-Przepraszam, nie chciałam! - szybko zaczęłam przepraszać chłopaka, tego samego, który wpadł na mnie, gdy szłam do swojego pokoju z tatą i pielęgniarką.
-Dopiero co się tu wprowadzasz, a już wybijasz wszystkich po kolei? - zapytał i posłał mi łobuzerski uśmiech.
-Nie chciałam, naprawdę - zaczęłam się tłumaczyć. - Mam nadzieję, że nic ci się nie stało!
-A daj spokój, przeżyję. Wolałbym dostawać takimi drzwiami co minutę niż siedzieć w tym zasranym gównie.
-Jest aż tak źle? - zapytałam przerażona.
-Radzę ci, uciekaj póki możesz!
-Ile tu już jesteś? - nie mogłam się powstrzymać, żeby zadać to pytanie.
-W piątek miną dwa miesiące - westchnął. - Maciek - wyciągnął rękę.
-Iza - odwzajemniłam uścisk.
-Co ci jest? Albo nie! Poczekaj, zgadnę! - znowu posłał mi ten uśmiech, który pewnie nie jedną zwalił z nóg.
Udawał, że się zastanawia, a ja miałam trochę czasu, żeby mu się przyjrzeć. Był to wysoki brunet, z włosami krótkimi i lekko zmierzwionymi. Był szczupły, miał niesamowite kości policzkowe i żuchwowe. Jego oczy teraz się śmiały, ale gdzieś skrywały niepokój. Miał nos lekko garbaty, ale delikatnie, ze smakiem. I bardzo ładne, niebieskie jak ciemny ocean oczy.
-Anoreksja! - uśmiechnął się chytrze po chwili. Przełknęłam głośno chwilę, co jeszcze bardziej go rozśmieszyło. - Wiedziałem!
-A ty czemu tu jesteś?
-Narkoman - wyjaśnił jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
-Czyli odwyk?
-Tak - zaśmiał się ironicznie. - Który nic nie da - puścił mi oczko.
W tym samym czasie podeszła do nas dziewczyna, ciemna i przerażająco chuda brunetka. Wyglądała jak wieszak, jak reklama głodówki. Wyglądała po prostu jak kościotrup. Spojrzała na nas, a Maciek uśmiechnął się do niej.
-Jak tam Kinia po terapii? - zapytał.
-Jak zawsze - wzruszyła ramionami. - Jesteś moją nową współlokatorką? - wysiliła się na uśmiech, który był chyba najsmutniejszym uśmiechem, jaki w życiu widziałam.
-Tak, jestem Iza! - podałam jej rękę.
-Kinga - dziewczyna uścisnęła mnie, a raczej tylko dotknęła mojej dłoni, bo ja tego uścisku wcale nie poczułam. - Chodź, rozgościsz się - zaproponowała.
-Wpadnę do was później - poinformował Maciek. - Powodzenia - poklepał mnie po plecach i odszedł.
NO TO ZACZYNAMY ŻYCIE W DOMU WARIATÓW.
Po kilku minutach pojawił się w pokoju tata, zapoznał się z Kingą i oznajmił mi....
-Iza, to co ci powiem, nie spodoba ci się, ale będziesz musiała to zaakceptować.
-Może być jeszcze gorzej? - zapytałam od niechcenia.
-Odwiedziny tylko w weekendy - wyrzucił z siebie tata. Otworzyłam szeroko oczy przerażona.
-Błagam, powiedz, że żartujesz!
-Chciałbym. Przykro mi - tata mocno uścisnął mój bark, ale ja zrzuciłam jego rękę.
-Super! - warknęłam. - Ja tu nie wytrzymam - czułam, że do oczu nabierają mi się łzy.
-Kotku, musisz - tata pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł. Kinga spojrzała na mnie ze współczuciem.
-Też myślałam, że nie wytrzymam. Jestem tu już czwarty tydzień, gówno mi to wszystko daję - powiedziała. - Przeżyjesz.
-Jak długo...? - zaczęłam, ale nie wiedziałam, czy powinnam o to zapytać.
-Jak długo jestem chora? - dokończyła za mnie, a ja pokiwałam głową. - Drugi rok - odpowiedziała zmęczonym głosem.
-Jak to jest? - nie mogłam się powstrzymać.
-Nie wiesz?
-Nie wydaję mi się, żebym ja też była chora - odparłam.
-Mi też się tak nie wydawało i przez pierwszy rok uważałam wszystkich za nienormalnych, wariatów, którzy wyolbrzymiają. Jak to jest? - Kinga przygryzła dolna wargę i mówiła powoli, patrząc gdzieś w przestrzeń, jakby badała każdy szczegół swojego życia. - Monotonnie, budzisz się i nie masz siły, żeby wstać z łóżka, żyjesz tylko powietrzem. Okresu nie miałam już z pół roku. Nie mam siły czasami mówić, a jedzenie jest dla mnie najokropniejszą rzeczą na świecie. Wszystko irytuję, męczy i wyczerpuję. Nie chcę ci się uśmiechać, a zimy są tragiczne, jest ci ciągle zimno, marzniesz, nawet jak masz na sobie dwa swetry. A najgorsze są takie miejsca - pokazała na pokój. - Smutne i przygnębiająco. Przede wszystkim, samotne.
Gdy skończyła spuścił wzrok i zaczęła bawić się frędzelkami swojego koca. Widziałam jak ogromne skrywała w sobie cierpienie. Nagle zrobiło mi się jej cholernie szkoda. Zrozumiałam, że byłam ogromną szczęściarą, bo miałam przy sobie Mateusz, Pawła, Patrycję, czy chociażby Werkę i Arka. Ona chyba nie miała nikogo.
-Nie licz na to, że tu zaczniesz jeść - dodała po chwili ciszy. - Jedzenie jest do dupy, pielęgniarki ci wpychają, a jak nie zjesz, bo się jakimś cudem tego pozbędziesz, masz karę, czyli jesz dwa następne talerze.
-To są chyba jakieś żarty - stwierdziłam.
-Dlatego przerzuciłam się na wymioty - wyznała obojętnie. - Kiedy to wszystko zjem jest mi tak niedobrze, że nie miałam wyjścia.
-A właśnie! A gdzie jest nasza toaleta?
-Dzielimy toaletę z pokojem obok - wyjaśniła. - Obok mieszkają dwie dziewczyny, Diana i Monika. Monika jutro wychodzi, więc się rozluźni.
-A one też są chore na to co my?
-Są anorektyczkami - poprawiła mnie. - Nie, nie są. Monika była uzależniona od alkoholu i narkotyków, a Diana okaleczała się i próbowała popełnić samobójstwo.
-Wiesz dlaczego? - otworzyłam szeroko oczy przerażona.
-Chłopak - odpowiedziała.
Więcej już nie zadawałam pytań, bo przyszła pani Marlena, kazała Kindze oprowadzić mnie po ośrodku, a później stawić się na obiad. No nie powiem, Kinga miała rację. Obiad był CHUJOWY. Szczerze, nie jadłam jeszcze nic bardziej ohydnego. Pierwszym daniem był rosół, podobno z wczoraj. Rosół, hm... miałam na myśli wodę wzbogaconą w marchewkę, pietruszkę i dwie kluski... Drugim daniem był talerz z kluskami śląskimi. Nie, nie będę się wypowiadała na temat tych klusek.
A więc miałam już za sobą pierwszy "obiad". Po posiłku była godzina przerwy, a później miałam mieć pierwszą rozmowę z terapeutą...
CZYTASZ
Czemu mówią, że jestem konkurencją kościotrupa?
Teen FictionPoczucie pustki? Poczucie niezadowolenia z samego siebie? Swojego ciała? Swojego wyglądu? Iza jest zwykłą siedemnastolatką. Nie należy do brzydkich dziewczyn. Zresztą, nie ma brzydkich dziewczyn. Jednak ona nie jest zadowolona ani z siebie, ani ze s...