Rozdział czwarty

103 6 1
                                    

Rok później

Znów słyszę ten irytujący dźwięk budzika. I co najlepsze, to nie jest mój budzik. Równo o piątej trzydzieści w naszym pokoju rozbrzmiewa jakaś krzykliwa popowa piosenka z telefonu Amandy. Przez ten jej budzik muzyka pop zbrzydła mi na kilka miesięcy.

Amanda zawsze wcześnie wstaję, idzie biegać, po czym wraca by powtórzyć materiał i przygotować się na wykłady. Nie wiem jak ona może utrzymywać taki tryb dnia. Ja zdecydowanie nie jestem aż tak rannym ptaszkiem i nawet gdy wstanę lubię poleżeć w ciepłym łóżeczku jeszcze z pół godzinki.

Jednak niestety jest to też godzina, o której sama muszę wstać. Zwlekam się niechętnie z łóżka i idę do łazienki załatwić potrzebę i zrobić delikatny makijaż. Zgarniam również z krzesła przygotowane wczoraj ubrania.

Podoba mi się to, że nie muszę ubierać się do tej pracy w specjalny uniform lub bardzo elegancko. Mimo, że lubię wyglądać oficjalnie jak ci ludzie pracujący w biurach to niezmiernie się cieszę, że cały dzień mogę mieć płaskie buty i jeansy. Tak też się właśnie ubieram. W niebieskie jeansy, białą koszulkę z dekoltem w serek i czarne sneakersy. Zabieram też czarną jeansową kurtkę, bo rano jest jeszcze chłodno.

Przygotowuje sobie jeszcze szybkie śniadanie i wychodzę na autobus. Droga jest chyba najgorsza. Muszę tłuc się ponad pół godziny ściśnięta jak sardynki z innymi ludźmi. Jednak w tak dużym mieście i tak nie jest to długa droga. Niektórzy muszą dojechać na drugi koniec miasta do pracy i na prawdę nie chce wiedzieć ile im to zajmuje.

Półprzytomna docieram na przystanek niedaleko domu. Nienawidzę jeździć rano autobusem. Zawsze jest tam tak ciepło, że najchętniej bym poszła dalej spać. Nie pozwala mi na to jednak szarpanie przy każdym skrzyżowaniu ze światłami. To jest dla mnie droga przez mękę.

Po kilku minutach spaceru już wchodzę do środka. Mimo że mam własne klucze Aron i tak zawsze otwiera mi drzwi, gdy wstaje.

- Cześć i smacznego. Emily jeszcze śpi? - pytam, gdy wchodzę do kuchni i widzę, że Aron właśne je śniadanie.

- Hej, dzięki. Tak, ostatnio lubi spać do późna, więc jej nie budzę. - wzrusza ramionami.

Z Aronem zbudowaliśmy coś na kształt przyjaźni. Tak przynajmniej myślę. Nie zwracamy się do siebie w żaden oficjalny sposób, dużo rozmawiamy o Emily. Aron naradza się ze mną co robić i ja odwdzięczam się tym samym opowiadając mu co się działo i pytając o różne rzeczy. Poza tym czasem jadamy we trójkę obiad w bardzo przyjaznej atmosferze lub Aron dołącza do zabawy z nami, gdy Emily nie chce bym wychodziła i namawia go by się z nami bawił.

- A jak tam Twoje plany z wysłaniem jej do przedszkola? - pytam, bo ostatnio Aron się nad tym zastanawiał i przeprowadziliśmy rozmowę na ten temat.

- Chyba to zrobie. Ma już cztery lata, niedługo w sumie pięć, a nie może przecież cały czas siedzieć w domu. Gdy zacznie się wrzesień pójdzie do przedszkola jak inne dzieci. Muszę teraz tylko znaleźć najlepsze. - mówi kończąc śniadanie i upijając kolejny łyk kawy. Ja w tym czasie uważnie go słucham opierając się biodrem o blat.

Rozmawialiśmy o tym w zeszłym tygodniu. Zasugerowałam jakiś czas temu, że Emily nie ma znajomych i przydałoby jej się więcej zabawy z innymi dziećmi. Córka Arona jest dość nieśmiałym dzieckiem, dlatego też tak zwlekał z tą decyzją, bo mała czuła się w domu najswobodniej. Jednak już czas by zaczynała sobie radzić sama. Uważam, że jeśli od razu poszłaby do podstawówki to by jej było bardzo ciężko przyzwyczaić się do takiej zmiany.

- Rozważasz publiczne czy prywatne przedszkole? Na sąsiednim osiedlu jest jedno publiczne, słyszałam o nim same dobre rzeczy. - sugeruje.

- Tak też o nim myślałem, jednak znajomi doradzają mi prywatne. Nie wiem jeszcze co zrobić, musze chyba poczytać w internecie o tych co znajdują się najbliżej.

- Spoko, jak co to też mogę popytać i poszukać o nich informacji.

- Jeśli będziesz miała czas to byłbym wdzięczny. A co do twojej posady to się nie przejmuj. I tak Emily nie będzie zostawała w przedszkolu na pełny wymiar godzin, chce ją stopniowo przyzwyczajać do zmiany otoczenia, więc pewnie byś ją odbierała gdzieś o jedenastej lub dwunastej na początku. Dobra, muszę już lecieć, bo mam ważne spotkanie od rana. - mówi patrząc na zegarek.

Szybko chowa talerz i kubek do zmywarki, po czym przemyka obok mnie jak błyskawica mówiąc tylko szybkie "na razie". Nawet nie zdążyłam mu powiedzieć, że najprawdopodobniej do września nie będę już u niego pracowała. Niedługo czeka mnie egzamin, a potem wręcz od razu wyprowadzka.

Nie wiem jak ja wytłumaczę to Emily, bo bardzo się do mnie przywiązała przez ten rok. To głupie, ale ja też nie chce jej zostawiać samej, uwielbiam tego dzieciaka. Na pewno pomogę znaleźć jej nową opiekunkę i zaznajomić się z nią.

Tymczasem robię sobie kawę i zgarniam koc. Wychodzę na taras owinięta w miły szary kocyk i z widokiem na ogród rozpoczynam na nowo ten dzień. Uwielbiam to robić. Picie kawy na tarasie prawie od początku tej pracy stało się rzeczą, którą po prostu ubóstwiam. Jest na tyle wcześnie, że nie słychać jeszcze szumu aut. Jedynie mogę podziwiać słońce, które świeci już coraz mocniej wznosząc się coraz wyżej. No i oczywiście zawsze przyglądam się ogródkowi.

Gdy zaczęłam tu pracować ogródek z tyłu był bardzo zaniedbany. Była tu tylko trawa i basen. Dopiero na wiosnę razem z Emily posadziłyśmy tutaj trochę kwiatów i małych drzewek. Prawie tydzień bawiłyśmy się w ogrodniczki, a Aron musiał wydać na to trochę kasy. Jednak i jemu bardzo podobał się końcowy efekt. Lily przez pierwszy miesiąc starannie pielęgnowała nowe roślinki lecz potem jej się znudziły i ten obowiązek spadł na mnie i na Beth, która jest gosposią.

Po pewnym czasie wracam jednak, by obudzić Emily. Mimo wszystko lepiej by nie spała aż tak długo, bo kładzie się wcześnie jak wszystkie dzieci.

Wchodzę po schodach i na piętrze skręcam w prawo. Tu oto znajduje się królestwo Emily. Aron zadbał by jego córka miała dosłownie wszystko co może wymarzyć sobie mała księżniczka. Dlatego też ściany jej pokoju są pudroworóżowe, a w koncie pokoju stoi również różowe łóżko z baldachimem. Poza tym pokój jest wypełniony rozmaitymi zabawkami. Od pluszaków po zamki i domki dla lalek.

- Emily pora wstawać. - mówię nie za głośno i delikatnie potrząsam ramieniem małej dziewczynki.

Po chwili patrzą już na mnie piękne bursztynowe oczy. Są zupełnie tak piękne jak jej ojca. Emily jednak ma w przeciwieństwie do niego ciemne, a wręcz czarne włosy. Poza tym są całkiem podobni, mają takie same uśmiechy i chyba podobne nosy.

- Cześć Maddy! - wita się ze mną zaspanym głosem - Mogę sobie jeszcze poleżeć?

- Pewnie, ale co tu będziesz robić? - pytam, bo znając ją zaraz coś wymyśli.

- A może obejrzymy jakąś bajkę? - robi proszący wzrok, a ja juz wiem o co jej chodzi.

Raz, gdy była przeziębiona, a ja chcąc uniknąć tego by Aron kupił telewizor, by małej było jak najwygodniej, wymyśliłam coś innego. Zrobiłam w salonie wielkie posłanie z kocy po czym zaniosłam tam Emily owiniętą w kołdrę. Takim oto sposobem kurowała się przy bajkach. Niestety bardzo spodobał jej się ten pomysł i prosiła mnie co jakiś czas o takie oglądanie bajek rano. Dwa razy nawet udawała, że jest chora.

Nie zostało mi nic innego niż obwiązać Emily w szczelnego naleśnika i wziąć na ręce. Całe szczęście była dość drobnym dzieckiem i dźwiganie jej od czasu do czasu nie sprawiało mi większego problemu. Przy robieniu naleśnikowego samolotu towarzyszył mi wesoły śmiech i pisk Emily.

Po kilku minutach siedziałyśmy już na wielkiej kanapie w ich stylowym salonie i wybierałyśmy bajkę na Netfixie. Emily położyła mi głowę na kolanach i tak właśnie zaczełyśmy oglądać kolejny odcinek jednej z jej ulubionych bajek.

Nigdy nie myślałam, że opiekowanie się dzieckiem będzie dla mnie takie naturalne. Przygotowywałam się na najgorsze scenariusze, a tymczasem Emily okazała się bardzo spokojnym i rozumnym dzieckiem. Nie sprawiała zbyt wielu problemów, a ja bez trudu umiałam zainteresować ją kolejną nową zabawą.

Tak samo na początku bałam się jej wogóle brać na ręce, bo myślałam, że bardzo szybko i nieumyślnie mogę jej zrobić krzywdę. Jednak, gdy Beth pokzała mi jak prawodłowo złapać dziecko, a potem podpatrzyłam jak Aron to robi to również powoli zaczynałam się do tego przekonywać i ją podnosić. Oczywiście teraz już biega sama, ale czasem potrzebowała pomocy lub trzeba było robić samolot, który uwielbiała.

Zaprogramowane kłamstwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz