Rozdział 14. Ogień.

1.4K 71 13
                                    

Minęło parę dni od odwiedzin Colina i jego pana. Wczoraj za pozwoleniem pana poszedłem się porozglądać po ogrodzie. Oczywiście ochroniarze myśleli, że planuje ucieczkę więc mnie zaatakowali i złoili mi skórę. Dobrze, że tylko bili czymś w rodzaju pejcza inaczej nie chciałbym gorszych urazów. Za to dostali ochrzan od mojego pana. Właśnie kolorowałem kolorowanki siedząc w salonie gdy pani Sonya ścierała kurze, a pan robił listę czegoś.

-Levis będę jechać do sklepu. Kupić ci coś?- Zapytał się odrywając mnie od kolorowania. Popatrzyłem na niego.

-Prażynki bekonowe?- Zapytałem niepewnie, a ten z uśmiechem pogładził moją głowę.

-Nie ma problemu. Sonya jak będzie chciał do ogrodu to niech wyjdzie. Ale niech ma na sobie kurtkę, buty, czapkę i szalik. Ja jadę do sklepu po zakupy.- Powiedział, a pani Sonya skinęła głową. Zabrałem książkę i kredki po czym zaniosłem je do pokoju. Położyłem je na odpowiednie miejsce. Zacząłem szukać swojej przytulanki.

-Gdzie on jest?- Zapytałem sam siebie. Przeszukałem łóżko, pod łóżkiem, szafki, szuflady, a nawet kosz na pranie. Wyjrzałem przez okno. Przestraszyłem się widząc jak ochroniarze pana Jonathana nim rzucają. Zacząłem biec. Dobiegłem do drzwi na taras. Wyszedłem mocząc tym swoje skarpetki przez śnieg.- Zostawcie go!- Krzyknąłem na co zacząłem ich bić. Dwójka z nich złapała mnie. Ten który mnie zgwałcił polał maskotkę zawartością piersiówki po czym... Podpalił. Zacząłem krzyczeć. Puścili mnie. Próbowałem ugasić maskotkę ale tylko ręce sobie poparzyłem. Usłyszałem kroki. Zignorowałem je.

-Szefie bachor zabrał mi zapalniczkę i podpalił swojego pluszaka.- Powiedział jeden z nich. Spuściłem głowę. Wiedziałem jedno. On mi nie uwierzy.

-Wszyscy won.- Usłyszałem wściekły głos mężczyzny. Podszedł do mnie. Zmusił mnie bym na niego spojrzał. Następnie zrobił coś czego się nie spodziewałem. Uderzył mnie. Chciał kolejny raz lecz zatrzymała go pani Sonya.- Kiedy wrócę masz być w pokoju i być cicho. Jak wrócę dostaniesz karę.- Warknął i poszedł. Z trudem powstrzymywałem się od płaczu. Pani Sonya zabrała mnie do mojej sypialni. Zaczęła mnie opatrywać.

-Levis powiedz Jonathanowi. On zrozumie, że się ich boisz. Może wolisz bym ja z nim porozmawiała?- Zapytała ale ja pokręciłem głową. Podziękowałem, że opatrzyła mi ręce i poprosiłem by już sobie poszła. Jak wspomniała o jedzeniu odmówiłem jego spożycia. Wiedziałem, że z nerwów mój żołądek nie wytrzyma i zwróci wszystko nim zdąży się strawić. Usiadłem w kącie pokoju. Zacząłem czekać. Mój właściciel przyszedł do mnie pijany i podwójnie wściekły. Kazał mi się rozebrać do bielizny. Bałem się, że będzie chciał to zrobić lecz on zaczął mnie bić po plecach. Długo i mocno. Dodatkowo kazał mi liczyć. Za każdy błąd dostawałem podwójnie. Kiedy się na mnie wyładował wyszedł z trzaskiem drzwi zamykając je na klucz. Ledwo wstałem i poszedłem do łazienki. Umyłem się i przebrałem. Znalazłem coś w rodzaju łańcucha. Podszedłem do szafki. Do jej nogi przywiązałem ze łzami "smycz" którą doczepiłem do obroży. Położyłem się na ziemi skulony. Wiedziałem, że gdyby ten przyszedł... Zapewne by tak zrobił. Z wielkim trudem zasnąłem.

Delikatny PsiakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz