ROZDZIAŁ 3

47 6 36
                                    

| DUSTIN ASA |


Przecież to jest genialne.

Rozśmieszony szept opuszcza moje usta, pozostawiając w chłodzie dnia mleczną chmurę rozgrzanego powietrza. Tkwię na progu tarasu i nie kryję ubawienia, widząc, z jakim zapałem ojciec naciera śniegiem skacowaną twarz Leo.

Upijam gorącej herbaty.

- Wsyp mu śnieżku w majtki - proponuję tacie. Dławię się napojem, bo dopada mnie następny atak śmiechu, kiedy Leo zanosi się bliżej nieokreślonym rykiem. Niedługo zacznę wierzyć, że rzeczywiście posiada w sobie duszę kota. - Cato skopał mu wczoraj tyłek. Wymrożenie powinno złagodzić boleści. Tylko nie jestem pewny, czy na ego też podziała - wypominam Leo jego sprzeczkę. Tata marszczy czoło. Jego szpiedzy w Akademii najwyraźniej nie zdążyli złożyć mu jeszcze donosu. Przytrzymując Leo za ubranie, przyciąga go bliżej siebie i pyta stanowczo:

- Czy skończysz wreszcie ładować się pod pięści?

- Zmuś mnie - bełkoce Leo. - Jestem Zwycięzcą.

- Nie wywiera to na mnie wrażenia.

Na mnie trochę, bo zaczynam śmiać się głośniej. Porządny argument. Drżymy ze strachu. Chłopak próbuje się wyswobodzić, ale ojciec okazuje się silniejszy. Nie ukrywajmy faktów; Leo, choć gołym okiem widać, że jest coraz starszy, wciąż musi dorosnąć, żeby zyskać szanse przewagi nade mną czy tatą. W Akademii może i sieje odrobinę postrachu wśród kolegów, ale stojąc obok naszej dwójki, wygląda jak zwykły nastolatek, którym - mimo swojego wybitnego tytułu - nadal jest. Nie wyróżnia się od swoich rówieśników niczym szczególny, oprócz traumy, która, faktycznie, jest zarezerwowana dla wybrańców.

- Nie wygrasz - brnie w swoje Leo.

- Jesteś przekonany?

Tata przyjmuje wyzwanie.

Leo nie zdąża zareagować. Jego przesadnie wysoki pisk roznosi się po ogrodzie, gdy Kaden wciska twarz chłopaka w zaspę i powtarza swoje wcześniejsze pytanie, a raczej prośbę, żeby dzieciak naprawdę spróbował zapanować nad swoim temperamentem. Gdybym nie trzymał w rękach kubka, wybiłbym donośne brawa.

- Puszczaj! - woła Leo. - Tato!

Wymachuje ramionami. Kaden obrywa łokciem w brzuch, przez co traci dech i luzuje chwyt. Młody wyswobadza się, ale ostatecznie i tak pozostaje w śniegu. Wciąż płynący we krwi alkohol obniżył jego koordynację ruchową. Stał się łatwym celem. Leo dostaje wciry. Na twarzy znów czuje zmrożoną kulkę, otrzymawszy ostatnie orzeźwiające mycie. Nagle żałuję, że dziennikarze przybędą dopiero po południu, ależ mieliby barwny materiał.

- Sprawy robią się poważne, Leo. Nie możesz zachowywać się w taki sposób. To nie wpływa na ciebie dobrze - odpiera tata. - Masz być grzeczny - naciska. - Obiecujesz?

Nie otrzymawszy odpowiedzi, Kaden sięga po następną kulkę. Chłopak rozkłada dłonie w poddańczym geście, nim doczekuje się następnego uczucia chłodu na policzku. Tata prędko obdarowuje Leo zaufaniem, bo choć nie zyskał żadnego zapewniania, już wypuszcza śnieg z ręki.

- Cieszę się, że rozumiemy - przyznaje swobodnie. - Bo się zrozumieliśmy? - upewnia się. Leo przytakuje kiwnięciem głowy. Po ustach ojca przesuwa się pełen ulgi grymas, gdy otrzepawszy ręce, poleca:

- Dustin przygotuj Leo vixitrol.

- Dlaczego? - parskam.

- Przygotuj Leo vixitrol.

Kaden powtarza się tonem nieznoszącym sprzeciwu, a kiedy rozchylam usta, momentalnie uznaję, że może jednak warto posłuchać tego, co mi aktualnie każe. Wygląda to na celowe zagranie. Przestaję się nabijać. Kaden porusza wymownie dłonią, sugerując, żebym zmywał się do kuchni. Możliwe, że zamierza zamienić z Leo kilka słów bez świadków. Mądrze. Nie musi opieprzać dzieciaka przy publice. Moja obecność niewiele wskóra.

TSOL: CURSED LOVERS | THG [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz