12. BAL BOŻONARODZENIOWY.

150 11 2
                                    


          𝐈𝐒𝐋𝐄𝐄𝐍 otworzyła zaspane oczy, gdy promienie jasnego słońca dosięgły jej twarzy. Przeciągnęła się leniwie, ziewając i zerkając na zegarek. Dochodziła dziesiąta.

   Kobieta zrzuciła z siebie kołdrę i wstała. Przed jej łóżkiem stała spora kupka prezentów, jednak zanim się za nie zabrała – usłała swoją pościel. Nie znosiła, gdy była w nieładzie.

— Dziewczyny! Wstawajcie!

   Iversen usiadła na podłodze i zaczęła rozpakowywać podarunki. Rodzice często okazywali ich dziwaczne uczucia do córki w formie przedmiotów, a w te święta przysłali jej przepiękny komplet biżuterii, wysadzanej rubinami, choć na list nie raczyli odpowiedzieć... Isleen dostała również prezenty od przyjaciółek. Nessa kupiła jej odczepiane mankiety ze ściągami i ujawniacz, który umożliwiał odkrywanie niewidzialnego atramentu. Daphne dała jej olej do różdżek oraz ulubione kociołkowe pieguski, a Adelaide – estetyczne rękawice ze smoczej skóry. Znalazła tam także pakunek od pani Greengrass, którym okazała się samopolerująca pasta do butów Madame Glossy.

— Dziękuję! — wypiszczała Whistle, gdy rozerwała papier i dorwała w swoje ręce kompas miotlarski od Isleen.

   Kobieta odpowiedziała jej lekkim uśmiechem, a chwilę potem wszystkie zaczęły wymieniać się wrażeniami z otrzymanych niespodzianek i testować swoje nowiusieńkie cacka.

   Po południu paczka przyjaciół udała się na spacer po szkolnych błoniach. Mroźne powietrze było dokładnie tym, czego Isleen potrzebowała, aby ochłodzić nieco zbyt intensywne emocje. Było jednak na tyle zimno, że ich przechadzka nie trwała długo. Wrócili do zamku i zajęli miejsca przy kominku, ogrzewając sobie stopy i dłonie. Około godziny szesnastej Nessa wstała energicznie i oznajmiła;

— Idziemy się przygotowywać!

— Potrzebujecie do tego, aż trzech godzin? — zapytał Terence ze zdziwieniem.

— Tak — odparła mu Whistle, a pozostałe ślizgonki jedynie się zaśmiały.

   Dziewczęta udały się do dormitorium, aby po kolei wziąć prysznic i zacząć bardziej ekscytujące przygotowania. Isleen zasiadła przy swoim biurku z kilkoma ulubionymi kosmetykami, wyciągnęła lusterko i zaczęła się upiększać. Wyczesała brwi, pomalowała długie rzęsy i dorysowała kreski, a kości policzkowe oraz dekolt podkreśliła szampańskim rozświetlaczem, pożyczonym od Adel. Na sam koniec zaakcentowała usta szminką w kolorze kreacji.

— Gotowa? To siadaj! — zawołała Nessa, która każdej z nich obiecała ułożyć fryzurę.

   Daphne wstała z taboretu z niskim kokiem, zaplecionym z warkocza, ustępując tym samym miejsca kuzynce.

   Nessa była naprawdę utalentowana w tych sprawach i potrafiła stworzyć na głowie wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Isleen natomiast nie dała jej się zbytnio wykazać. Postawiła na fale, które dodały jej dziewczęcego uroku.

   Nim się obejrzały nastał czas wyjścia. Isleen, odziana w swoją kreację oraz przystojona biżuterią, wysłaną jej przez rodziców, wyszła z pokoju wraz z przyjaciółkami. Terence oraz Gabriel czekali na kobiety przy schodach. Ku ogromnemu zdziwieniu Iversen – Terence wystawił ramię w stronę Adelaide, która przyjęła je z delikatnym uśmiechem. Gabriel natomiast prosił Nessę, która wyglądała na nieco zawiedzioną, choć chyba tylko Isleen to zauważyła.

— A gdzie jest Adrian? — zapytała Whistle, zerkając w stronę Daphne.

— Już na dole — odparła szybko Greengrass i razem skierowali się w stronę przejścia.

𝐈𝐓'𝐒 𝐋𝐎𝐕𝐄, 𝐃𝐈𝐆𝐆𝐎𝐑𝐘 • cedric diggoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz