20. Stoned In Paradise

593 45 4
                                    

*oczami Julie*

Złapałam szybko telefon.

 - Co tam Shawty? – usłyszałam wesoły głos Vicky.

- Vic, błagam przyjedź do mnie. Teraz. – wyjąkałam żałośnie.

- Co jest? – od razu spoważniała.

- Dylan. – jęknęłam ponownie i rozłączyłam się. Opadłam głową w poduszkę. Po chwili uniosłam ją i powtórzyłam czynność. Najchętniej zamieniłabym poduszkę na ścianę. Jaką ja jestem idiotką! Spieprzyłam na całej linii.

Co mi strzeliło do tego głupiego łba, żeby mu na to wszystko pozwalać? To mój przyjaciel, wiedziałam, że tylko go skrzywdzę jeśli mu na to pozwolę. A i tak to zrobiłam.

Po kilkunastu minutach usłyszałam trzask drzwi wejściowych. No tak, Vic wchodzi do mnie jak do siebie.

- JULCE! – zawołała.

- W pokoju! – krzyknęłam żałośnie.

Chwilę później do mojej sypialni wparowała zmartwiona blondynka.

- J, co się stało? – zapytała od razu rzucając się obok mnie na łóżko.

- Całowałam się z Dylanem. – jęknęłam i ponownie schowałam twarz w poduszce. Odpowiedziała mi cisza, a za chwilę jej śmiech.

Co?

Podniosłam głowę. Ona się śmiała. Serio.

- I to jest ten problem? To chyba dobrze? – rzuciła wesoło.

- VICKY! On się we mnie zakochał! Przecież wiesz, że ja go nie kocham w ten sposób! A dałam się mu pocałować i zrobiłam nadzieję! – Naprawdę brzmiałam żałośnie.

Wyraz twarzy blondynki zmienił się. Spoważniała.

- O cholera. – mruknęła.

- No właśnie.

- Ale co dalej? Pocałował cię i? – drążyła.

- I ja odwzajemniłam, zaczęło się wszystko rozkręcać, ale w końcu się opamiętałam i odsunęłam! On powiedział ze mu na mnie zależy, że znowu nie daję mu szansy... Potem, że to nieważne i wyszedł.  – głos mi się łamał.

- Czyli krótko mówiąc narobiłaś mu nadziei na bzykanko, a potem odepchnęłaś?- zapytała weselszym tonem chcąc rozluźnić atmosferę, ale nie zadziałało.

Zgromiłam ją wzrokiem.

- Oj no dobra, już dobra. – wzruszyła ramionami.- Mówił coś jeszcze?

- Że zadzwoni jutro.

- Zadzwoni jutro? – powtórzyła i spojrzała na mnie dziwnie. – Który facet mówi że zadzwoni jutro lasce, która narobiła mu nadziei?

- Dzięki Vic. – jęknęłam.

- Ale serio. – wzięła poduszkę spod mojej brody. – Zastanów się. Wybacz, ale spodziewałabym się raczej czegoś w stylu : ,,Dobra nie to nie, nara" albo mniej miło.

Naprawdę, te jej komentarze pocieszają coraz bardziej.

- Vic, nie pomagasz. – mruknęłam.

- On naprawdę musi być w tobie zakochany. - westchnęła.

- Vic, co teraz?

- Jak to co teraz? Teraz trzeba dać na luz. Jutro się będziesz martwić, o ile będzie czym. To w końcu nasz Dylan, nie ma opcji, żeby jakoś się nie ułożyło.  Podejrzewam, że za bardzo mu zależy, żeby  się od ciebie przez to odsunąć.  – powiedziała z przekonaniem. Jej entuzjazm jakoś nie był zaraźliwy.

SINISTER | h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz