rozdział 2

88 13 13
                                    

Obudziłem się. Zaspany spojrzałem na zegar stojący na szafce nocnej. Zegar pokazywał godzine 15:46. Czyli spałem prawie cztery godziny. Na biurku zauważyłem stojący talerz. Zwlokłem się z łóżka i podszedłem do stolika. Na talerzu leżały kanapki, jabłko i .... ŻELKI!  Nie wiem jak ona je zdobyła ale mam u niej wielki dług wdzięczności.
Stał tam jeszcze kubek z wodą , parę tabletek i karteczka. Na karteczcę było napisane tak:

Will ,
Tu masz leki przeciwbólowe i jedzenie. Nie pytaj jak zdobyłam żelki. Zjedz wszystko i weź leki. Jak nie weźmiesz to raczej długo nie pociągniesz na tym bankiecie. Zobaczymy się jutro!
Trzymaj się!
Sara

No i jak tu jej nie kochać!
Czułem wzruszenie. Byłem wzruszony ponieważ te leki musiała wziąć ze swoich własnych zapasów, a jej mogły być bardziej potrzebne. Poza tym już sam fakt ,że udało jej się przemycić mi tu jedzenie jest godne podziwu.
Kiedy wrócę z tego głupiego bankietu muszę do niej przyjść i podziękować.
Usiadłem na krześle i zacząłem pałaszować. Nie sądziłem, że jestem tak głodny.
Po zaspokojeniu swojego brzuszka ,postanowiłem trochę się ogarnąć. Trochę to mało powiedziane. Po prostu ogarnąć.
Poszedłem do łazienki umyć włosy. Może to trochę babskie ale kocham dbać o swoje włosy. Były delikatnie dłuższe i kończyły się przy uszach. Końcówki trochę mi się kręciłem więc miałem urocze loczki.
Po umyciu i wysuszeniu włosów skierowałem się w stronę szafy. Musiałem wybrać odpowiednie ubrania na ten przeklęty bankiet. Długo szukałem i myślałem co włożyć. W końcu zdecydowałem się na zwykłą białą koszulę i czarne spodnie garniturowe.
Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałem tak jak rodzina chciała abym wyglądał. Czysto, schludnie i sztywno. Przynajmniej ten punkt programu już mam zaliczony.
Teraz pora na makijaż. Musiałem zakryć jakoś oznaki zmęczenia oraz siniaki.
Powoli i precyzyjnie nakładałem korektor pod oczy i tam gdzie widniały siniaki. Wszystko rozblędowałem gąbeczką. Na koniec przypudrowałem całą twarz i spsikałem się fixerem. Powinno wytrzymać cały bankiet.
Ponieważ zostało mi jeszcze sporo czasu do 19 postanowiłem sobie poczytać.
Kocham czytać! Książki to mój tlen.
Spojrzałem na regał. Hmmmm....
Którą by dziś poczytać?
Długo się zastanawiałem ale w końcu wybrałem ,,W zwierciadle niejasne".
To moja ulubiona pozycja.
Usiadłem na łóżku i zatopiłem się w lekturze.

                              •••••••••

Puntktualnie o dziewiętnastej stałem pod drzwiami gotowy do wyjścia. Po chwili przyszła moja siostra a po niej dotarli rodzice.
Wsiedliśmy do zaparkowanej limuzyny.
Teraz godzina drogi i będziemy pod tą przeklętą willą. Rodzice i Janet o czymś rozmawiali. Nie słuchałem ich. Wyglądałem przez okno i zatopiłem się we własnych rozmyślaniach.
Z moich ponurych rozważań wyrwało mnie szarpnięcie samochodu. Oho! Czyli jesteśmy.
We drzwiach powitała nas służba i zabrała nasze okrycia wierzchnie.
Zaczęły się rutynowe działania.
,, Jak zdrowie wuja?"
,, Pięknie dziś wyglądasz Lady Kate."

I tym podobne formułki. Przy stole zasiedliśmy według ustalonej kolejności.
Po kolei podawano dania na ciepło i na zimno. Chciałem rzucić się na jedzenie ale no ehh...etykieta. Nie przysluchiwałem się rozmową. Odpowiadałem na pytania i ładnie wyglądałem. Jak zawsze.
Jednak w pewnej chwili pewna wypowiedź mnie zaciekawiła. Była to wypowiedź mojej matki skierowana do mnie:

- Will skarbie podejdź . Chciałabym ci przedstawić twoją narzeczoną. Pobierzecie się za tydzien! - bylo słychać ekscytacje w jej głosie.

Zaksztusiłem się pitą herbatą. Myślałem ,że czas się zatrzymał.

- Will podejdź tu i poznaj Angel.

- Przepraszam nie dosłyszałem mogłabyś powtórzyć.

- Prosiłam abyś podszedł do mnie i poznał swoją narzeczoną.

Wstałem od stołu. Odwróciłem się na pięcie i zacząłem uciekać wgłąb willi.
Słyszałem jeszcze tylko za sobą wzburzone głosy gości i pogróżki mojej matki.

Zwierciadła Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz