Rozdział V

1.1K 46 5
                                    




Do Lyra❤️

Wracam sama, a jak przyjdziesz i się ogarniesz to pojedziemy na tą imprezę

O dziwo dostałam dość szybko odpowiedź.

Od Lyra❤️

Myślę, że będę około 19:30

Polubiłam wiadomość po czym ubrałam słuchawki i ruszyłam w stronę hotelu.

- Podrzucić cię?

- Ratujesz mnie Raphinha- uśmiechnęłam się i wsiadłam do auta chłopaka.

- Jedziesz do hotelu tak?

- Tak.

Wyciągnęłam słuchawki z uszu i zaczęłam rozmowę z przyjacielem na wszystkie możliwe tematy.

***

- Jestem gotowa - oznajmiła Lyra, a ja tylko spojrzałam na przyjaciółkę ubraną w czarną sukienkę sięgającą do połowy uda i rozpuszczone włosy które postanowiła zakręcić.

- Ja w sumie też - zerknęłam ostatni raz w lustro poprawiając spódniczkę, a potem wyszłam biorąc ze sobą kluczyki do auta.

- Zabrałaś kartę do pokoju?

- Tak, wszystko mam.

- Dziś w końcu jedziemy same -  usłyszałam uradowany głos przyjaciółki wsiadającej na miejsce pasażera.

- Przykro mi ale nie tym razem - odwróciłam się i ujrzałam Gavire i Pedriego wsiadających do mojego auta.

- Nie dość, że do pokoju włażą se bez pukania to do auta też - mruknęłam pod nosem, ale wyjechałam autem z parkingu.

- Co ty tam gadasz? - Odezwał się Pedri, żeby zaraz pochylić się i zacząć przełączać piosenki w radiu.

- Nie mówię nic co jakkolwiek powinno cię obchodzić i zostaw to cholerne radio.

- Jak zwykle miła - powiedział bardziej do siebie.

- Proszę cię siedź już cicho, bo zaraz się zatrzymam i wyrzucę cię z tego auta - zagroziłam z śmiertelnie poważną miną.

- Dobra już wyluzuj - usiadł z powrotem prosto i przez resztę drogi już się nie odzywał.

- W końcu jesteśmy - odezwała się Lyra i jak najszybciej wysiadła z auta dodając tylko, że strasznie wolno jeżdżę.

Impreza trwała w najlepsze, mimo że nie piłam to bawiłam się naprawdę dobrze rozmawiałam właśnie z Gavim i Neymarem ciągle kontrolując godzinę.

- Będę się już zbierać jeżeli widzielibyście Lyre możecie jej powiedzieć, że pojechałam - spojrzałam na wyświetlacz telefonu, który właśnie pokazywał 23:00.

- Do zobaczenia - pożegnał się ze mną Pablo, a potem ruszył w stronę reszty.

- Marquinhos nie może jechać - usłyszałam za sobą głos chłopaka.

- A to niby dlaczego - odwróciłam się do Pedriego.

- Musiał w czymś pomóc chyba Neymarowi.

- Oh, nieważne poradzę se sama - odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę auta.

- Pojadę z tobą - zatrzymałam się i posłałam mu zdziwione spojrzenie - a przy okazji dasz mi się przejechać twoim autem.

- O nie, nie ma mowy - odpowiedziałam stanowczo - wiedząc jak jeździsz nie pozwolę ci jechać moim autem rozumiesz nie chce ryzykować życia.

Last dance|| Pedri González Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz