— 🂱 —
| DUSTIN ASA |— Zaklucz drzwi.
Leo przekręca posłusznie zamek, tuż po tym, gdy wejście zatrzaskuje się z hukiem za plecami chłopaka. Może uznać mnie za paranoika, jednak przezorność nikogo nie zabiła. Zrobiła to ciekawość.
Nie odzywamy się do siebie, odkąd Leo dostał jasny komunikat, że nie zamierzam prowadzić dyskusji na ulicy. Nie znalazł sobie zamiennika tematu. Cisza ciągnie się więc za nami niczym klasyczna zmora. Mrok rezydrncji wypełniają przenikające się odgłosy moich kroków, zmęczonego zipania i rzucania rzeczy gdzie popadnie.
Niechcący podstawiam torbę pod nogi Leo. Potknąwszy się, klnie siarczyście. Przytrzymuję chłopaka za ramię, byleby nie zabił się w przeddzień Tournée. Najbliższe dziesięć lat musi przetrwać cały i zdrowy, aby stolicy zgadzał się utarg.
Zapalam światła w kuchni i korytarzu.
— Zrobiłeś to specjalnie — oskarża mnie Leo. Marszczy czoło. Moja brew porusza się w złośliwym, wręcz zmanierowanym grymasie, gdy odpieram:
— Może tak. A może nie.
Puszczam Leo wolno. Nie odrywając ode mnie wzroku, poprawia swoje ubranie i próbuje zachować spokój. Podpuszczanie go okazuje się wybitnie zajmującą atrakcją.
— Napijesz się czegoś? — proponuję, wchodząc do kuchni.
Wstawiam czajnik z wodą. Opieram się o blat i wyglądam przez zaszronione okno na ulicę. W domu Dakoty jest ciemno. W sąsiedniej rezydencji, tej, która należy do Ayli Quinn Crane, nie dostrzegłem sygnałów życia, odkąd zyskał właścicielkę. Dzisiaj nie jest wyjątkiem.
Po co miałaby przyjeżdżać? To w Kapitolu Ayla układa swoją codzienność. Dystrykt Drugi stał się zapomnianą dziczą.
— Wystarczy sizzle — podejmuje decyzję Leo.
Opiera się o ścianę przy wyjściu, a wzrokiem wodzi analitycznie po ścianach pomieszczenia, zupełnie jakby szukał sobie drogę ucieczki. Nie trzymam go na siłę. Wolno mu wyjść, kiedy zechce. Ucieszyłbym się.
Czajnik zaczyna gwizdać. Odpychając się ze śmiechem od blatu, rozwiewam nadzieje Leo na libacje. Ojciec ucieszy się, że dbam o zdrowie jego najmłodszej latorośli.
— Dostaniesz herbaty — mówię. — Ziołowej. Łagodzi spięcie.
Mój drugi strzał również chłopaka irytuje, ale Leo trzyma dzielnie język za zębami. Do trzech razy sztuka? — zastanawiam się. Nie rozumiem tej szalonej potrzeby wyprowadzenia go z równowagi, ale nabrałem ochoty na odrobinę braterskiego droczenia.
Dlatego więc zjołową herbatę przygotowuję i dla siebie.
Nie wpuszczam Leo w głąb domu. Przystaję przy kuchennej wyspie, dając sygnał, aby sprężał się ze swoją sprawą. Przesuwam leniwie kubek pod nos chłopaka, a także głupie muffiny na talerzu, których napiekłem przez noc. Nadzienie jest o smaku rozgoryczenia, moich żałosnych łez i złości. Mieszanka idealna. Wręcz wybuchowa.
Leo kręci hałaśliwie łyżką w kubku. Wpatruję się w ruchy nastolatka. Zwracam uwagę na jego trzęsące ręce, gdy wyciąga łyżeczkę i wbija ją agresywnie w ciastko, prawie jak nóż w manekina.
Opieram łokcie o krawędź blatu, prawie się na nim kładąc. Nogi mnie bolą, plecy jeszcze dotkliwiej, ale nie zamierzam siadać. Chcę mieć rozmowę za sobą, pożegnać Leo i pójść do łóżka, nawet jeśli nie zmrużyłbym oka.
— Przejdź do rzeczy — przerywam ciszę. — Przeprosić, za co?
Moja bezpośredniość zbija Leo z pewności siebie. Nie potrafi utrzymać ze mną kontaktu wzrokowego. Szuka nowych punktów zaczepienia. Bezpieczniejszych. Zobojętniały wyraz mojej twarzy i całe nastawienie nie zdają się być dla Leo wybitnie komfortowe.
CZYTASZ
TSOL: CURSED LOVERS | THG [2]
Science Fiction❝ŚPIEWAJ Z NAMI.❞ Po wyjątkowym zwrocie akcji podczas 73. Igrzysk Głodowych Kapitol wysyła do Dystryktu Drugiego nielimitowane pokłady miłości, pieniędzy i zasobów. Zahaczające o szaleństwo uwielbienie wzbudza u niektórych Zwycięzców wzmożoną...