Chmury za oknem znów przybrały szary odcień, a krople wody spływały po zabrudzonej szybie. Przez ostatnie dni nie było można zobaczyć nawet promienia słońca próbującego przebić się przez ciemne chmury, a na skórze czuć tylko obijający się, chłodny wiatr. Chłopcy w środku samochodu zdzierali swoje gardła do ich ulubionych piosenek, puszczane z ich telefonów. Jechali ku swojemu celu mijając zaludnione ulice Charlotte.Za przednią szybą ukazało im się ogromne, oszklone lotnisko z którego za kilka godzin miała startować dwójka z nich. Parking jak zwykle, był niesamowicie przeludniony, dlatego auto zatrzymało się nieopodal wejścia do bramy na małym pagórku. Przed ich rozstaniem, podzielili się paczką papierosów i wypalili ją, opierając się o szyby pojazdu. Przepełniony bagażnik pełen walizek, teraz był całkowicie pusty. Dookoła okropny tłum ludzi przepychał się między sobą, najbardziej jak mógł. Aktualnie całą grupą stali przed samym wejściem do budynku, gdzie każdy zaczął żegnać się ze sobą czuło. George zawisnął na szyi swojego chłopaka i mocno go przytulił, gdzie w między czasie trójka - Luke, Alex i Noah rozglądali się za najbliższą knajpką, by zapełnić czymś swoje puste żołądki. To był ten moment gdy zostali we dwoje, a te cudowne oczka na które nie mógł się napatrzeć, skanowały jego osobę.
Z dna kieszeni swoich spodni Jacobs'owi udało mu się wyciągnąć to czego szukał. Przysunął się bliżej stojącego przed nim Nicholasa i opuszkami swoich palców, dotchnął jego policzka. Znów nakleił plasterek na jego ranę. Znów z pandą. Narysował ją podczas drogi gdy szatyn zdążył się zdrzemnąć opierając się o jego ramię. Ich ubrania stawały się coraz bardziej przemoczone pod wpływem deszczu, a oni stali zatraceni kompletnie w swoich oczach, ustach oraz w najmniejszych detalach ich skóry. Czuł jak ręka Nick'a głaskała zewnętrza stronę jego dłoni, gdy on drugą przyklejał bandażyk.
- Pożegnania są ciężkie, prawda? - powiedział Armstrong, kiedy stali koło siebie pośród całego tłumu.
- Za niedługo się zobaczymy. - zwrócił swój wzrok ku niemu i odpowiedział mu tkliwie - Uważaj na siebie.
- Do zobaczenia Karl.
I tak to się skończyło. Teraz znów znajdował się w tym samym aucie. Miał wrażenie że było znacznie ciszej. Gdy szatyna nie było koło niego w jego głowie była kompletna cisza. Już nie czuł tych wszystkich motylków, kiedy przebywał blisko niego. Mimo że w pojeździe panował wrzask, przez głośną dyskusje pozostałych chłopców, w jego głowie zapanował spokój.
Samochód znów zaparkował pod jego domem. Wchodząc do środka poczuł zapach świeżości od umytych dopiero co podłóg. Kochał zapach jego domu. Zawsze kiedy do niego wchodził, o jego nozdrza obijała się wanilia, którą jego mama również uwielbiała.
Chłopak znów znalazł się w swoim pokoju, ciagle tak samo brudnym jak rano. Nic się nie zmieniło. Miał czas by to teraz posprzątać, ale jedno pytanie ciągle zawracało jego głowę. Kiedy następny raz zobaczy te najpiękniejsze tęczówki?
CZYTASZ
lucky star | karlnap
General FictionKarl wielbił wpatrywać się w gwiazdy. Nick był tą która świeciła najjaśniej. W opowiadaniu występują: • używki • wulgaryzmy