Prolog

209 8 0
                                    

Aron

Właśnie wracam ze spotkania z klientem. Na dziewięćdziesiąt procent właśnie pozyskałem nowego klienta dla firmy. Jestem z siebie cholernie dumny, bo to gruba ryba, która na pewno zapewni mi awans i niezłą premię.

Pracuje w Marks&Wright już prawie dwa lata. Na początku pracodawcy nie byli do mnie przekonani ze względu na to, że ledwo skończyłem studia. Na szczęście szybko pokazałem im, że jestem genialny w tym co robię i danie mi pracy to zdecydowanie dobra decyzja.

Tak właśnie zacząłem piąć się po szczeblach kariery jako programista i spacjalista od branży IT w firmie programującej i projektującej aplikacje. Cały czas pokazuje szefostwu, że jestem godny zaufania, a mój talent jest wart każdego dolara. Jeśli dobrze pójdzie za kolejne dwa lata mogę zostać partnerem w firmie, co zapewni i pozycje i pieniądze o jakich nigdy nie śniłem. To właśnie dla tego wydarzenia zaharowuje się czasami na śmierć i siedzę przez kilkadziesiąt godzin wgapiony w komputer prawie zapominając o jedzeniu i innych czynnościach życiowych.

Siadam na swoim wygodnym skórzanym fotelu i rozglądam się po gabinecie. Nie jest duży, bo nie jestem jeszcze na wystarczająco wysokim stanowisku by mieć taki przywilej.

W pomieszczeniu mieści się tylko biurko z dwoma monitorami, trochę mojego sprzętu, dwa modne krzesła na przeciwko biurka i wielka lampa. Nie jest to dużo, bo oprócz sprzętu nie znosiłem tu żadnych osobistych rzeczy. Liczę, że szybko zamienię ten gabinet na inny.

Najpiękniejszą rzeczą w tym gabinecie jest widok. To trzydzieste piętro, więc widać sporą część miasta. Uwielbiam stać na przeciwko tego wielkiego okna i patrzeć się w przestrzeń. Gdy muszę o czymś pomyśleć to jest najlepsza rzecz ułatwiającą moim myślom swobodne płynięcie.

Nie mogę się już doczekać kiedy ten widok stanie się jeszcze lepszy. A na pewno stamie się taki gdy dostanę awans i przeniosą mnie na wyższe piętro.

Nagle słyszę pikanie do drzwi. Nie mam pojęcia kto to może być, bo wróciłem ze spotkania pół godziny wcześniej niż było to zaplanowane, więc na pewno nie jestem z nikim umówiony.

Zapraszam jednak gościa do siebie po czym widzę dwóch policjantów rozglądających się po moim gabinecie. Zastygam nie wiedząc o co chodzi. Źle zaparkowałem? Niemożliwe, przecież mamy podziemny parking. Nie przypominam sobie rozniez żadnego przekroczenia prędkości lub niezapłaconego mandatu dlatego tym bardziej jestem zdziwiony wizytą policji i to w pracy.

- Dzień dobry, pan Aron Shaw? - pyta jeden z nich.

Jest to afroamerykanin, niezbyt wysoki i z zaokrąglającym się brzuszkiem. Ma krotko przystrzyżone włosy i brodę. Z jego twarzy mogę wyczytać jedynie współczucie, ale nie rozumiem dlaczego.

- Dzień dobry, tak, to ja. Czy coś się stało? - pytam zaniepokojony, ale wskazuje panom dwa niewygodne krzesła na przeciwko mojego biurka. Mundurowi zajmują miejsca, po czym afroamerykanin znów się odzywa.

- To się okaże. Jestem aspirant Spark, a to sierżant Delly. - przedsrawia siebie i kolegę.

Jednak siedzący obok niego mężczyzna ani trochę nie przyciąga mojej uwagi. Wzrok cały czas mam utkwiony w Sparku, który najwyraźniej tu dowodzi.

- W takim razie co panowie robią u mnie w pracy?

- Kojarzy pan może tę kobietę? - Spark wyciąga zdjęcie i podstawia mi je pod nos.

Kobieta na nim ma krótkie czarne włosy i ostre rysy twarzy. Pełne usta, ale na pewno uzupełniane botoksem, bo dolna warga jest zbyt duża w porównaniu z górną. Ma brązowe oczy, które wydają się być znajome.

Zaprogramowane kłamstwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz