Rozdział VI

1K 38 5
                                    


A więc siedziałam skulona i nie wiedziałam co robić, paraliż ogarniał całe moje ciało. Myślałam, że jestem bardziej odważna, a tu tylko jedne drzwi, które same się zamknęły, a ja już panikuję. Nie umiem powiedzieć czy to brzmi logicznie, normalne zachowanie człowieka, czy bardziej śmieszne i wyolbrzymione. David również siedział ze schowaną głową w rękach, dokładnie naprzeciw mnie na drugim końcu pokoju. Nie miałam pojęcia, jakie on ma zdanie na temat całej zaistniałej sytuacji, bałam się zapytać. Ale chyba bardziej obawiałam się samej odpowiedzi, niż zapytania go o to. Czemu przerażała mnie sama myśl na jego odpowiedź? Ponieważ wiedziałam, co ja o tym myślę, a każda moja myśl krążyła wokół śmierci. Tak, śmierci. Ten problem zawsze we mnie tkwił. Zawsze myślałam, a raczej sobie wmawiałam, że nie czuję lęku przed śmiercią, za każdym razem, gdy ktoś mnie o to pytał, uważałam, że nie warto się jej bać, ponieważ kiedyś nastąpi prędzej czy później. A tak naprawdę zawsze się jej bałam, kiedy byłam w sytuacji, w której śmierć była choć jednym z miliona wyjść z danej sytuacji, ja tylko udawałam, że się nie boję i przyznaję - szło mi to niezmiernie dobrze. Ale teraz mam dość udawania silnej i odważnej, jak już kiedyś mówiłam - to jest bardzo wyczerpująca sztuka, która wymaga bezgranicznej odporności psychicznej, której nie posiadam. Niemniej po co grać kogoś, kim nie jesteśmy? Ludzie mają nas kochać za to kim jesteśmy, a nie za to na kogo się kreujemy, ponieważ i tak w końcu nie wytrzymamy presji i zdejmiemy nasze maski, a nasi znajomi być może już nie będą chcieli być naszymi znajomymi, bo się zmieniliśmy.

Dobra, ale wracając do sytuacji mojej i Davida,śmierć-śmiercią, strach-strachem, ale jesteśmy zamknięci na strychu i musimy wyjść przed przyjazdem naszych rodziców. A najlepiej teraz wyjść. Mam dość siedzenia tutaj.

- David. - Powiedziałam niepewnie.

- Tak, Lucy?

- Musimy się stąd wydostać.

- No co ty nie powiesz. - Powiedział kpiąco. - Cały czas o tym myślę, ale każda moja myśl skłania się do drzwi, które są zamknięte. I NA PEWNO SĄ ZAMKNIĘTE, BO SPRAWDZAŁEM TO JUŻ Z TYSIĄC RAZY!

- Dobrze, nie krzycz tak na mnie. Nie chciałam ciebie urazić. Po prostu nie mam pojęcia co robić, siedzimy w ciszy, już mnie to zaczyna dobijać. - Jeszcze bardziej skuliłam się, tak mocno, żeby jak najlepiej ukryć łzy, które zaczęły spływać mi po policzkach. Brawo, gratuluję osobie, czy komukolwiek, albo czemukolwiek, która to wszystko zrobiła. Nigdy bym nie pomyślała, że tak błaha sprawa, jak zamknięte drzwi, doprowadzi mnie do płaczu.

- Oj przepraszam Lucy, nie chciałem. - Usiadł koło mnie i przytulił mnie. Byliśmy teraz bardzo blisko siebie. Tak blisko, że czułam jego oddech na sobie. - Wiem, że nie chciałaś mnie urazić, ani nic złego powiedzieć. Ale po prostu, tak jak ciebie, wszystko mnie już tu irytuje. Chcę już wyjść, tak samo jak ty. Przepraszam Lucy, nie płacz już.

Nie umiałam nic mu w tamtej chwili odpowiedzieć, tak jakbym straciła nagle głos. David wstał, ja za nim. Podeszłam do niego i znienacka rzuciłam moje ręce na jego ramiona i mocno się do niego przytuliłam. Nie wiem czemu to zrobiłam, ale od razu poczułam się lepiej. Czułam jego bicie serca, jak z niewiarygodnie szybkiego, uspokajało się powoli. To było bardzo przyjemne uczucie, ale zaraz przypomniałam sobie, że znamy się dopiero od kilku dni i już się na niego rzucam.

- Boże, przepraszam David. Tak reaguję na stres i strach. - Zaczęłam się tłumaczyć i robić czerwona ze wstydu. Nie wiedziałam co mam robić, mówić. Pierwszy raz znalazłam się w takiej sytuacji.

- Nie przepraszaj, nic się nie stało. To było bardzo przyjemne. - Powiedział z lekkim uśmiechem i złapał mnie za rękę. Uff, nie będzie niezręcznie.

NietykalnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz