Rozdział 20. Rozmowa.

1.1K 69 12
                                    

Gdy się przebudziłem było już jasno. Powoli usiadłem na łóżku. Przetarłem oczy ziewając cicho. Jednak czułem się lepiej. Spojrzałem w stronę drzwi. Na krześle dalej siedział ochroniarz. Czytał gazetę. Spojrzał na mnie gdy po chwili zaczął ją składać.

-Nie musisz się mnie bać Levis.- Powiedział odkładając gazetę na bok.- Posłuchaj. Wiem, że to dla ciebie trudna sytuacja ale wiem co czujesz.- Słowa ochroniarza nie bardzo pomogły. Nie ufałem mu. Odwróciłem głowę aby na niego nie patrzeć.- Byłem w takiej samej sytuacji.- Gdy to powiedział spojrzałem na niego. Mężczyzna zdjął marynarkę i rozpiął koszule. Na obojczyku miał blizny od gaszenia papierosów.- Miałem dziesięć lat gdy trafiłem na targ handlu żywym towarem. Mój właściciel znęcał się nade mną tak jak jego ochroniarze. Pewnego dnia poznałem Jonathana. Wściekł się na mojego właściciela. Ten drań się pod wpływem powiesił, a ja uciekłem. Była zima, a na dworze spędziłem dwa dni. Znalazła mnie pani Sonya. Przyprowadziła mnie do pana Jonathana. Zajął się mną. Mieszkam tu i pracuje od roku.- Powiedział poprawiając po chwili swoje ubranie. Byłem nieco zaskoczony. Nie wiedziałem, że mój właściciel zatrudnił do pracy niewolnika.

-T-Ty jesteś niewolnikiem?- Zapytałem się niepewnie patrząc na niego. Ochroniarz westchnął i podszedł. Usiadł koło mnie na łóżku.

-Nie jestem niewolnikiem. Byłem nim. Jonathan gdy zajął się mną wmówił tym z tamtego miejsca, że zostałem zabity. Zniszczyli moje dokumenty stamtąd. Rozpocząłem nowe życie z nowym imieniem i nazwiskiem. Miałem dwadzieścia pięć lat gdy tu zamieszkałem. Jak możesz się domyślić wiele lat pragnąłem się zabić przez ochroniarzy i poprzedniego właściciela.- Powiedział z lekkim uśmiechem.- Jednak wiem, że nie powiedziałeś mu o tym co się stało przez strach. Nie dziwię się. Sam po zamieszkaniu tu nosiłem pieluchy bo każdy stres powodował, że się moczyłem.- Dodał gdy telefon zapipczał. Wyjął go z kieszeni spodni.- Chodź. Pan Jonathan woła cie na śniadanie.- Powiedział po czym wstał. Pokiwałem głową sam wstając powoli. Podał mi szlafrok który założyłem zaraz po kapciach. Chwyciłem misia i przytulając go poszedłem z ochroniarzem. Gdy udałem się z mężczyzną do kuchni siedział już tam pan Jonathan. Bez słowa usiadłem niedaleko właściciela. Mężczyzna patrzył na mnie bez słowa. Zacząłem jeść.

-Posłuchaj. To co się w nocy wydarzyło trzeba wyjaśnić.- Powiedział mężczyzna łapiąc mnie za rękę którą jadłem owsiankę. Wystraszony zabrałem rękę.

-Panie Black proszę dać mu spokój. Poza tym mówiłam co się stało. Ci kretyni go zgwałcili. Doskonale człowieku wiesz, że jego stan psychiczny pogorszyło twoje cholerne zachowanie.- Warknęła pani Sonya podając mi po chwili malutki kubeczek w którym była tabletka. Prawdopodobnie przeciwbólowa. Spojrzałem słysząc kroki. Zbladłem widząc jednego z ochroniarzy. Celował do mnie z broni. Gwałtownie się odsunąłem co spowodowało upadek z krzesła. Zacząłem krzyczeć i płakać. Szarpałem się gdy ktoś mnie złapał.

-Cholera jasna co mu jest?!- Krzyknął przerażony pan Jonathan. Szarpałem się, kopałem, krzyczałem i płakałem. Nagle moje ciało dostało silne wstrząsy. Potem pochłonęła mnie ciemność. Gdy zacząłem się budzić zamknąłem oczy przez rażące światło.- Jak to narkotyki? Linda o czym ty mówisz?- Usłyszałem zdenerwowany głos pana Jonathana. Rozejrzałem się kiedy otworzyłem nieco oczy. Nie byłem w pokoju. To wyglądało jak szpital. Szpitalna sala dokładnie. Zauważyłem jak pan Jonathan z kimś rozmawia.

-Piszę jak wół w dokumentach. Poza tym zrobiliśmy mu badania ginekologiczne. Potwierdziło ono, że był ofiarą gwałtu. Jonathan nie możesz się na nim wyżywać za to, że nie powiedział ci. Bał się.- Powiedziała kobieta, a mężczyzna skinął głową. Przymknąłem oczy przez co po chwili zasnąłem.

Delikatny PsiakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz