Minęło parę dni od odwiedzin Colina i jego pana. Wczoraj za pozwoleniem pana poszedłem się porozglądać po ogrodzie. Oczywiście ochroniarze myśleli, że planuje ucieczkę więc mnie zaatakowali i złoili mi skórę. Dobrze, że tylko bili czymś w rodzaju pejcza inaczej nie chciałbym gorszych urazów. Za to dostali ochrzan od mojego pana. Właśnie kolorowałem kolorowanki siedząc w salonie gdy pani Sonya ścierała kurze, a pan robił listę czegoś.
-Levis będę jechać do sklepu. Kupić ci coś?- Zapytał się odrywając mnie od kolorowania. Popatrzyłem na niego.
-Prażynki bekonowe?- Zapytałem niepewnie, a ten z uśmiechem pogładził moją głowę.
-Nie ma problemu. Sonya jak będzie chciał do ogrodu to niech wyjdzie. Ale niech ma na sobie kurtkę, buty, czapkę i szalik. Ja jadę do sklepu po zakupy.- Powiedział, a pani Sonya skinęła głową. Zabrałem książkę i kredki po czym zaniosłem je do pokoju. Położyłem je na odpowiednie miejsce. Zacząłem szukać swojej przytulanki.
-Gdzie on jest?- Zapytałem sam siebie. Przeszukałem łóżko, pod łóżkiem, szafki, szuflady, a nawet kosz na pranie. Wyjrzałem przez okno. Przestraszyłem się widząc jak ochroniarze pana Jonathana nim rzucają. Zacząłem biec. Dobiegłem do drzwi na taras. Wyszedłem mocząc tym swoje skarpetki przez śnieg.- Zostawcie go!- Krzyknąłem na co zacząłem ich bić. Dwójka z nich złapała mnie. Ten który mnie zgwałcił polał maskotkę zawartością piersiówki po czym... Podpalił. Zacząłem krzyczeć. Puścili mnie. Próbowałem ugasić maskotkę ale tylko ręce sobie poparzyłem. Usłyszałem kroki. Zignorowałem je.
-Szefie bachor zabrał mi zapalniczkę i podpalił swojego pluszaka.- Powiedział jeden z nich. Spuściłem głowę. Wiedziałem jedno. On mi nie uwierzy.
-Wszyscy won.- Usłyszałem wściekły głos mężczyzny. Podszedł do mnie. Zmusił mnie bym na niego spojrzał. Następnie zrobił coś czego się nie spodziewałem. Uderzył mnie. Chciał kolejny raz lecz zatrzymała go pani Sonya.- Kiedy wrócę masz być w pokoju i być cicho. Jak wrócę dostaniesz karę.- Warknął i poszedł. Z trudem powstrzymywałem się od płaczu. Pani Sonya zabrała mnie do mojej sypialni. Zaczęła mnie opatrywać.
-Levis powiedz Jonathanowi. On zrozumie, że się ich boisz. Może wolisz bym ja z nim porozmawiała?- Zapytała ale ja pokręciłem głową. Podziękowałem, że opatrzyła mi ręce i poprosiłem by już sobie poszła. Jak wspomniała o jedzeniu odmówiłem jego spożycia. Wiedziałem, że z nerwów mój żołądek nie wytrzyma i zwróci wszystko nim zdąży się strawić. Usiadłem w kącie pokoju. Zacząłem czekać. Mój właściciel przyszedł do mnie pijany i podwójnie wściekły. Kazał mi się rozebrać do bielizny. Bałem się, że będzie chciał to zrobić lecz on zaczął mnie bić po plecach. Długo i mocno. Dodatkowo kazał mi liczyć. Za każdy błąd dostawałem podwójnie. Kiedy się na mnie wyładował wyszedł z trzaskiem drzwi zamykając je na klucz. Ledwo wstałem i poszedłem do łazienki. Umyłem się i przebrałem. Znalazłem coś w rodzaju łańcucha. Podszedłem do szafki. Do jej nogi przywiązałem ze łzami "smycz" którą doczepiłem do obroży. Położyłem się na ziemi skulony. Wiedziałem, że gdyby ten przyszedł... Zapewne by tak zrobił. Z wielkim trudem zasnąłem.
CZYTASZ
Delikatny Psiak
RomanceLevis to spokojny nastolatek który od początku swojego życia pragnie zaznać spokoju. Niestety od początku jest on źle traktowany przez rodziców którzy postanawiają go sprzedać w zamian za u relegowanie długów. Co stanie się z chłopakiem po sprzedaży...