Rozdział 1

365 22 12
                                    

- May, wszystko w porządku? - zapytałem zmartwiony, widząc jak lekko krzywi się z bólu. 

- Nic mi nie jest Pete - powiedziała, uśmiechając się lekko i opierając się o blat, drugą rękę trzymając na brzuchu. Pochyliła się lekko i westchnęła z ulgą. - Chwile tak postoję i mi przejdzie - dodała swobodniej. - Pewnie za dużo zjadłam.

- Zjadłaś tylko jednego naleśnika - powiedziałem ze zmartwieniem, podchodząc do niej i gładząc ją po plecach. - Ostatnio cały czas cię coś boli i nie masz apetytu, powinnaś iść do lekarza.

- Nic mi nie jest. To nic Peter naprawdę. Nie martw się o mnie - wyprostowała się. - Widzisz? Mówiłam że przejdzie - uśmiechnęła się i pocałowała mnie czule w czoło.

- I tak powinnaś iść do lekarza - nalegałem. - Co jeśli to coś poważnego? 

- Daj spokój to po prostu zwykłe zatrucie. Za bardzo się martwisz - powiedziała klepiąc mnie po policzku. 

- Bardzo ostatnio schudłaś, chyba nie stosujesz jakiejś dziwnej diety co? - zapytałem podejrzliwie. - Powinnaś o siebie dbać.

- Dbam skarbie i właśnie dlatego schudłam - zaśmiała się. - Chcę jeszcze zobaczyć twoje dzieci.

- Przecież wiesz, że raczej ich nie zobaczysz - mruknąłem, opierając się o blat z cichym westchnięciem.

- Istnieją adopcje - wzruszyła ramionami. 

- Nawet nie mam jeszcze chłopaka - wymamrotałem. 

- Jestem pewna, że niedługo sobie jakiegoś znajdziesz - zapewniła. - Teraz ważniejsze jest żebyś skupił się na nauce. Za niedługo egzaminy, a wiem że chciałbyś się dostać do MIT, więc musisz się postarać - dodała z uśmiechem, wstawiając wodę na herbatę.

- Nie będę na razie składał papierów, pójdę na razie do pracy i uzbieram trochę dodatkowych pieniędzy - powiedziałem stanowczo. - Uczelnia nie ucieknie.

- Nie ma mowy - pokręciła głową. - Nie po to mam pieniądze specjalnie odłożone na twoje studia, żebyś musiał teraz szukać pracy - pogroziła mi palcem. - Nie martw się o finanse.

- Nie chcę żebyś musiała wydawać na mnie swoje ostatnie oszczędności - westchnąłem, czując że i tak nie zdołam jej przekonać. 

- To nie są moje oszczędności Pete - powiedziała, siadając na krześle naprzeciwko mnie i chwytając mnie za dłonie. - To są pieniądze, które przez lata odkładałam właśnie po to, żebyś poszedł na studia. Ja nie miałam takiej możliwości, więc chcę żebyś ty ją miał. Jesteś niesamowicie inteligentny i sam wiesz, że wiedza wchodzi ci do głowy jak szalona. Nie zmarnuj tego tylko dlatego, że uniesiesz się dumą i nie przyjmiesz pieniędzy od swojej ciotki, która traktuje cię jak syna.

Przez całą ta tyradę patrzyłem na nią w zdumieniu, a pod jej koniec, miałem wrażenie, że do moich oczu napłynęły łzy. Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób, ale może miała rację? 

- Jak tylko będę odpowiednio zarabiał kupię ci jakiś fajny domek zamiast tej klitki - powiedziałem z lekkim uśmiechem, mrugając gwałtownie, żeby powstrzymać łzy. 

- Jestem pewna, że z tym swoim mózgiem będziesz zarabiał miliony.

- Więc jestem tylko twoja inwestycją? - zażartowałem.

- Dokładnie tak - przytaknęła z szerokim uśmiechem. - I to cholernie rentowną inwestycją - wstała i zmierzwiła mi włosy. - Pójdę się położyć, trochę słabo się czuję - dodała i ruszyła w kierunku sypialni. Odprowadzałem ją zmartwionym spojrzeniem. 

Pomocna dłoń // STARKER //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz