05. NIECH WYGRA LEPSZY.

134 9 7
                                    


          𝐈𝐒𝐋𝐄𝐄𝐍 𝐒𝐙𝐘𝐁𝐊𝐈𝐌 𝐊𝐑𝐎𝐊𝐈𝐄𝐌 przemierzała korytarze szkoły. Był późny wieczór, więc minęła jedynie kilkoro uczniów, zanim dotarła do Wielkiej Sali. Wzięła głęboki oddech i delikatnie popchnęła wielkie drzwi, które zamknęły się za nią z cichym trzaskiem.

   Na środku pomieszczenia, w miejscu, gdzie zazwyczaj umieszczana była Tiara Przydziału – stała teraz Czara Ognia. Było to topornie wyciosane, drewniane naczynie o sporym rozmiarze. Roztańczone niebiesko–białe płomienie skakały w jej środku, rzucając tajemniczą poświatę na całą salę.

   Isleen zrobiła parę kroków w przód, mnąc w dłoni kartkę na której starannie napisała: Isleen Iversen – Hogwart. Buty kobiety niemal stykały się ze złotą linią wieku, naznaczoną wokół Czary na wypadek, gdyby jakiś niesforny, niepełnoletni uczeń chciał wrzucić do niej swoje nazwisko.

   Zamknęła oczy i rozchyliła usta, wypuszczając z płuc nagromadzone powietrze. To zawsze pomagało jej opanować emocję, jednak teraz w jej głowie trwała szaleńcza gonitwa myśli, która nie miała z nimi nic wspólnego. To była analiza.

   Isleen nie wiedziała ile to trwało. Jednakże po jakimś czasie zebrała się na odwagę i przeszła przez złoty krąg. Stanęła przed Czarą Ognia, wyciągnęła kartkę i wypuściła ją z ręki. Kawałek pergaminu zawirował i został pożarty przez niebieski ogień, którego płomienie uniosły się niebezpiecznie.

   Nagle wrota Wielkiej Sali otworzyły się i stanął w nich on. Cedric Diggory.

   Isleen cofnęła się i przybrała wyraz znudzenia, choć jej ciało nadal drżało. Cedric spojrzał na nią i stanął jak wryty, będąc zdziwiony ich przypadkowym spotkaniem.

— Iversen... — stwierdził, podchodząc bliżej — Wrzuciłaś swoje nazwisko? — zapytał, choć wiedział, jaka będzie jej odpowiedź.

— Oczywiście, że tak — odparła z dumą — Więc Ty nie musisz próbować — rzuciła, wskazując na pogniecioną kartkę w jego ręce.

   Cedric spojrzał na nią, potem na kartkę i uśmiechnął się nieco pobłażliwie. Isleen dostrzegła kurze łapki w kącikach jego oczu.

— Chyba jednak spróbuję — odparł — Myślisz, że nie dam rady przejść przez trzy zadania?

— Myślę, że nie dasz rady stać się reprezentantem — syknęła, czując przypływ frustracji.

   Przez chwilę stali na przeciw siebie, mierząc się wzrokiem. Isleen wyglądała na rozdrażnioną, natomiast od Diggory'ego czuć było spokój. To jeszcze bardziej wprawiało kobietę w oburzenie i sprawiało dyskomfort.

— Jestem pewny, że dam radę — powiedział nagle, choć wcale nie był co do tego przekonany — Założymy się? — zaproponował.

   Isleen zmrużyła oczy i spojrzała na niego przebiegle. Kącik jego ust drgnął. Próbowała wyczytać z jego miny, jakiś sprytny podstęp, jednak twarz mężczyzny demonstrowała jedynie życzliwe oczekiwanie. Puchon był więc albo bardzo głupi albo sprytny, a wychowankowie Hufflepuff'u przecież nie posiadali takiej cechy.

   Cedric rzucił jej propozycję. W jej oczach natomiast stała się ona wyzwaniem. Co prawda banalnie prostym, ale jednak... wyzwaniem.

— O co? — zapytała Iversen, unosząc brodę i prostując się.

— Nie wiem — odparł szczerze Cedric, przyglądając się jej — Może o przysługę?

𝐈𝐓'𝐒 𝐋𝐎𝐕𝐄, 𝐃𝐈𝐆𝐆𝐎𝐑𝐘 • cedric diggoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz