ROZDZIAŁ 6

56 6 13
                                    

- 🂱 -
| DUSTIN ASA |


Mimo że nie mamy powodów do żałoby, drogę do Dystryktu Jedenastego pokonujemy w grobowej atmosferze. Nie dotarły do nas żadne informacje, jakoby Arcady wyzionął ducha. Gość ma więcej szczęścia niż rozumu; i choć pojmuję, że rzucił się w kierunku niedoszłego zabójcy Ayli Leo z podobnych pobudek, z których zrobiłem to sam, Arcady zapomniał, że w przeciwieństwie do niego, mnie do szaleństwa wyszkolono.

Jednak to nie Arcady stanowi źródło moich problemów.

Zgubiłem gdzieś w pociągu swojego przyrodniego brata, i tak jak przez siedemnaście lat niewiele mnie obchodził, tak popisał się wybitnie, żebym poświęcił czas na zamartwianie się o niego. Ojciec byłby zadowolony.

Nie zastaję Leo w wagonie sypialnianym. Ayla zamknęła się na cztery spusty w swoim pokoju, więc wątpię, aby miała z Leo kontaktu. Vila także niewiele wie w tym temacie, zresztą ma ważniejsze sprawy na głowie - wisi na linii że stolicą i próbuje wyciągnąć od przełożonych, jakie względem nowopowstałej sytuacji decyzję podejmą.

Głosuję za propozycją, abyśmy wrócili do Dystryktu Drugiego.

Nim wróciła do dyskusji z - nie wpadłabym na to nigdy - Senecą Crane, Cardew zaproponowała subtelnie, że oprócz zajmowania się innymi, powinienem zadbać także o siebie. Choć nafaszerowałem się lekami znalezionymi w pociągowej apteczce, nadal czuję jak wyciągnięty z Areny. Przysięgam więc sobie, że kiedy już przegadam z Leo jedną sprawę, zainspirowany Aylą chowam się we własnym przedziale i śpię do rana.

Leo odnajduję w wagonie stylistów. Spodziewałem się każdego miejsca, ale tego, że zakopie się w stosie futer, nie wziąłem pod uwagę. Odsuwam powoli płachtę materiałów. Marszczę czoło, otwarcie zbity z tropu, gdy widzę chłopaka niemal zwiniętego w kulkę. Otacza kolana ramionami, kiwa się na boki. Nie jestem przekonany, czy tak zachowuje się osoba, która zaręczyła wcześniej, że czuje się wspaniale.

Mały oszust.

- Już myślałem, że wysiadłeś gdzieś po drodze i wracasz piechotą do domu - odzywam się obojętnie, a wypowiedziane słowa to jedyne, jakie przychodzą mi do głowy. Nieszczególnie wiem, jak wypada ugryźć rozmowę. Po fakcie, mnie także trzęsą się ręce, odkąd zszedłem ze sceny w Dystrykcie Dwunastym.

- To nie byłoby takie głupie - odpowiada mi niemrawo. - Ta wyprawa ledwo się zaczęła, a już mam niej dość.

- Witaj w klubie.

Leo nie odwraca wzroku od manekina, na którym wisi przygotowany strój na występ w Kapitolu. Biały smoking razi mnie po oczach. Nie wierzę, że Cinna zgodził się odpicować Leo na płatka śniegu, choć stroje na najbliższe tygodnie rażą po oczach czernią i burgundem.

W oczach chłopaka zauważam błysk, gdy w pogrywającym w tle radiu reporter streszcza fantastyczną historię młodości i kariery Leo Vettisa. Oparłszy brodę o kolana, Leo zasłania dłońmi uszy. Kojarzę ten ruch; robiłem tak sam, ilekroć w telewizji wypowiadano moje imię. Nie chciałem słyszeć niczego w temacie swoich Igrzysk. To, co dzieje się z Leo, prawdopodobnie wcale się nie różni.

Co jednak mam zrobić? Jako osoba postronna? Nie mam dobrego przykładu. Musiałem radzić sobie sam. Nikt mnie wtedy nie widział.

Wypuszczam dyskretnie powietrze, powoli się załamując. Naprawdę, staram się, jak mogę, żeby ułatwić Ayli i Leo całą tę cholerną trasę, ale... dociera do mnie, że w rzeczywistości sam potrzebuję mentalnego wsparcia.

Na moje ramiona spada nagle ogromny ciężar. Uzmysławiam sobie, jak wielkiej odpowiedzialności się podjąłem, byle tylko... chyba udowodnić sobie, że wciąż mogę robić dobre rzeczy. Być dla innych. Nie tylko dla siebie. Wnieść do cudzego życia coś sensownego. Ale jak mam sprawić, żeby w to uwierzono, gdy poniekąd sam nie mam zielonego pojęcia, po cholerę mam żyć?

TSOL: CURSED LOVERS | THG [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz