01. CEDRIC DIGGORY.

435 16 11
                                    


          𝐈𝐒𝐋𝐄𝐄𝐍 𝐈𝐕𝐄𝐑𝐒𝐄𝐍 nie miała apetytu. Dłubiąc widelcem w prawie nietkniętym kawałku pieczonego kurczaka, snuła wzrokiem po Wielkiej Sali.

   Przerzucając wzrok z jednej twarzy na kolejną Iversen zdała sobie sprawę, że wiele z jej rówieśników wydoroślało... zresztą tak jak i ona.

   Isleen była piękną kobietą. Przez wakacje sporo schudła, przez co odstawały jej niektóre kostki, a ponadto nieco podrosła i teraz mierzyła metr sześćdziesiąt osiem. Była wiotka. Jej skóra przybrała alabastrowy odcień, co bądź co bądź wyglądało nienaturalnie w okresie powakacyjnym. Miała mały, prosty nosek i pełne usta, na których często gościł sztuczny uśmiech. Jednak tym co zdecydowanie najbardziej przyciągało uwagę do jej twarzy były wydatne kości policzkowe oraz migdałowe, zielone oczy, otoczone wachlarzem rzęs. Ich spojrzenie było... zamglone, choć z natury zalotne. Krucze, całkowicie proste włosy zaczęły sięgać jej do pasa. Zawsze były zadbane i uczesanie przez jej najlepszą przyjaciółkę – Nessę.

   Dumbledore wygłaszał swoją coroczną mowę powitalną. Isleen zaczynając swój szósty rok nauki – nie okazywała jej już większego zainteresowania, choć Nessa siedząca obok naburmuszyła się okropnie słysząc o tegorocznym braku rozgrywek Quidditch'a.

— A nie będzie ich... — ciągnął Dumbledore — z powodu pewnego ważnego wydarzenia, które będzie trwało od października przez cały rok szkolny, pochłaniając większość czasu i energii nauczycieli. Jestem jednak pewny, że nie będziecie żałować. Mam ogromną przyjemność oznajmić wam, że w tym roku w Hogwarcie...

   Nagle wrota sali otworzyły się z hukiem, a magiczne sklepienie nad ich głowami przedarła błyskawica. W drzwiach stała postać w czarnym płaszczu. Głowy wszystkich uczniów zwróciły się w stronę przybysza. Mężczyzna odrzucił kaptur, po czym ruszył ku stołowi nauczycielskiemu, utykając na lewą nogę. Pokustykał w kierunku Dumbledore'a i gdy jeszcze jedna błyskawica zajaśniała na sklepieniu i oświetliła jego twarz – Isleen już wiedziała kim ów człowiek jest.

— To on? Ten świr Moody? — zapytała Nessa, szturchając Isleen w żebra.

— Chyba tak — odpowiedziała, nieraz w dzieciństwie widząc go na pierwszych stronach Proroka Codziennego.

   Przybysz wyciągnął rękę, pokrytą bliznami, a Dumbledore przyjaźnie ją uścisnął.

— Pragnę wam przedstawić naszego nowego nauczyciela obrony przed czarną magią — powiedział dyrektor, spokojnymi głosem — Profesora Alastora Moody'ego!

   Jednak nikt z uczniów nie zaklaskał. Wszyscy zdawali się być przyjęci mężczyzną o dość przerażającym wyglądzie.

— Jak właśnie mówiłem... — odrzekł Dumbledore, którego głucha cisza najwyraźniej zupełnie nie zmieszała — W ciągu nadchodzących miesięcy będziemy mieli zaszczyt być uczestnikami bardzo podniecającego wydarzenia. Wydarzenia, które nie miało miejsca już od ponad wieku. Mam wielką przyjemność oznajmić wam, że w tym roku odbędzie się w Hogwarcie – Turniej Trójmagiczny!

— PAN CHYBA ŻARTUJE! — wykrzyknął Fred Weasley z drugiego końca sali.

   Napięcie nagle prysło. Prawie wszyscy się roześmiali, a Isleen przerzuciła wzrok z dyrektora na tłum i... nagle jej oczy spotkały inne oczy. Szare, jakby ołowiane, choć wydające z siebie ekscentryczne ciepło. Jej mina nieco zrzedła.

   Cedric Diggory.

   Napuszony bufon, który nie widział nic poza czubkiem własnego nosa. To nie do wiary, że puchon był tak powszechnie lubiany. Był nadęty i miał ego, które spokojnie mogłoby połaskotać stopy Merlina. Czy tylko ślizgoni zdali się to zauważać?

𝐈𝐓'𝐒 𝐋𝐎𝐕𝐄, 𝐃𝐈𝐆𝐆𝐎𝐑𝐘 • cedric diggoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz