Rozdział 30

35 3 0
                                    

Dni do wyjazdu upływały, lecz były przepełnione spotkaniami z Peterem oraz resztą. Bardzo zależało mi na tym, byśmy spędzili razem jak najwięcej czasu, którego później już nam zabraknie.
Siedziałam w pokoju Petera i czekałam na to, aż chłopak będzie gotów do jazdy. Umówiliśmy się, że pojedziemy autem Julie, więc miał teraz większą decyzyjność. On zamiast się szykować, wolał po prostu siedzieć i rozmawiać, czy wspominać.

— Pamiętasz? — zerknęłam w stronę blondyna, który wyciągnął z szafki nocnej kopertę i wręczył mi ją. Na początku nie wiedziałam co to, jednak gdy tylko uchyliłam jej rąbka, od razu wiedziałam, że to zaproszenie. — Mieliśmy iść razem na wesele Dakoty.

Pamiętam, że planowałam już nawet sukienkę. Byłam bardzo podekscytowana na to wydarzenie, jednak wir innych, odsunął to w niepamięć. A szkoda, bo być może świetnie byśmy się bawili. Trzy tygodnie temu.

— O jeju, przecież to było na początku sierpnia. Dlaczego nic nie mówiłeś! — uśmiechnęłam się, otwierając kartkę. Ponownie przyglądałam się wszystkim uroczym detalom.

— Wiesz, że dużo się działo. — rzucił i przysunął się bliżej mnie. — Ale Dakota przesunęła wesele za rok. — wzruszył ramionami. — I… — westchnął. — W zasadzie nie powinniśmy iść tam razem. — Uśmiechnął się tępo i odebrał je ode mnie.

— Dlaczego? — zmarszczyłam brwi i przyglądałam się chłopakowi, który chował je do szafki nocnej. — Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi.

— Taaak, ale wiesz… po prostu źle bym się z tym czuł. — zacisnęłam wargi i usiadłam prosto, pocierając wewnętrzną stronę dłoni o uda. — Nie obrazisz się?

— Nie, no co Ty. — odparłam, chociaż gdy usłyszałam, że nie chce mnie tam zabrać, poczułam lekkie ukłucie w sercu. Nie myślałam o tym, że mogłoby to źle wyglądać. Chociaż skoro nawet jego tata pytał się, czy jesteśmy w związku… powinnam zastopować.

— Ale Dakota z pewnością ucieszyłaby się na Twój… — przerwałam chłopakowi.

— Czy nie zagalopowałam się nieco? — obróciłam głowę w stronę Petera i przyglądałam mu się.

— To znaczy? — uniósł lewą brew, nie rozumiejąc co mam na myśli. Usiadł twarzą do mnie, podwijając prawą nogę pod lewą, która opadała na dół.

— Wiesz… — zaczęłam się zastanawiać, co w zasadzie powinnam powiedzieć. — Przekroczyłam granicę? Gdy leżałeś w szpitalu, Kurt był zazdrosny. — postanowiłam, że w końcu to powiem. Nie wiedziałam, czy Kurt już mu o tym wspominał, i czy w ogóle miał zamiar, ale uważałam, że tak byłoby najsprawiedliwiej. Peter zaczął się śmiać, ale gdy tylko spostrzegł, że ja wcale się nie śmieje, spoważniał.

— Mówisz serio?

— Jak najbardziej. Spędzałam u Ciebie całe dnie. — gdy zaczęłam mówić to na głos, dopiero zrozumiałam, jak źle mogło to wyglądać w oczach Kurta.

— Ale to z czystej empatii. Byliśmy dla siebie bardzo ważni, jako dzieci, więc pewnie czułaś, że powinnaś tam być. — wzruszył ramionami i usiadł prosto, patrząc w podłogę. — Jesteśmy tylko starymi kumplami, nic już nas nie łączy.

— Masz rację. — odparłam, również skupiając wzrok na tym samym miejscu. Gdy Peter tak przedstawił sytuację, nabrało to większego sensu.

Nagle podłoga stała się niezwykle ciekawa. Drewniana, jasna. W zasadzie tylko imitowała drewno, ale była jego wierną kopią. Gdy przyglądałam jej się nieco dłużej, dostrzegałam ślady po zwojach, które określały jej wiek. Cóż, wspomniałam już, że była to tylko imitacja, więc drewno było bardzo młode.

Wszystkie nasze wspomnieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz