Na błękitnym niebie zaczęły pojawiać się lekko szarawe chmury, co nie zwiastowało dobrej pogody, ale szatyn i brunet oboje cieszyli się wspólnie spędzanym czasem. Teraz pogoda najmniej ich interesowała, ponieważ mieli siebie nawzajem. Delikatny wiatr subtelnie owiewał ich włosy, gdy jedynym słyszalnym dźwiękiem było obijanie się deski o parkiet ramp oraz ich głośne śmiechy. Każdy najmniejszy dotyk przez zielonookiego wprowadzał go w stan euforii, a kiedy ich ciała niemal stykały się ze sobą, jego perfum obijał się o jego nozdrza. Miały dość cytrusowy zapach z lekko wyczuwalnym dodatkowo dymem papierosowym. Mimo iż, Karl miał totalnie inne preferencje jeśli chodzi o zapach, to jego perfumy posiadały w sobie coś pociągającego, co chciałby wdychać godzinami. Jak na pierwszy raz brunetowi nie szło mizernie, ponieważ ciągle czuwał nad nim niższy. Gdy Jacobs notorycznie upadał, oboje tylko podśmiechiwali się z jego umięjętności. Lub bardziej ich braku. Wszystko wtedy było takie melancholijne, do momentu w którym z chmur, nie zacząła delikatnie kropić woda. Początkowo żadnemu z nich to nie przeszkadzało, ale z każdą chwilą deszcz się nasilał. Nie chcieli się rozstawać, ale wiedzieli że jazda o takiej pogodzie nie jest bezpieczna. Stali chwilę pod gołym niebem, a krople deszczu spływały po ich ubraniach.- Chyba już pora się zbierać. - powiedział Karl, kierując się w stronę starej ławeczki, na której jeszcze niedawno opatrywał chłopaka. Na niej leżał teraz już całkowicie przemoczony czarny plecak.
- Podwieźć cię? Przyjechałem autem. - zaproponował stojący za nim Nick poprawiając włosy pod swoją czapką.
- Mieszkam dosyć blisko więc się przejdę. - odwrócił się w jego stronę i uśmiechnął się łagodnie, a jego przydługawe włosy nachodziły mu na oczy.
- Myśle że będzie bezpieczniej. Iście na pieszo to nie jest dobre rozwiązanie. Będę bardzo ostrożny. Obiecuje. Ale nie mogę podważać twojej decyzji. -nalegał chłopak, ale nie było to bardzo natarczywe. Zdawał sobie sprawę że chciał jak najlepiej i nie mógł go za to winić.
Ostatecznie Jacobs przystąpił na jego propozycje, kiwając głową w jego stronę. Nadal bardzo mocno padało, i czuł jak jego ubrania zaczynają przylepiać się do jego rozgrzanej skóry. Teraz szatyn prowadził go w kierunku pojazdu. Był zaparkowany on przy wejściu do parku, a ich oczom ukazał się perfekcyjnie czysty, biały mercedes. Nick zanim zasiadł miejsce kierowcy otworzył szybko drzwi Karl'owi by on mógł spokojnie wsiąść na miejsce pasażera, a dopiero wtedy usiadł za kierownicą. Zanim auto całkowicie ruszyło pokazał chłopakowi gdzie mieszka, a on naciskając pedał gazu i ruszył pod wskazany mu adres. Miał rację, gdyż rzeczywiście tak jak obiecywał, był bardzo ostrożny. Jedną ręką poruszał kierownicą, a druga spoczywała na jego udzie, wystukując rytm piosenki wybrzmiewającej z radia. Razem cicho podśpiewywali tekst piosenki. Droga do domu Karl'a była bardzo krótka więc w kilka minut znaleźli się na miejscu docelowym.
- Chcesz wejść do środka? - zapytał się kierowcy, ponieważ wiedział że w taką pogodę bardzo łatwo się rozchorować.
- Obiecałem Clay'owi że mu w czymś pomogę, więc od razu do niego pojadę. - odpowiedział spoglądając w jego kierunku i pociągając lekko zmarzniętym nosem. - Ale dziękuje za ofertę.
- Też dziękuje za podwózkę. - Karl na dodatek uśmiechnął się w odpowiedzi. - Bezpiecznej drogi. - zwrócił się znów w jego kierunku, otwierając przy tym drzwi.
- Do zobaczenia Karl.
To było ostatnie co usłyszał chłopak, gdy sekundę później drzwi od wejścia pasażera zamknęły się. Czuł jak jego ciało całe się napina. Szatyn do tej pory nigdy nie nazwał go po imieniu. Brzmiało to tak cudownie. Było to najwspanialsze co kiedykolwiek usłyszał. Zdanie cały czas obijało się o jego uszy dopóki nie wyszedł z transu, a gdy odwrócił wzrok auta już tam nie zastał. W momencie gdy zamknął próg drzwi wejściowych do jego nóg zaczął łasić się jego zwierzak. Nie zdążył się udomowić, ponieważ usłyszał donośne pukanie, a po chwili dobrze znany mu gość wszedł do środka. Aktualnie w przejściu stał całkowicie jak Karl, przemoknięty meksykanin. Zaczął kierować się w stronę kanapy.
- A nie miałeś przyjść trochę później? - zapytał czarnowłosego, który tak samo jak Jacobs, odkładał rzeczy na ramę kanapy.
- Wiem, ale nudziło mi się bo wyjebało mi prąd. A ty gdzie byłeś? -spytał Alex ściągając brudne trampki.
- Byłem na skatepark'u z Nickiem. - odpowiedział cicho jakby był to sekret.
- Z Nickiem? Masz na myśli z Sapnap'em? - spojrzał na niego ciekawsko.
- Z Sapnap'em? Nie kojarzę. -Karl zrobił w jego stronę identyczną minę.
- Siedział z nami przy ognisku na imprezie u Wilbur'a. To o niego ci chodzi?- odpowiedział. Sapnap. To był on. Karl zaczął kiwać głową na potwierdzenie jego słów. - Nie spodziewałem że się znacie, ale to dobrze. Fajny z niego gość.- Alex uśmiechnął się i rozsiadł się błękitnej na kanapie, chwytając w rękę pilot od telewizora.
Karl już o tym się przekonał. Bardzo fajny z niego gość.
CZYTASZ
lucky star | karlnap
General FictionKarl wielbił wpatrywać się w gwiazdy. Nick był tą która świeciła najjaśniej. W opowiadaniu występują: • używki • wulgaryzmy