Rozdział 2.

356 17 1
                                        

Pov Emory

- Idziemy na plaże? Pooglądamy zachód słońca, na kocu z paczką chipsów, co ty na to, słonko?

- Wiesz, że ja zawsze z tobą chętnie. Jeszcze jak będą chipsy! No po prostu, mniam! 

Mama się zaśmiała. Było dziś ponad trzydzieści stopni. Teraz jest już po dziewiętnastej, a nadal był gorąc.

Byłyśmy dziś zwiedzić Ronda, czyli miasteczko zawieszone nad przepaścią El Tajo. Było tam przepięknie. Jednak musiałyśmy rano wstać aby zdążyć wszystko pozwiedzać. Mama wynajęła nawet na tę okazje auto. Było cudownie!

Jesteśmy już tu trzeci dzień i jestem zachwycona! Czekałyśmy właśnie w jednej z wielu kawiarni w Marbelli. Mama zamówiła mrożoną kawę, a ja przepyszną lemoniadę. Sama osobiście nie lubię kawy jednak dziś sama byś się pokusiła, bo przez małą ilość snu byłam zmęczona. Kiedy odebrałyśmy nasze zamówienie poszłyśmy w stronę naszego hotelu, aby zabrać koc.

Usłyszałam dzwoniący telefon. Mamy telefon. Dzwoniła ciotka. 

- Córcia, może pójdziesz do sklepu po jedzenie na plaże, hm? Ja zaczekam na ciebie tutaj i pogadam z ciocią. Czekaj, dam ci tylko pieniądze. Kup co chcesz i ile chcesz!

Dała mi sto euro i poszłam do sklepu. Było dość sporo ludzi i wszystkiego było pełno, ale bez problemu odnalazłam półkę ze słodyczami, chipsami i piciem. Gorzej było z wyborem. Jestem strasznie niezdecydowaną osoba. Już sobie współczuje.

Wzięłam głęboki wdech i stwierdziłam, że pomogę sobie wyliczanką. Cóż, mama zaczeka.

Wzięłam łyk lemoniady i zaczekam:

- Bzy, bzy, bzy, były sobie pszczółki trzy: Maja, Gucio, Klementynka i wypada ta dziewczynka.

Przechodzące obok (chyba) małżeństwo spojrzało na mnie jak na idiotkę, ale miałam to w dupie. To raczej ja powinnam na nich tak spojrzeć, bo kto nie robi wyliczanek?

Powiedziałam wyliczankę jeszcze parę razy i z wybranymi rzeczami ruszyłam w stronę kasy. Kolejka była ogromna, a ja nienawidzę czekać, przez co wewnętrznie się zagotowałam.

Trzymałam moją lemoniadę, dwie paczki chipsów, trzy paczki żelek, dwie butelki Coca-Coli i wody, paluszki i dwa jajka Kinder Niespodzianki.

Powiedziałabym, że bardzo zdrowo.

Kiedy nadeszła w końcu moja kolej odłożyłam jedzenie na kasę i poprosiłam jeszcze o reklamówkę. Kiedy zapłaciłam i spakowałem te pyszne zakupy, a resztę wrzuciłam do reklamówki razem z paragonem ruszyłam w stronę wyjścia, uprzednio patrząc na telefon, która jest godzina.

Zajęło mi to aż dwadzieścia minut. Nie wiem jakim cudem. Znaczy się wiem. To wina kolejki.

Kiedy wyszłam poczułam ciepłe hiszpańskie powietrze. Byłam dziś ubrana w biały kombinezon, który wyglądał jak sukienka. Był na cienkich ramiączkach z dekoltem w serek, na tali miał przyszyty materiał, który jak się zawiąże podkreśla ładnie talie. Zawiązałam go w kokardkę z przodu na lewym boku. Na dole miał dwie falbanki. Na stopach, jak zawsze miałam białe air force. Założyłam też złoty łańcuszek z kolczykami do kompletu. Włosy miałam ładnie pofalowane, a na nich założone czarne okulary przeciwsłoneczne.

Rozejrzałam się nie widząc mamy na miejscu, w którym ją zostawiłam.

Po minucie zauważyłam ją w towarzystwie ośmiu mężczyzn, jednej kobiety i chłopca.

Dobra z tymi mężczyznami to przesadziłam. Była dwójka mężczyzn w wieku około czterdziestu pięciu lat. Reszta była o wiele młodsza. Starsza trójka mogła mieć około dwudziestu pięciu lat, a reszta z dziewiętnaście albo dwadzieścia. Kobieta wyglądała na około czterdzieści lat. Trzymała chłopca za rękę, który miał nie więcej jak pięć lat.

Wyglądali na bardzo bogatych i wpływowych ludzi. Pewnie też tacy byli sądząc po ich postawie i ubiorze.

Więc zastanawiało mnie to czego chcą od mojej mamy. W końcu ona ich nie zna. A raczej wątpię, że coś zrobiła.

Napiłam się lemoniady i trzymając w lewej ręce reklamówkę z zakupami i telefon podeszłam do nich.

Kiedy się zbliżyłam rozpoznałam wśród nich chłopka z hotelowej restauracji. Skrzywiłam się przewróciłam oczami i podeszłam bliżej.

Stanęłam obok nich ale nikt oprócz chłopca mnie nie zauważył. Mama była blada i wpatrzona w najstarszego mężczyznę, który coś do niej mówił. Teraz gdy podeszłam bliżej zobaczyłam między nimi podobieństwo i zrozumiałam, że musieli być rodziną, a najstarsi mężczyźni byli braćmi.

- Camillo, na pewno nie jesteś tu sama. Nie kłam, bo doskonale wiesz, że tego nienawidzę. Kontaktu już nie mamy ale wiedz, że nigdy o tobie nie zapomniałem. - odezwał się najstarszy facet i miał mówić dalej ale odezwałam się ja:

- Mamo? Em, dzień dobry? 

Kiedy się odezwałam wszyscy na mnie spojrzeli, a mama zbladła jeszcze bardziej. Podeszłam do niej.

- Jesteś strasznie blada. Dobrze się czujesz? Mamo?

Trzymała nadal swoją kawę ale chyba o niej zapomniała. Patrzyła na mnie wielkimi oczami.

- Mamo? - odezwał się najstarszy mężczyzna, który był zdziwiony i otworzył szerzej swoje niebiesko-zielone oczy, nie tak jak mama, no ale jednak były wielkie. Miał blond włosy, a w świetle wydawały się złote, były ścięte po bokach na krótko, a grzywkę miał dłuższą. Był wysoki, bardzo wysoki i miał wyrzeźbioną sylwetkę. Jak na swój wiek wyglądał bardzo dobrze. Zresztą każdy z obecnych tutaj mężczyzn oprócz chłopca miał się czym chwalić. Byli przystojni, a na dodatek mieli pięknie umięśnione ciała.

Mama była bladsza od białej karki papieru, a oczy były tak szeroko otwarte, że wyglądały jakby miały zaraz wypaść.

- Mamo, spokojnie. Może chcesz się napić, hmm?

Pokręciła głową.

- To może usiądziesz?

Zaś pokręciła.

Wszyscy milczeli i wpatrzeni byli w siebie, we mnie albo mamę. No może blond włosy mężczyzna był tylko w mamę i we mnie na zmianę.

- Chcesz gdzieś iść? Przejść się gdzieś? Coś zjeść? Usiąść albo się położyć? Może czegoś napić?

Wyglądała na nieobecną. Była tu ciałem, ale myślami daleko stąd. Wpatrywała się we mnie, ale w ogóle mnie nie słuchała.

Zmarszczyłam brwi i zgięłam lewą rękę w łokciu. Reklamówka zjechała mi na zgniecie, telefon wrzuciłam do niej, a lemoniadę przełożyłam do lewej ręki. Prawą dłoń położyłam na mamy ramieniu i wtedy chyba dotarło do niej, że to dzieje się naprawdę.

- Mamuś, czy coś się stało? - zadałam kolejne pytanie. Nie zwracając uwagi na pozostałych.

Odchrząknęła i uśmiechnęła się.

- Nie.

Zmarszczyłam jeszcze bardziej brwi.

- Nie? - odezwałam się w tym samym czasie co mężczyzna mówiąc dokładnie to samo. Spojrzałam na niego i nasze spojrzenia się na chwilę skrzyżowały, bo potem spojrzałam z powrotem na mamę.

- Nie, nic się nie stało. - przerwała na chwile.- Może pójdziesz do sklepu, hmm? Tak jak się umawiałyśmy, pójdziesz?

- Właśnie z niego wróciłam.

- O świetnie! To idź coś kup, dam ci już pieniądze.

Otworzyłam buzie ze zdziwienia. Mama wyjęła portfel i wyjęła z niego kolejne sto euro. Zabrała moja rękę z jej ramienia i wsadziła mi do niej pieniądze.

- Idź, słonko, ja zaraz do ciebie przyjdę.

Odwróciła mnie i lekko popchnęła w kierunku sklepu, w którym przed chwilą byłam.

Poszłam w jego stronę, ale do niego nie weszłam. Usiadłam na ławce przed mając idealny widok na nich. Widziałam, jak mężczyzna przybliża się do mamy, a mama już nie jest uśmiechnięta tylko przerażona.

Radiant SecretOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz