. Gdy przekroczyłam próg szkoły, pomknęłam do szatni. Szybko ściągnęłam kurtkę i wyciągnęłam plan lekcji z torby.

- Co mam teraz? Co mam? Proszę, Lucy uspokój się, nic się nie stało po prostu się spóźniłaś na pierwszą lekcję. - Cały czas mówiłam do siebie. W końcu trafiłam na odpowiednią krateczkę. - Polski, tak mam polski... Gdzie jest klasa, jaki numer?... O 75! Jak tam się szło? Mój boże, polonistka mnie chyba zabije.

Przez następne 5 minut szukałam klasy i nareszcie ją znalazłam. Twarz miałam czerwoną jak burak. A to wszystko od biegania.

- Dobrze, zapukaj, wejdź, przeproś i usiądź gdzieś z tyłu. - Plan ustalony, teraz trzeba go wykonać. Zapukałam i otworzyłam drzwi. - Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie.

- Witam młoda panno, wiesz która jest godzina? To nie jest spóźnienie, to jest już nieobecność! Proszę wyjść z klasy! - Polonistka powiedziała surowo.

- Ale przepraszam... Ja jestem nowa, nie mogłam znaleźć klasy... - Próbowałam się bronić. A poza tym miała trochę racji, była już godzina 7:50, minęła już połowa lekcji. Ale przecież musiałam się jakoś bronić.

- A co mnie to obchodzi? Żadnych ale! Trzeba było przyjść przed lekcją i twoja klasa by ciebie przyprowadziła. DO WIDZENIA.

Zmęczona i wkurzona wyszłam z klasy. Już jej nie lubię, wredna żmija. Miałam ochotę ją zwyzywać. Podeszłam tylko do ściany i kilka razy ją kopnęłam. Byłam sfrustrowana. Poszłam do biblioteki usiąść i się trochę uspokoić. Przypomniałam sobie o Davidzie. Mój jedyny cel na dzisiaj to go znaleźć i porozmawiać.

NietykalnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz