Rozdział 25

44 5 0
                                    

  Zapowiadał się spokojny poranek. Wstałam i niechętnie spojrzałam do lustra, by zobaczyć swoją twarz otuloną różowymi włosami. Nigdy nie sądziłam, że będę miała kolorowe włosy, nawet przez chwilę. Przybliżyłam twarz i spostrzegłam, że kolor moich oczu zdecydowanie bardziej się wybija. Oprócz tego, pojawiło się kilka piegów, wywołanych przez słońce, które wcześniej przykrywane były warstwą makijażu.

— Dzień dobry. — Kurt usiadł i zaczął się rozciągać, wydając przy tym okropnie dziwne dźwięki.  — Moja Arielka się wyspała?

— Co Ty gadasz? — parsknęłam śmiechem i oparłam się o komodę, która stała pod lustrem. — Ariel miała czerwone włosy.

— Oj tam, można przymknąć na to oko. — podszedł do mnie i objął w pasie, przyciągając do siebie. Uwielbiałam gdy tak robił. — Mamy jakieś plany na dzisiaj?

— Żadnych. — wzruszyłam ramionami i położyłam dłonie na jego ramionach, by zaraz sunąć nimi po szyi i zanurzyć je w rozczochranych, kruczoczarnych włosach chłopaka. — Ale w sumie… poopalałabym się i popływała w oceanie. Możemy pojechać dzisiaj do Santa Monica, albo na Venice Beach.

— Okej, z tego co pamiętam, któregoś razu zostawiłaś chyba tu strój kąpielowy. — przytulił mnie mocniej i zanurzył nos w moich włosach.

— Nie, spoko. — odsunęłam się delikatnie i machnęłam ręką.  — Pojadę do siebie, przebiorę się i dam Ci znak, to podjedziesz po mnie, co Ty na to?

— Jasne.

Zeszliśmy razem na dół, by przygotować śniadanie, ale ubiegła nas Amelie. Najwyraźniej zdążyli wrócić o wiele wcześniej, niż planowali. Choć lubiłam kontrolować sytuację, nie miałam z tym absolutnie żadnego problemu, ponieważ uwielbiałam jej towarzystwo. Posiłek minął nam w przyjemnej, rodzinnej atmosferze. Do stołu dosiadł się również pan Julian i spędzając czas z jego rodzicami, zaczęłam tęsknić za śniadaniami z moim tatą. Strasznie mi go brakowało, mimo upływu czasu. Niby pogodziłam się z jego utratą, ale ta część tęsknoty pozostanie ze mną do końca. Odejście ukochanej osoby jest nieuniknione i musiałam się z tym pogodzić.

***

— Szałowo wyglądają te twoje włosy. — mama weszła do pokoju, gdy związywałam je w warkocza. Nie obeszło się bez prześmiewczego uśmieszku pod nosem, więc zmierzyłam ją wzrokiem gdy pojawiła się w zasięgu mojego lustra.

— Przypomnij mi, kiedy wracasz do domu? — zapytałam ironicznie, gdy oparła się o moje biurko. Oczywiście nigdy nie obrażałyśmy się za coś takiego, to była po prostu forma żartu.

— Pojutrze. — założyła ręce na piersi, nie spuszczając ze mnie wzroku.

— No właśnie. — związałam końcówkę gumką, uśmiechając się pod nosem. — A tak serio, mam nadzieję, że szybko się zmyją. Kolor nie jest nawet równy. — przyglądałam się pasemkom z przodu.

— W pastelowym ci do twarzy, już się nie bój. Są wakacje, trzeba się trochę rozwerwać. — ruszyła ramionami. Wstałam od blatu i do słomianej torby zaczęłam pakować ręcznik, koc i książkę. Od kiedy była taka "wyluzowana?".

— Nie zapomnij o czapce i wodzie. — rzuciła mi te dwie rzeczy.

— Fakt. — natychmiast je spakowałam. — Jeszcze krem z filtrem! — podbiegłam do komody, chwyciłam opakowanie i niczym zawodnik NBA wrzuciłam je do torby. — Wooo, trybuny szaleją!

— Wooo!! — brunetka zaśmiała się.

Zerknęłam w okno Petera, które nadal było zasłonięte. Dochodziła trzecia po południu, chłopak zazwyczaj był o tej porze na nogach. Zmartwiłam się, jednak wiedziałam, że nie zawsze wszystko musi być jak w zegarku. Może po prostu leczył kaca, lub słońce za bardzo go raziło.

Wszystkie nasze wspomnieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz