Rozdział 2

246 20 6
                                    

Na następny dzień, kiedy marynarka wreszcie wyschła postanowiłem ją wyprasować, wcześniej szczegółowo przeczesując Internet, żeby na pewno jej nie zniszczyć. W końcu wziąłem bawełnianą szmatkę i zacząłem prasować przez nią, według wszystkich porad, które przeczytałem. Kiedy skończyłem spojrzałem zadowolony na efekt swojej pracy i powiesiłem ją na wieszaku, zakładając na nią pokrowiec z mojego garnituru. Wszystko musiało być idealne. Byłem pewny, że pan Stark doceni moje starania i może nawet przestanie o mnie myśleć jako o kimś kłopotliwym. Może była jeszcze jakaś szansa na happy end? 

Ubrałem się szybko w jak najlepsze ciuchy, wsadziłem do kieszeni spodni znalezioną w marynarce kartkę i chwyciłem wieszak ruszając do wyjścia. May była znowu w pracy więc mogłem swobodnie wyjść bez zbędnych pytań. Poprzedniego dnia wróciła tak zmęczona, że nawet nie zwróciła większej uwagi na susząca się na pralce marynarkę. 

Trochę niepokoił mnie jej stan. Wiedziałem, że za dużo pracuje, ale zawsze tak było, a teraz chodziła cały czas zmęczona i prawie nic nie jadła. Nie podobało mi się to i chciałem jak najszybciej znaleźć jakąkolwiek pracę, żeby namówić ją na wizytę i samemu zapłacić ewentualne koszty leczenia. To nie wyglądało na nic poważnego, ale uważałem że powinna odpocząć i wziąć trochę wolnego.

Moje ponure rozmyślania przerwał widok wieży, która totalnie mnie oczarowała. Słońce odbijało się od szklanych powierzchni, tworząc niemal lustrzane odbicia, a z dołu sama wieża zdawała się nie mieć końca. Patrzyłem na nią w zachwycie i dopiero potrącający mnie przechodnie wytrącili mnie z transu. Pokręciłem głową, starając się opanować powoli pojawiające się nerwy i wszedłem do środka, kierując się do lady recepcjonistki.

Siedząca za ladą dziewczyna od razu posłała mi uśmiech z serii "o jaki słodki dzieciak". Wymusiłem uśmiech, w myślach przewracając oczami i podszedłem do niej. 

- Dzień dobry, ja do pana Starka - starłem się powiedzieć pewnym głosem.  

- Byłeś umówiony? - zapytała uśmiechając się do mnie sztucznie.

- Nie, ale pan Stark wie, że przyjdę. Miałem przynieść mu marynarkę - wyjaśniłem dalej starając się brzmieć pewnie.

- Złotko, jeśli nie byłeś umówiony to nic z tego. Marynarkę możesz zostawić tutaj, na pewno ją przekażę - powiedziała patrząc na mnie pobłażliwie, a ja cały się zjeżyłem. Nie po to tak się starałem, żeby spławiła mnie zwykła recepcjonistka.

- Niech pani do niego zadzwoni i go zapyta - powiedziałem uparcie mając nadzieje, że pan Stark pozwoli mi wejść. 

- Gdybym dzwoniła za każdym razem jak jakiś dzieciak prosi mnie o autograf Iron Mana, to nie robiłabym niczego innego przez cały dzień - rzuciła, patrząc na mnie lekceważąco, a ja westchnął ciężko.

- Nie jestem dzieciakiem - warknąłem - i niech Pani zadzwoni, bo pan Stark wydał dokładne instrukcje, żebym osobiście mu ją odniósł - skłamałem wkurzony. - Jeśli nie chce pani stracić pracy to radzę się upewnić, że tak nie jest - dodałem ze złośliwym uśmiechem, czekając na jej reakcje. Zmarszczyła lekko brwi, patrząc na mnie z niedowierzaniem i przewróciła oczami wzdychając.

- Dobra. Niech ci będzie młody, ale jak okaże się, że kłamiesz to wyniesie cię stąd ochrona - zaznaczyła, sięgając po telefon. Przytaknąłem przełykając ślinę. Cały mój plan opierał się na założeniu, że pan Stark będzie mnie przynajmniej pamiętał i będzie chciał mnie wpuścić. To nie były jakieś solidne podstawy. - Przepraszam, że przeszkadzam panie Stark - powiedziała do słuchawki przymilając się jak tylko mogła. - Jakiś chłopak tutaj jest i twierdzi, że chciał pan żeby osobiście odniósł panu jakąś marynarkę - wytłumaczyła krótko, na chwile milknąc. - Jak się nazywa? - zapytała z zaskoczeniem, patrząc wyczekująco na Petera.

Pomocna dłoń // STARKER //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz