Życzę miłego czytania. ◽
Mierząc wzrokiem stos dokumentów do podpisania. Popijając gorąca kawę, usłyszałam ciche pukanie do moich drzwi.
- Proszę wejść - nie wstając z miejsca, powiedziałam głośnym głosem. - Valeria, nie musisz pukać do mnie za każdym razem kiedy chcesz wejść. Skończę tylko podpisywać te dokumenty i wyjdziemy na lunch.
- Wiesz że muszę w końcu należy Ci się szacunek. Twój ojciec za tą zniewagę by mnie wyrzucił z firmy. A uwierz nie chciałabym mu popaść - powiedziała, moja osobista sekretarka, bawiąc się kosmykiem włosów który wydostał się z jej szczelnie zawiązanego kucyka.
Szacunek. I jeszcze raz szacunek - Alberto, mój ojciec miał żelazne zasady. W jego firmie nie wolno było popełnić jednego błędu. Każdy błąd kończył się odejściem z firmy. Valeria pracowała od początku mojego zaistnienia w Storm Value. A dokładniej dwa lata.
- Mój gabinet. Moje zasady. Idziemy na lunch, bo powoli głodna się robię. - z mojego brzucha, na potwierdzenie moich słów rozległo się cichy odgłos. - Wiesz że jestem zupełnie inna niż mój ojciec. Możesz mieć we mnie przyjaciółkę.
- Oczywiście, rozumiem. Byłam już na lunchu dwadzieścia minut temu ale jeśli chcesz mogę podejść znowu z Tobą. - Jezu, zapomniałabym w końcu po to tu przyszłam. Pani Ojciec chciał by pani, znaczy żebyś Gianna przyszła do niego w wolnej chwili.
- Coś jeszcze mówił? - zapytałam, wydając westchnienie.
- Tak, że to bardzo ważna sprawa. - powiedziała, kierując się do wyjścia. - Ja wrócę do pracy. Jeśli byś coś potrzebowała daj mi znać. Przy Pani ojcu będę mówiła do Ciebie - pani.
- Jasna sprawa. Miłej pracy Valerie.
Kończąc swoją kawę, stwierdziłam że pójdę do swojego ojca. U niego ważna sprawa oznaczała coś czego nie można pominąć. Firma Storm Value była jego oczkiem w głowie.
Wchodząc do jego gabinetu - spostrzegłam inny wyraz twarzy który nie wróżył nic dobrego.
- Giannina, usiądź proszę. - zajęłam miejsce na przeciwko Alberto.
- Wiem że jesteś przyzwyczajona do samodzielnej pracy. Jednak stwierdziłem że przez pół roku będziesz pracowała z synem Jamesa - mojego dobrego, dawnego przyjaciela. Ethaniel jest niewiele starszy od Ciebie, wiec myślę że nie będzie problemu.
- Ojcze, to nie będzie dobry pomysł. - przerwałam, nasłuchując jego wypowiedzi. Skubiąc skórki wokół swoich paznokci u dłoni.
- Giannina nie przerywaj mi. Jeszcze nie skończyłem. Nie wiele mnie interesuje twoje zdanie. Jednak z szacunku do Ciebie mówię tobie co postanowiłem. Projekt nad którym będziecie pracować jest zbyt bardzo ważny. Ethaniel to syn, mojego przyjaciela, wiec rozumiesz że masz być dla niego miła. - powiedział Alberto, maczając usta w kawie.
Postanowiłam jednak zignorować jego wcześniejszą wypowiedź. Stwierdziłam że dla dobra projektu wszystko doprowadzę do końca sama. Nie włączając w to tego Ethana, czy jak mu tam.
- Ja sama postanowie, dla kogo jaka będą. Jeśli zasłuży na moją dobroć to tak będzie. Jeśli jednak nie to pożałuje. - powiedziałam to co myślałam. Może dlatego byłam czarna owcą w rodzinie. Jako jedyna w tej rodzinie posiadałam swoje zdanie. Matka, miała w naturze dostosować się do wszystkiego co powie ojciec jak i również moja siostra - Valentina.
- Gianna, nie będę z Tobą dyskutować. Jeśli mnie nie posłuchasz to wtedy już nie będę taki wyrozumiały. Twoje stanowisko przejmie twoja siostra.
CZYTASZ
Storm Value
Genç KurguWłoska rodzina Filyaw - słynęła z ogromnej firmy mieszczącej się w samym środku Florencji - Storm Value. Na pierwszy rzut oka - idealna rodzina. Perfekcyjnie sprecyzowane dzieci. Perfekcyjnie wyidealizowana żona. Jeśli jednak przyjrzysz się bardzi...