Pierwsze spotkanie

908 34 47
                                    

Neteyam

Po ataku na wioskę mój ojciec zadecydował że się przeniesiemy. Znikniemy. Po to aby chronić nasz klan i naszych bliskich. Mój ojciec Jake Sully zrzekł się tytułu o'loektan i wyruszyliśmy...

Lecieliśmy bez przystanków przez cholerne cztery dni. Nasze ikrany wręcz błagały o odpoczynek ale mój mój ojciec uznał że nie mamy na to czasu.
-zatrzrymajmy się chociaż na chwilę na tych skałach- wyjęczałem wykończony już całą tą podróżą
-Tak chociaż na chwilę- dodał lo'ak
-Ma Jake. Dzieci są zmęczone, a o naszych ikranach już nie wspomnę. Zatrzymajmy się. Tam jest dość duża skala która pomieści pięć ikranów- powiedziała moja mama. Ona była z nas wszystkich najbardziej wykończona. Gdy opuszczaliśmy nasz klan ciągle płakała, kolejny raz coś straciła. Jakaś cząstkę siebie.
-Dobrze, zatrzymamy się- powiedział mój ojciec
-ale tylko do rana. Później ruszamy.

Po tych słowach polecieliśmy jeszcze kawałek do skały która nie była jakoś bardzo dużą, ale wystarczająca aby chociaż chwilę odpocząć.

Rozłożyliśmy maty, Tuk przytuliła się do mnie i zasnęła. Leciała z mamą, z tego co widziałem to przysnęła na chwilę ale i tak była bardzo zmęczona.

Oparłem się o mojego ikrana i próbowałem zasnąć ale za cholerę mi to nie wychodziło więc po prostu siedziałem i obserwowałem moją siostrę jak śpi.

-Neteyam? Śpisz??- odezwał się lo'ak
-Nie- burknołem- Spróbuj się przespać lo'ak-
-wlasnie mi to nie wychodzi...-
-Ehhh-

--------

Obudziłem się pierwszy. Dziwiło mnie to że udało mi się zasnąć. Często nie spałem po nocach i po prostu latałem nad górami ula ula lub chodziłem po lesie.

Gdy reszta wstała, zebraliśmy rzeczy i powróciliśmy do wędrówki. Jak się okazało lecimy do klanu metikayna...
Mój ojciec ma nadzieję że pozwolą nam zostać chodz ja w to wątpię...

-Tonawari. Widzę cię przyjacielu- powiedział mój ojciec do wodza klanu.
- szukamy schronienia. Musieliśmy opuścić klan Omatikaya przez wojnę która tam trwa. Szukali nas lecz wierzymy że możemy żyć jak dawniej, zanim ludzie nieba się zjawili.- Zaczął mój ojciec
- Jaku Sully. Nie chce aby twoja wojna dosięgła moich ludzi.
- Skończyłem z wojną. Chce ochronić moją rodzinę.
I wtedy się dopiero zaczęło... Ronal...
T'sachi klau metikayna... Nie powiem ostre babsko...
- NIE CHCEMY DEMONA W NASZYM PLEMIENIU- wykrzyczała Ronal...
-Ronal... Proszę cię, to dobrzy ludzie...- Tonawari próbował ją uspokoić, i o dziwo mu się udało
- Jeżeli zostaną...- obeszła nas i... Przyczepiła się do lo'aka..
- Będą wolni w wodzie, nie przeżyją tutaj. Ocean ich zabije...- Oznajmiła Ronal

- A zatem będziemy się uczyć..- wtraciłem czym przykryłem uwagę najprawdopodobniej syna Tonowariego...- Jak dzieci... U nas uczono nas od małego sprawnie poruszać się po drzewach, aby przeżyć u nas trzeba być szybkim i zwinnym.. - Mojemu ojcu to się chyba nie podobało lecz nie przejmowałem się tym.
- nauczcie nas jak nie dać się zabić w wodzie. Jak pływać. Jak dzieci. Będziemy posłuszni.- mówić to miałem wielką nadzieję że ich przekonam
Po chwili Ronal i Tonawari wymienili między sobą spojrzenia
- Młody Sully - odezwał się O'loektan.- Masz mężne serce. A tacy... Bardzo dobrze się uczą- oznajmił.
-Witajcie w klanie metikayna. Moje dzieci Anoung i Tsireya nauczą twoje dzieci jak pływać i oddychać jak my -
- ALE- Odezwał się chłopak...
- Bez żadnych ale-
Mimowolnie się zaśmiałem z co zostałem skarcony jego wzrokiem...

Odkąd jesteśmy tutaj zasuwałem że mojemu bratu coś się stało... Jakby był a innym świecie. Obstawiam że już się zakochał w tsireyi...

Właśnie mieliśmy iść poznać nasze ilu lecz ja jakoś nie chciałem.. mój ikran Niveba mi wystarczyła.

Lo'ak, Tuk i Kiri poszli sami, uznałem że polecę może do nich ale nie za bardzo chciałem doznać konfrontacji z Anoungiem... Wydaje mi się że nie zbyt mnie lubi..

Latałem i latałem nad oceanem... Jest cudowny- pomyślałem.
- Chyba należało by tam się zjawić czy coś...- powiedziałem do siebie na co o dziwo dostałem odpowiedź od Niveby.
- Czyli wracamy.-

Gdy już miałem wylądować coś przeleciało mi koło ucha... Strzała...
-CO DO KURWY- Wykrzyczałem i po chwili juz stałem na ziemi i sprawdzałem Nivebe czy jej nic nie jest.
- CO TO KURWA MIAŁO BYĆ?- Wpadłem w szał. Nie lubię jak ktoś mi do ikrana strzela...
- Sorry myślałem że to harelelex- Odpowiedział Anoung
- Ty strzelasz do wszystkiego co lata czy jak?- powiedział lo'ak
- przeprosiłem przecież- odpowiedział
- dobra już. Spokój- wtraciłem się...
- nic ci nie jest..?- zapytał Anoung
- Nie- Odpowiedziałem krótko

Zostałem chwilę z nimi.. Z tego co widziałem to Niveba bardzo przyciągała ich uwagę. Rozumiem to, jest piękna.

- To samica?- zapytał Rotoxo, przyjaciel Anounga.
- Tak, ma na imię Niveba- odpowiedziałem.
- szybka jest??- dopytywał
- No tak..- odpowiedziałem
- Ale nie szybsza od Echo- wtrącił dumnie lo'ak
- Tak tak, a przegraliście ile razy?? Przypomnij mi proszę- zapytałem
- Spieprzaj- burknal lo'ak
- Widzę że ilu i tak za bardzo nie chcą współpracować więc może byśmy tak pokazali naszym nowym znajomym jak to jest w oceanie chmur???- powiedział lo'ak dając tym samym zajebisty pomysł.
- ja tam mogę pokazać. Widoki są piękne- wtraciłem dumnie.
Wiedziałem że to długo nie potrwa zanim się skuszą na lot na ikranie...
- Ja tam chętnie zobaczę.- powiedziała Tsireya i stała za lo'akiem - Co ty na to braciszku- spojrzała w stronę Anounga.
-No spoko...- wymamrotał.
Wstałem i wsiadłem na Nivebe.
-Dobra to kto leci ze mną??- zapytałem
-Ja lecę z lo'akiem- oznajmiła Tsireya.
Mój brat miał cudną minę... Zaśmiałem się lekko i spojrzałem na Anounga.
- Lecisz??- zapytałem.
On nic nie mówiąc wsiadł na ikrana i z tego co widziałem bardzo chciał trzymać dystans
-Kiri lecisz z Rotoxo- powiedział lo'ak
-git- odpowiedziała krótko

Gdy już wszyscy wsiedli, ruszyliśmy.
Tsireya kurczowo trzymała się lo'aka w pasie, Rotoxo też. A Anoung... Jakby się bał. Nie tyle że wysokości ale mnie... Niveba dała nura do wody, nie wiadomo z jakiej przyczyny.. złapała jakaś rybę i wróciła do reszty...
Byłem w szoku szczerze, nigdy tak nie robiła. Nie przepadła za rybami.. Po chwili zrozumiałem co zrobiła. Anoung chował głowę w moim ramieniu i ściskał mnie w pasie
-Nie mogę oddychać...- powiedziałem
-Sory- odpowiedział i poluzował uścisk lecz w ciąż trzymał się bardzo blisko
Boi się...- pomysłem
Nie lecieliśmy szybko...
Dałem lo'akowi znak paroma okrzykami że się oddalamy, i polecieliśmy za lagunę.
- Anoung... Możesz otworzyć oczy..- powiedziałem delikatnie
- Nie.- odpowiedział ostro
-dlaczego?- zapytałem delikatnie
-BO MAM PIERDOLONY LĘK WYSOKOŚCI- Wykrzyczał.
Zdziwiłem się bo zgodził się lecieć..
Oddałem Nivebie pełną kontrolę i delikatnie się do niego obróciłem.
-Anoung? Wszytko gra nic ci się nie stanie- powiedziałem delikatnie.
On lekko otworzył oczy wciąż będąc przytulonym do mnie.
Spojrzałem na niego i zapytałem
- wylądować?
- Nie.
-Ale się boisz
- Tak ale...KURWA DLACZEGO SIEDZISZ PRZODEM DO MNIE
Niveba wtedy zaczęła podwarkiwać więc odwróciłem się i wylądowałem.

Anonung

Musiałem lecieć, co oni by sobie pomyśleli...
Ale chyba i tak wyszło jeszcze gorzej.
Gdy Neteyam wylądował zsiadłem z ikrana i usiadłem na ziemi
-Czemu chciałeś lecieć skoro się boisz?- zapytał Neteyam.
Nic nie odpowiedziałem... Co miałem powiedzieć, "poleciałem żeby nie było że się boje i chciałem spędzić z tobą czas bo cięgle mnie unikasz" nie kurwa nie powiem tak
-Nie wiem- odpowiedziałem krótko
To była po prostu zajebista odpowiedź...
-Eeeee okej to, jak chcesz wrócić to mogę..- powiedział chłopak
- Nie- Odpowiedziałem
Widziałem że Neteyam był trochę zagubiony co zrobić...
- Słuchaj, sory że nie chciałem jakoś spędzać z tobą czasu... Po prostu uważam że mnie nie lubisz i to jako- Przerwał bo zasłoniłem mu usta...
- Nie prawda- powiedziałem- Lubię cię w niczym mi nie przeszkadzasz bla bla bla...- odpowiedziałem i zabrałem rękę... Neteyam zaśmiał się na moje słowa o co mi chodziło.. Ja mimowolnie się uśmiechnąlem.
- To chcesz wracać- zapytał
- Pod warunkiem że przestaniesz mnie unikać- oznajmiłem
- Ehe- odpowiedział wywracając oczami i poszedł do ikrana...
-------

Mam nadzieję że się podoba :')
Jeżeli jakieś imię źle napisałam to bardzo przepraszam, trudno je zapamiętać

The sea of love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz