Chapter 3: nicholas

36 4 0
                                    


Wicher zdążył się uspokoić, tak samo jak impreza panująca w środku lokalu. Większość gości wróciła do swoich domów, zostawiając po sobie niezwykły harmider oraz bałagan, ale na razie nikt się tym nie przejmował. Tym bardziej gospodarz, który nadal grał na gitarze i śpiewał wesoło ballady, przy gasnącym już ognisku.

Przez ten czas Karl zdążył zapoznać się z no nowo poznanymi nastolatkami. Po jego prawej stronie na ławeczce opierał się niskiego wzrostu brunet z dużymi, czekoladowymi oczami- George, akurat debatując nad czymś z resztą oraz delikatnie głaszcząc po policzku śpiącego na jego kolanach ciemnego blondyna. Clay wypił najwięcej z nich wszystkich i od samego początku średnio kontaktował. Koło nich na ziemi przykrytej małym kocykiem siedział Luke, niebieskooki blondyn z włosami zaczesanymi żelem subtelnie do tyłu. Na początku był tak samo nieprzekonany do rozmowy jak Karl, ale po czasie znacznie się odprężył się i okazał być się naprawdę bardzo rozmowny.

Ich dyskusje przerwało głośne skrzypnięcie otwierającej się kamiennej bramy. Wzrok wszystkich mimowolnie padł na niebiańskiego chłopaka, który z ręką uniesioną do góry, dzwonił kluczami znajdującymi się w jego dłoni. Każdy milczał póki nie podszedł do reszty.

- Nie wierze...- szepnął George otwierając oczy jeszcze szerzej.- NICK, JAK CI SIĘ TO UDAŁO!?- nie kontrolował już swoich emocji i krzyknął w zachwycie- NIE WIERZE ŻE SIĘ ZGODZIŁ.- pisnął radośnie, budząc blondyna wtulającego się w jego kolana.

Więc tak brzmiało jego imię. Nick. Nicholas. W każdej formie brzmiało zachwycająco.

- Ma się swój urok.- uśmiechnął się do niego chytro, podnosząc jeden kącik swoich ust.
Tu zgodził się z nim. Miał definitywnie swój urok. Jego basowy i lekko ochrypły głos rozpływał się w uszach Jacobs'a jak najwspanialsza melodia.

- Nie ma na co czekać.- odparł Will podnosząc się ze swojego siedzenia i poprawiając okulary spadające mu z nosa.- Zawijamy się. - Ruszył po mału w kierunku z którego właśnie przyszedł szatyn. Karl jak i nierozbudzony jeszcze Clay nie miali nawet okazji by dowiedzieć co się aktualnie dzieje, ponieważ Luke zdążył pociągnąć obu za ramiona w kierunku w którym aktualnie kierowała się reszta.

Przed bramą, jak się okazało, stał biały wóz z przymocowaną przyczepą. Każdy podszedł w jego stronę.

- Trochę przed przyjazdem tutaj posprzątałem w środku, więc śmiało wsiadajcie. - powiedział Nick wskazując głową na przyczepę.

Nad horyzontem słońce zaczęło wschodzić, a niebo nad nimi przybrało różowo-pomarańczowy kolor. To wszystko było jak sen. Jechali przez gęsty las, a przez długie drzewa przebijało się światło, delikatnie rażące ich w oczy. Radośnie śpiewali piosenki puszczane przez nich, a wcześniejsze zmęczenie odeszło w zapomnienie. Nie przejmowało ich nic bo mieli teraz siebie nawzajem. Głośna melodia odstraszała ptaki z drzew. Co jakiś czas spoglądał na przednie lusterko widząc jak zielono-szare tęczówki kierowcy są utkwione na jego postaci. Te jego piękne oczy. Ten moment mógł trwać wieczność.

- Karl? - zapytał się Alex, kiedy samochód zatrzymał się przed jego domem. - Śpisz dziś u mnie? - starał przekrzyczeć się muzykę.

- Pewnie. - odkrzyczał mu chłopak podnosząc się z siedzenia, nadal ruszając delikatnie biodrami w rytm piosenki.

Drzwi od strony kierowcy otworzyły się, a z nich wysiadł kierujący pojazd szatyn, aby pomóc w wysiadce swoich kolegom. Kiedy Jacobs powolnie wspinał się na dół, poczuł jego zimne dłonie na swoich biodrach. Znów przeszła go fala małych dreszczy po ciele. Nieskazitelnie zimne dotykały jego rozgrzanej skóry. Po zejściu na ziemie oboje pomogli meksykaninowi również wydostać się z przyczepy. Kiedy czarnowłosy zdążył udać się w stronę domu, oboje znów nabrali kontakt wzrokowy.

- Dziękuje. - pokonał swój strach i uśmiechnął się do niego ciepło. Drugi nic nie odpowiedział, tylko delikatnie uniósł prawy kącik ust do góry w zadziornym uśmiechu. Powędrowali w swoich kierunkach, a po chwili samochód odjechał, a dwójka nadal pozostała przed domem.

Usiedli na pojedynczym schodku prowadzącym do domu ciemnookiego, paląc przy tym paczkę czerwonych malboro podkradzionym komuś na imprezie. Miedzy nimi momentalnie panowała cisza, by oboje mogli nabrać powietrza.

- Boże, tak dawno się tak dobrze nie bawiłem. - wspomniał brunet, spoglądając na Jacobs'a.

- Tu masz racje. Ciesze się że się postanowiłem pójść. Trzeba to powtórzyć. - odpowiedział Karl, a gdy wypalili już po papierosie pokierowali się do środka.

Rodziców Alex'a bardzo często nie było w domu ze względu na ich pracę. Jego tata pracował w Meksyku, a jego mama pracowała do bardzo późnych godzin. Był również jedynakiem, więc w jego domu zawsze było pusto. Karl u chłopaka nocował bardzo często, co czasami stawało się nawet codziennością. Teraz oboj ze zmęczenia zasnęli na brązowym tapczanie w salonie, a brunet śnił o anielskim chłopaku o zielonych oczach.

⭐️

lucky star | karlnapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz