Rrozdział 9

174 15 16
                                    

Tym razem trochę krótko, ale nie chciałem trzymać was bez rozdziału tak długo

===

- Może dzisiaj jednak ze mną porozmawiasz?

Poderwałem się do góry słysząc zadane mi zza pleców pytanie. Jak mogłem zamyślić się na tyle, że nie usłyszałem jak tu przyleciał? Brawo Peter. Doskonała robota. Powinni mi przyznać nagrodę Darwina. Zacząłem rozglądać się dookoła, zaczynając zastanawiać się nad najszybszą drogą ucieczki.

- Spokojnie, chce tylko pogadać - powiedział Iron Man, unosząc ręce w geście poddania i otworzył swoją maskę.

Kiwnąłem powoli głową. Już dawno przestałem się stresować w jego obecności. Jutro i tak miałem mieć pierwszy dzień stażu, więc taka rozmowa mogła być dobrą próbą przed zmierzeniem się z nim, kiedy będzie wiedział kim jestem.

- O czym chciałby pan porozmawiać? - zapytałem przechylając lekko głowę.

Skrzywił się, na co natychmiast się spiąłem w oczekiwaniu na najgorsze.

- Błagam dzieciaku, nie mów do mnie pan. Nie jestem taki stary - powiedział z lekkim przerażeniem w głosie, a ja aż parsknąłem cichym śmiechem. Zupełnie się tego nie spodziewałem.

- Nie śmiej się, mówię poważnie - zaznaczył z powagą, mimo że kąciki jego ust wyraźnie drgnęły.

- Więc jak mam do pa... - przerwałem, widząc jego karcący wzrok - znaczy, do ciebie mówić?

- Jak tylko chcesz - mrugnął do mnie, a ja zaczerwieniłem się lekko. Może i nie byłem wierzący, ale w tym momencie dziękowałem wszystkim bogom, istniejącym, czy nie, że mam na sobie maskę.

- Czyli zostajemy przy pan - powiedziałem nieco złośliwie, próbując ukryć moje wcześniejsze zawstydzenie.

- Tylko nie to. To jest stanowczo zabronione - poprawił mnie, znowu się krzywiąc.

- Staruszku? - zapytałem niewinnie.

- Ej, bo się obrazę - mruknął, mrużąc oczy.

- To ty chciałeś ze mną rozmawiać - wzruszyłem ramionami, siadając z powrotem na krawędzi dachu.

- Dobra, masz rację - mruknął niechętnie Stark, przysiadając się obok mnie.

Spojrzałem na niego kątem oka. Jeszcze parę miesięcy temu dostałbym ataku paniki, gdyby był tak blisko mnie, zwłaszcza bez swojej maski, a teraz nie miało to dla mnie większego znaczenia. To było trochę dziwne, ale podejrzewałem z czego to wynikało. Po śmierci May wiele rzeczy przestało mieć dla mnie znaczenie. Czasami nawet moje własne życie.

- Dawno cię nie było - zaczął Stark, a ja wzruszyłem ramionami.

- Miałem... - zawahałem się. - Miałem trochę spraw do ogarnięcia.

Kiwnął głową, tak jakby doskonale mnie rozumiał, mimo że właściwie nic mu nie wyjaśniłem. Podobało mi się, że rozmawiam z kimś kto nie naciska, żebym ubrał w słowa swoje odczucia, z kimś kto zupełnie nie wiedział przez co przechodziłem w ciągu ostatnich miesięcy.

- Chciałbym żebyś poszedł ze mną do wieży, co ty na to?

- To bez sensu - odpowiedziałem niemal automatycznie. Kiedyś marzyłem o takiej propozycji. Móc znaleźć się w pomieszczeniu gdzie mógłbym trafić na kogoś z drużyny, móc usiąść na kanapie na której siedział wcześniej pan Banner, albo pani Romanoff? Brzmi jak spełnienie moich najskrytszych marzeń. Do czasu. Jednak mimo mojej ogólnej obojętności na wszystko dookoła ta propozycja poruszyła coś głęboko w środku mnie. Była tylko jedna, bardzo poważna przeszkoda. - Nie chcę ujawniać swojej tożsamości.

- Nie musisz - powiedział Stark, a ja aż odwróciłem głowę patrząc na niego jak na debila. - Przynajmniej na razie - poprawił się, widząc mój wzrok.

Prychnąłem cicho. To było oczywiste zagranie. Będzie próbował mnie omamić i zachęcić wszystkim co może mi zaoferować kwatera Avengers, a w najmniej oczekiwanym momencie, kiedy się odprężę, będą próbowali mnie zmusić do pokazania twarzy. Klasyk.

- Nikt cię do niczego nie zmusi - zapewnił mnie Stark, zupełnie jakby czytał mi w myślach. - Chcemy tylko porozmawiać, ale jeśli chciałbyś zostać kiedyś jednym z nas, to nie ukrywam, że musimy wiedzieć kim jesteś - wytłumaczył. O dziwo, to brzmiało nawet logicznie, ale nie byłem do końca pewny czy mogę mu zaufać.

- Czemu akurat dzisiaj? Ktoś jeszcze tam jest? - zapytałem nieco podejrzliwie.

- Akurat dzisiaj się pojawiłeś - powiedział, wzruszając ramionami. - Oprócz mnie nikogo tam nie ma, chociaż za niedługo ma pojawić się czarna wdowa, więc może na nią trafimy.

- Wypatrywałeś mnie? - zapytałem z lekkim uśmieszkiem. - To mi nieco schlebia.

- Już od dawna nas interesujesz - powiedział bez skrępowania, mierząc mnie wzrokiem. 

Odwróciłem szybko głowę, nie chcąc za długo skupiać się na jego hipnotyzujących oczach. Myślałem, że to zostało już dawno pogrzebane, ale najwyraźniej jakaś sadystyczna część mnie nadal pamiętała moje zauroczenie tym mężczyzną. Nie zamierzałem się jednak temu poddawać. Mimo upływu czasu doskonale pamiętałem uczucie bezsilności i jego nieproszone dłonie, wędrujące po moim ciele. Nawet teraz byłem w stanie odtworzyć całą tą sytuację w głowie, czułem nawet wstrętny zapach whisky, zmieszany z jego perfumami. 

Wzdrygnąłem się lekko i szybko wstałem, nie mogąc dłużej znieść jego obecności zaraz obok mnie. Tego było już za wiele jak na mnie. Zauważyłem kątem oka, że Stark też wstał, więc odsunąłem się jeszcze bardziej. 

- Nie musisz się ujawniać jeśli nie chcesz - zapewnił mnie znowu, najwyraźniej myśląc, że właśnie dlatego spanikowałem. - Nie będziemy cię śledzić. Chciałem tylko żebyś zobaczył wieżę.

- Nie dzisiaj - mruknąłem kręcąc głową i brałem głębokie wdechy próbując się uspokoić, jednak jego głos nie pomagał. Przecież tego chciałeś prawda? Wiem, że o tym marzyłeś. Jego głos odbijał się echem w mojej głowie. Dlaczego to znowu wróciło? Co jest ze mną nie tak? - Muszę iść - dodałem, ledwo już nad sobą panując i zacząłem kierować się w stronę dachu.

- Przyjdź do wieży kiedy chcesz, Friday cię wpuści - powiedział za mną Stark z lekkim niepokojem w głosie. Zdobyłem się jedynie na kiwnięcie głową i nie zwracając już na niego uwagi skoczyłem w dół. Od razu poczułem ulgę, zupełnie jakby pęd wiatru wywiał mi z głowy wszelkie myśli. Odetchnąłem głęboko, wsłuchując się w odgłosy miasta skutecznie zagłuszając niepotrzebne myśli w mojej głowię i wypuściłem siec, przylepiając ją do najbliższego budynku. Gdzieś w głębi wiedziałem, że jak tylko wejdę do mieszkania wszystkie te uczucia powrócą, ale będę już daleko od niego w bezpiecznym miejscu.

Kiedy tylko wszedłem do swojego pokoju pozbyłem się jak najszybciej stroju, upychając go w szafie i zacząłem chodzić nerwowo po pokoju. Jak ja miałem iść jutro na ten cholerny staż, skoro sama jego obecność doprowadzała mnie do takiego stanu? I czemu do cholery jednocześnie mi się podobał i mnie przerażał? Co ze mną było nie tak?

Usiadłem na podłodze i próbowałem się uspokoić, ale nie potrafiłem. Dlaczego kiedyś byłem tak głupi? Jak mogłem się zauroczyć w facecie, którego nawet nie znałem? Gdybym tylko nie był tak głupi i nie uparł się wtedy że osobiście oddam mu tą marynarkę, to nic by się nie stało. To wszystko było moją winą. Gdybym wcześniej zauważył objawy May może nadal by żyła? Dlaczego nie mogłem zrobić w życiu czegoś dobrze?

- Peter? - usłyszałem zaniepokojony głos MJ, stojącej w drzwiach. - Nie otwierałeś, więc weszłam sama - dodała pochodząc bliżej i zgarnęła z łóżka koc, który zarzuciła mi na ramiona. Spojrzałem na nią z wdzięcznością, kiedy usiadła obok mnie. Wtuliłem się w nią, wreszcie czując, że nieco się uspokajam i poczułem jak po moich policzkach płyną łzy. Wiedziałem, że przy niej nie muszę udawać silnego. Mimo, że nie łączyły nas romantyczne relacje ona zawsze była dla mnie, a ja dla niej i fakt, że to nigdy się nie zmieni, działał na mnie bardziej kojąco, niż jakiekolwiek słowa pocieszenia.

===

Jak się podobało?

Pomocna dłoń // STARKER //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz