Rozdział 1

122 6 0
                                    

4 lata później

Właśnie kończę swoją zmianę w kawiarni. Biorę masę nadgodzin i pracuję praktycznie na dwie zmiany. Jest dwudziesta, a ja jestem w pracy od ósmej. Padam z nóg, chodź na prawdę lubię tą pracę.

Uwielbiam kontakt z ludźmi, a jest tu wiele stałych bywalców, z którymi jestem na ty. Wiele starszych osób kupuje u nas świeże ciasto, by zjeść je na spokojnie w domu do kawy. Jest też sporo młodych osób, które wpadają po kawę dla siebie i swoich szefów. Gdy widzę ich takich goniących w eleganckich ubraniach i z teczkami już nie mogę się doczekać swojej obiecanej posady. Mam tylko nadzieję, że ani ja ani oni nie wypalimy się zbyt wcześnie.

Pracuje w kawiarni Sunny Day już od prawie dwóch lat, a mianowicie od tego feralnego dnia, gdy rodzice przekazali mi informację o tym, że muszę oddać im pieniądze za studia. To był najgorszy wieczór w moim życiu.

Wróciłam do domu po kolejny dniu pełnym wykładów. Mieszkałam nadal z rodzicami, bo na uczelnie miałam niecałą godzinę drogi. Nie opłacało mi się marnować pieniędzy na własne mieszkanie.

Co prawda gdybym im o tym powiedziała ojciec zaraz przedstawiłby mi pośrednika nieruchomości, który ma mi znaleźć nowe lokum. Rodzice mają bardzo dużo pieniędzy i tego nie ukrywają. Ja jednak nie chce ich naciągać na niepotrzebne wydatki. Wystarczy mi już droga uczelnia, którą wspólnie wybraliśmy.

Brakuje mi już kilku miesięcy by skończyć studia pierwszego stopnia. Pozostają mi jeszcze dwa lata studiów drugiego stopnia, by zdać egzamin i wtedy mogę szukać dobrze płatnej pracy i wkońcu realizować się w wymarzonym zawodzie. Nie mogę się doczekać pracy jako architekt i pracy z klientami.

Wchodzę do domu, w którym panuje zdecydowanie napięta atmosfera. Witam się z gosposią po czym kieruję do jadalni. Rodzice siedzą obok siebie przy nietkniętym posiłku. Mama ma wzrok wbity w talerz, a ojciec w dłoni szklankę do połowy wypełnioną whisky.

Rodzice nigdy nie byli ciepłymi i kochającymi ludźmi. Stąpają twardo po ziemi i prowadzą firmę. Mimo braku czułości z ich strony zawsze zapewniali mi wszystko czego potrzebuje. Zabawę i przytuasy zdobywałam od opiekunek.

- Dobry wieczór. Czy coś się stało? - pytam i zajmuje swoje miejsce przy stole.

- Mamy złe wieści. - mówi sztywno mama patrząc na mnie chłodnym wzrokiem - Firma taty jest bliska bankructwa. Potrzebujemy pieniędzy.

- Czyli bieżecie kredyt lub pożyczkę? Może jacyś znajomi pożyczą wam taką kwotę? - próbuje wymyśli jakieś sensowne rozwiązanie.

- Niestety to niemożliwe. Znajomi wiedzą, że twój tata grywa w pokera i pija drogie alkohole. - takim właśnie sposobem mówi mi o uzależnieniu ojca - Ostatnio przegrał zbyt dużo, co zaważyło na sukcesie firmy.

- W takim razie co planujecie? - pytam drżącym głosem.

- Musisz nam się odwdzięczyć za te lata opieki nad tobą. Proponujemy małżeństwo z możliwym wspólnikiem ojca. Jest od ciebie tylko piętnaście lat starszy, więc nie powinien to być problemem. - mówi matka a mnie zatyka.

No tak sama nie jest z moim ojcem z milosci tylko pieniędzy. Jest od niego dziesięć lat młodsza i liczą się dla niej głównie znajomości w śmietance towarzyskiej, do ktorej wprowadził ją ojciec. Nie będzie więc zważać na moje szczęście w małżeństwie.

Nie moge się jednak na to zgodzić. Nie poświęcę swojego życia dla kariery rodziców. Mam dwadzieścia jeden lat! To nie jest wiek, by wychodzić za mąż! Do tego jak myślę, że miałabym spędzić całe życie z osobą, której nie znam i nie kocham to to brzmi jak tortury.

- Nie zgadzam się. Nie wyjdę za mąż bez miłości. - mówię twardo, lecz w moich oczach tlą się łzy, których nie chce ujawnić.

- Dziecko ty jeszcze nie wiesz co się liczy na tym świecie. Jeśli myślisz, że wogóle kogoś pokochasz to grubo się mylisz. - mowi ojciec, a po jego głosie słyszę, że to na pewno nie jest pierwsza szklaneczka whisky jaką dziś wypił. Czyżbym na prawdę nie zauważyła, że mój ojciec pogrąża się w alkoholizmie?

- Jest jeszcze drugie wyjście, raczej mniej przyjemne dla ciebie. - mówi po chwili matka - Musisz nam oddać wszystkie pieniądze za studia oraz sama opłacić sobie dalszą edukację. Mieszkanie w naszym domu również musisz opłacić. To jest cena, którą musisz zapłacić za naszą opiekę i szczodrość.

Przez chwilę mam ochotę wykrzyczeć im wszystkie najgorsze epitety jakie tylko przyjdą mi do głowy. Mam ochotę potrząsając nimi i zapytać gdzie się podziali ludzie, którzy niby są moimi rodzicami, którzy powinni bkochającymi bezwarunkowo ludźmi dla swojej jedynej córki.

- Dobrze. - mówię, chodź mam ochotę zrobić zupełnie coś innego. Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca.

- Świetnie, w takim razie powodzenia w szukaniu pracy. - mówi matka wskazując mi drzwi wejściowe i tym gestem wypraszając mnie z domu.

Tak właśnie prezentują się moi rodzice. Dwie zimne bryły lodu, dla których liczy się tylko pozycja społeczna i pieniądze. W tym momencie straciłam dla nich cały szacunek i zaufanie jakimi ich darzyłam.

Dziś jednak rzadko zdarza mi się wspominać tą sytuację. Starałam się ograniczyć kontakt z rodzicami do minimum. Nie chcę mieć z nimi już nic więcej wspólnego. Zrazili mnie do siebie tak bardzo, że jedyne o czym marze to to by odciąć się od nich całkowicie. Został mi tylko ten cholerny dług do którego spłaty już niewiele mi zostało.

Po tym wydarzeniu zaczęłam się jeszcze bardziej przykładać do nauki. Oddałam wszystkie pieniądze z poprzedniego stypendium rodzicom, a z nowego opłacam uczelnie. Złożyłam także wniosek o przydział do akademika, za który na szczęście nie płacę wiele, co pomaga zaoszczędzić mi jeszcze więcej pieniędzy. Jeszcze rok harówki w kawiarni i najprawdopodobniej spłacę rodziców.

- Mads musimy porozmawiać. - mówi Larry, właściciel kawiarni, gdy kończę myć podłogę.

Larry jest miłym mężczyzną po pięćdziesiątce. Na początku trochę mnie przerażał, ale po czasie pokazał, że jest uprzejmy i nie ma złych intencji co do swoich pracowników. Ma żonę i trójkę dzieci. Jest już siwym facetem z dużym piwnym brzuszkiem. Zajmuje się tu głównie kierownictwem i księgowością, chodź czasem pomaga parzyć kawę za barem.

- Słucham. - wchodzę do jego maleńkiego gabinetu na tyłach kawiarni.

Gabinet na prawdę jest niewielki. Znajduje się ty tylko biurko i spory regał z wszystkim dokumentami. Nawet nie ma nawet krzesła, na którym mogłabym teraz usiąść, więc po prostu stoję na przeciwko jego biurka.

- Mam złe wieści mała. Kawiarnia nie przynosi mi ostatnio zysków przez co nie mogę nadążyć ze spłatą kredytu. Muszę zwinąć interes. - Mówi patrząc na mnie współczująco.

- A może wydłużymy po prostu godziny pracy? Na pewno przybędzie nam sporo nowych klientów. - prubuje jakkolwiek uratować sytuację.

Nie mogę pozwolić sobie na bezrobocie, a bardzo przywiązałam się do tej knajpki. Mimo wielu obowiązków bardzo przyjemnie mi się tu pracuje.

- Nie stać mnie na to Mads. - kręci głową zrezygnowany - Kawiarnia będzie działała jeszcze dwa tygodnie, a potem muszę ją zamknąć. Oczywiście nie zostawię cię na lodzie i dostaniesz wynagrodzenie za cały miesiąc. Wiem jak ciężko teraz znaleźć pracę, więc chociaż będziesz miała na to więcej czasu. - mówi pocieszająco.

- Rozumiem. Tak mi przykro Larry. Jeśli potrzebowałbyś w czymś pomocy to jestem. - mówię w geście pocieszenia, a starszy mężczyzna tylko kładzie dłoń na moim ramieniu i je delikatnie ściska.

Dziś wychodząc z pracy znów jestem bezrobotna. Muszę opuści miejsce, w którym na prawdę mi się podobało i praca była dość przyjemna. Znów będę musiała poświęcić trochę czasu na znalezienie jakieś sensownej oferty pracy. Czemu to wszystko musi być tak ciężkie?

Zaprogramowane kłamstwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz