Prolog

111 15 8
                                    

TRACH!

Poczułem już nie wiem, który raz skórzany pas na plecach. Po dwudziestym uderzeniu człowiek przestaje liczyć.

- Mów! - syknął ojciec

- Ja...- powiedziałem cicho

- CO TY TAM MAMROCZESZ? NIE SŁYSZE! GŁOŚNIEJ!

- Ja...AU! już nigdy...

- NIE SŁYSZE!

- Ja...już nigdy...nie odezwę się...AU! Tak do ciotki Margaret!

- Dobrze a teraz jeszcze raz!

Powtórzyłem sentencje jeszcze nie raz a trzy razy. Kiedy w końcu wypowiedziałem te słowa bez przerywania szlochem lub krzykiem, matka zarządała:

- Wystarczy! Bo jeszcze go zamęczysz. Mam nadzieję, że to cie czegoś nauczy.

- Tak, matko...

Po tych słowach matka z ojcem opuścili pomieszczenie zostawiając mnie na wpół przytomnego oraz całego poranionego.
Znajdowałem się w piwnicy. Zawlekli mnie tam siłą. Aby dostać się do mojej sypialni musiałbym pokonać wiele schodów.
Próbowałem się podnieść ale nie dałem rady. Byłem zbyt obolały i prawie nieprzytomny. Jeśli mi się poszczęści przyjdą po mnie za 2 dni.
Czułem, że powoli odpływam. Byłem taki zmęczony. Zamknąłem oczy. Może wtedy nie będzie tak bolało....

Zwierciadła Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz