Prolog

334 27 11
                                    

Moimi najlepszymi wspomnieniami są chwile spędzone w domu babci. Daleko od Nowego Jorku, w ciepłym Los Angeles gdzie każde poranki były wypełnione zapachem naleśników, a wieczory smakowały gorącą czekoladą pitą na werandzie. Jeździłam do babci Josie odkąd pamiętam. Uwielbiałam spędzać tam czas, bawić się z moimi przyjaciółmi i grać w klasy do późnego wieczora. Oprócz grania na podjeździe, bawiłam się również na placu zabaw nieopodal domu babci. Ciężko było mnie stąd zabrać do domu, zwłaszcza kiedy bawiliśmy się w piratów, a długi domek ze ślizgawką i szczebelkami do wspinania służył nam jako statek. Praktycznie zawsze podczas zabaw towarzyszył mi Peter, syn pani Julie która mieszkała tuż obok mojej babci. Był ode mnie rok starszy, wysoki i zawsze miał rozczochrane blond włosy. Dbał o mnie jak o młodszą siostrę, a wieczorami, gdy wracałam z placu, odprowadzał mnie do domu.
   Kiedy oboje mieliśmy już po czternaście i piętnaście lat, nie odstępowaliśmy siebie na krok. Każdy dzień spędzałam z moimi przyjaciółkami oraz Peterem i jego znajomymi. Wakacje w Los Angeles zawsze były przepełnione radością. Zapadł mi w pamięć pewien wyjątkowy wieczór. Z pozoru zwykły, dla mnie jedyny. Ostatni raz, kiedy rozmawiałam z Peterem i ostatni raz kiedy spałam w małym pokoju na pierwszym piętrze u mojej ukochanej babci.

— Szkoda, że muszę już jutro jechać. — westchnęłam i spojrzałam na leżącego obok mnie na trawie, chłopaka. Odwrócił głowę w moją stronę i delikatnie uśmiechnął się, pokazując szereg zębów.

— Zobaczymy się za rok, papużko. — spojrzał ponownie w niebo na którym widniało mnóstwo gwiazd układając się w różne konstelacje.

— Wiem, ale i tak jest mi przykro. — skierowałam wzrok w tą samą stronę.

— Bella, posłuchaj mnie. — nadal leżąc, ujął moją dłoń. — Jak już zatęsknisz, a mam taką nadzieję, to spójrz w gwiazdy. Będziemy daleko, ale tak naprawdę blisko, ponieważ oboje żyjemy pod tym samym niebem.  — wyciągnął dłoń a następnie mocno dmuchnął, jakby zaadresował swoje słowa i wysłał je prosto do gwieździstego nieba. — A teraz nie becz papużko. — zaśmiał się.

Mimowolnie wytarłam łzy i uśmiechnęłam się.

— Wracamy już? Późno się robi.

— Jasne. — od razu wstałam i otrzepałam spodnie z trawy.

Oboje skierowaliśmy się w stronę wydeptanej ścieżki która przez mały lasek prowadziła na nasze osiedle. Podczas drogi towarzyszyła nam przyjemna cisza. Peter odprowadził mnie pod drzwi, a ja mocno się w niego wtuliłam. Uwielbiałam gdy mnie przytulał.

— Śpij dobrze. — ucałował mnie w czoło i rozczochrał włosy.

— Pa. — uśmiechnęłam się i weszłam do domu.

Po wejściu do pokoju stanęłam przy oknie z którego widziałam okno Petera. On również w nim stał. Pomachaliśmy sobie, co robiliśmy co wieczór, i zgasiliśmy lampki.

Rok później nie pojechałam do babci. I nigdy więcej nie zobaczyłam się z Peterem.

Wszystkie nasze wspomnieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz