Tańcząc ze śmiercią

318 31 12
                                    

W szpitalu byłam godzinę, może trochę dłużej. W końcu mama Kingi uznała to za bezsensowne i kazała nam wrócić do domu. Maciek został, a my z Mateuszem odwieźliśmy Darka. Nikt z nas się nic nie odezwał. Nawet, gdy wróciłam do domu, Mateusz wszedł ze mną. Posiedzieliśmy w ciszy, a kiedy wrócił tata z Pawłem, Mateusz pożegnał się ze mną:

-Będzie dobrze - wyszeptał i pocałował mnie w czoło na odchodne. 

Oczywiście nakreślił całą sytuacje ojcu i Pawłowi. Paweł z tatą spędzili pół nocy ze mną, a w końcu, gdy dochodziła 6 nad ranem zasnęłam. Spałam w salonie. Obudził mnie cichy dźwięk telefonu. Otworzyłam oko. 8.07. Westchnęłam i spojrzałam na wyświetlacz: Darek. Odebrałam natychmiast. Usłyszałam ciche szlochanie. 

-Darek? - zapytałam przerażona. 

-To koniec - wychrypiał. I się rozłączył. 

Rozpłakałam się. Po chwili do salonu wszedł tata. 

-Kotku? - zapytał, ale gdy zobaczył, ze płaczę, szybko znalazł się przy mnie i zamknął mnie w uścisku, jakby myślał, że ten uścisk obroni mnie przed całym światem. 


Dwa dni później odbył się pogrzeb. Był to piątek. Było przeraźliwie gorąco. Tak jakby Bóg się cieszył, że Kinga wkracza w jego progi, w jego wrota. Na pogrzeb pojechał ze mną tata. Ubrał się w białą koszulę i czarne spodnie, elegancko jak na niego. Chyba zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Ja założyłam czarną spódniczkę i czarną, elegancką bluzkę na ramiączkach. Włosy związałam w koka. Nie malowałam się, no bo po co? Od dwóch dni tylko ryczałam. Nawet nie wiele spałam. Ciągle mi się śniła, tak jakby próbowała się ze mną żegnać. Wróciła pamięcią do dzisiejszego snu, który był odzwierciedleniem prawdziwego, realnego wydarzenia z ośrodka. 

Siedziałyśmy z Kingą w naszym pokoju. Przeglądałam na swoim komputerze tumblra, a Kinga na swoim szukała filmu jaki mogłybyśmy obejrzeć. 

-Za chwilę oszaleje! - mruknęła. - Prawie wszystko już oglądałam! 

-Czekaj - poprosiłam ją. - Jest coś takiego jak filmweb! Jestem na tym zalogowana, mam zaznaczone filmy, które chcę zobaczyć i takim sposobem wybierzemy sobie któryś i poszukamy na necie. 

-Brzmisz jak z reklamy - zachichotała. 

-I co, dobrze mi poszło? - zażartowałam. 

-Mogło być lepiej - puściła mi oczko. 

Zalogowałam się na stronie i szukałam nam filmu. 

-Nauka spadania? - zapytałam, a Kinga poszukała tego filmu w google. Przeczytała opis i zaśmiała się. 

-Idealne dla dwóch dziewczyn z wariatkowa. 

-Może być całkiem fajne! - stanęłam w obronie filmu. 

-Okej, okej! 

Włączyłyśmy film i go oglądałyśmy. O dziwo film przypadł jej do gustu. Dlatego, że sama marzyła o wyjeździe gdzieś, gdzie będzie mogła się zabawić. No i sam film opowiadał o bezradności. Bezradności, w której tkwiła. W każdym razie obie miałyśmy uśmiechy na twarzach, gdy film się skończył. 

-Może nasza historia też skończy się szczęśliwie - powiedziała Kinga. 

-Myślę, że tak - przytaknęłam. Siedziałyśmy na jej łóżku i nie ruszałyśmy się z miejsca. 

-Wiesz, czasami gdy zdaję sobie sprawę, że jest źle, bardzo źle, cholernie żałuję tego, że tak się zniszczyłam - wyznała. 

-Czasu nie da się cofnąć, ale można zmienić rzeczywistość - poradziłam. Kinga zaśmiała się, ale nie wesoło, tylko z pewnego rodzaju kpiną. 

-Mówisz to tak, jakbyś nie miała pojęcia jak to jest, kiedy patrzysz na jedzenie i chcę ci się rzygać. Jakbyś nie wiedziała jak to jest, kiedy twój brzuch wydaję ci się zbyt duży, twoje nogi przypominają dwa potężne słupy. Dobrze wiesz jak się oszukuję, że niby się zjadło więcej, a tak naprawdę wywaliło połowę, spuściło w kiblu, czy dało do zjedzenia psu. 

-Nie masz psa! - przypomniałam jej. - I ja też. 

-Nie mam, ale chciałabym mieć - uśmiechnęła się. -Kinga. 

-Co Kinga? - zapytałam nie rozumiejąc. 

-Psa, którego nazwałabym King. 

-Od twojego imienia? - zachichotałam. Ona przytaknęła i wybuchnęła śmiechem. 

-Jesteś cholerną egoistką! - rzuciłam jej. 

-Wiem - zaśmiała się głośno. 

I wtedy się obudziłam. Z zamyślenia wyrwał mnie tata. 

-Hej! Jesteś gotowa? 

Spojrzałam na niego i przytaknęłam. 


Kościół był pełen ludzi. Przyszła jej klasa ze szkoły. Nauczycielki, dyrektorzy. Rodzina, nawet był personel z psychiatryka. W pierwszej ławce siedział jej tata z dziadkiem, przy trumnie stała mama z babcią. Matka wyglądała strasznie. Już nie płakała. Nie miała siły. Babcia za to łkała i mówiła coś do Kingi. Wzięłam wiązankę i podeszłam do trumny. Kiedy jej mama mnie zauważyła, podeszła do mnie. 

-Dziękuję, że przyszłaś - szepnęła, a ja ją mocno uściskałam. 

-Bardzo mi przykro - powiedziałam, a w oczach stanęły mi łzy. 

-Kinga dużo o tobie mówiła - jej mama ścisnęła moją dłoń. - Była zafascynowana tym jak silna jesteś. Mam nadzieję, że będziesz silniejsza od niej - mocno ścisnęła moje ramię i pokazała na ławkę za tatą Kingi, w której siedział kompletnie załamany Maciek. - Usiądź z nim - poprosiła.  Pokiwałam głową, poszukałam taty, który również kiwnął na znak, że czai o co chodzi i zajęłam miejsce obok Maćka. 

-Jesteś - zauważył. 

-Oczywiście, że jestem - odszukałam jego dłoni, a gdy ją znalazłam mocno ją ścisnęłam. 

Po chwili miejsce obok zajął Darek. Miał czerwone, podkrążone oczy. Wymieniliśmy tylko krótkie spojrzenie, a po minucie zaczęła się msza. Ksiądz pięknie mówił. Pięknie mówił o dziewczynie, której wcale nie znał. 

Kinga Zapolska. Dziewczyna, którą znam z psychiatryka. No dobrze, wyrażajmy się ładniej. Z ośrodka osób uzależnionych i sprawiających problemy wychowawcze, chore o podłożu psychicznym. What the fuck? to by własnie powiedziała w tym momencie Kinga. Po prostu, z psychiatryka dla chorych umysłowo głąbów. Dziewczyna pełna energii, której nie okazywała od razu. Lubiła kontakt. Lubiła bliskość. Znała niemalże wszystkich w ośrodku. Ale nie z wszystkimi się przyjaźniła. Za to z wszystkimi mniej więcej dobrze żyła. Żyła... Dziewczyna chora na anoreksje. Dziewczyna, która anoreksje przegrała. 

-Idziemy - wyrwał mnie z zamyślenia Darek. Podtrzymał mnie kiedy wstawałam, bo zakręciło mi się w głowie. 

Szliśmy na cmentarz. Kiedy wychodziliśmy z kościoła zauważyłam, że przy tacie siedzi Mateusz, Paweł i Patrycja. Czułam, że jeszcze bardziej chcę mi się płakać. Mimo iż jej nie znali, przyszli tu. Dla mnie. 

Na cmentarzu było bardzo parno i gorąco. Stanęłam z Darkiem w cieniu, Maciek stał przy rodzinie i bacznie obserwował jak chowają jego przyjaciółkę do grobu, a następnie zasypują. Rozpłakałam się. To był ostatni moment. I to był już koniec. Całkowity i definitywny koniec. 

Żegnaj Kingo - szepnęłam. Darek objął mnie i również szepnął.

Żegnaj kruszynko. 


Hej! :*

Dzisiaj pogoda nieźle daje czadu, ale musiałam was wprowadzić w trochę smętne nastroje. Co poradzić? Co myślicie o śmierci Kingi? Czy będziecie za nią tęsknić? 

Wiecie co robić. :) 

Czemu mówią, że jestem konkurencją kościotrupa?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz