Rozdział XII

1K 41 7
                                    




- Tiernan!

Czyjś głos doszedł do moich uszu, więc podniosłam ciężkie powieki, próbując zrozumieć co się stało.

- No w końcu - dostrzegłam dwóch Hiszpanów znajdujących się w pokoju.

Podniosłam się z łóżka, czego szybko pożałowałam.

- Lepiej usiądź - odezwał się Gavi, a ja  zrobiłam tak jak powiedział, mając świadomość, że gdybym stała chociaż przez 5 sekund poleciała bym na ziemie.

- Chyba miałam jakiś koszmar - mruknęłam bardziej do siebie niż do nich.

- Domyśliliśmy się - odezwał się Gonzalez i usiadł na moim łóżku - krzyczałaś coś o nas i meczu.

- Trochę przesadziłaś z alkoholem, a potem najwidoczniej się położyłaś.

Przypomniał mi się poprzedni dzień. Po wyjściu Pedriego trochę się napiłam.

- Którą mamy godzinę? - Odwróciłam głowę w stronę chłopaka siedzącego na moim łóżku.

- Jest 8:55, dlatego przyszliśmy, bo nie odbierałaś, a musisz iść na śniadanie.

Chciałam mu odpowiedzieć, ale przerwał nam Pablo, którego telefon zadzwonił.

- Za moment wracam, a w tym czasie Tiernan ogarnij się, bo idziemy jeść - po tych słowach wyszedł z pokoju.

- Nigdzie nie idę - położyłam się z powrotem i przykryłam kocem.

- Nawet mnie nie denerwuj.

- Możesz już iść, bo nie jestem głodna.

- Wstawaj i chodź, bo nie jadłaś niczego normalnego od kilku dni - ton jego głosu zmienił się z łagodnego na nieco ostry.

- Weź daj mi spokój i wyjdź najlepiej.

- Nie rozumiesz, że niektórzy się o ciebie martwią? - Znowu wrócił do tego tematu - chociażby Neymar, Raphinha, no i Gavira, który mnie tu zaciągnął.

- Czy ty zawsze musisz powtarzać jak bardzo nie chcesz tu przebywać? - Zatrzymałam się na chwile - w każdym razie nie przyszedłeś tu z własnej woli, więc wyjdź już, bo skoro ty się nie martwisz to jesteś niepotrzebny.

- Nie martwiłbym się o kogoś, takiego jak ty - prychnął i podniósł się z łóżka - proszę cię Tiernan jesteś mi tak strasznie obojętna, że chętnie stąd wyjdę.

- No całe szczęście, bo już się martwiłam, że będziesz siedział tu jeszcze długo - powiedziałam, a on tylko podszedł do drzwi i nacisnął klamkę - biedny Gavira pewnie przyjaźni się z tobą tylko dlatego, że nie miałbyś nikogo innego - automatycznie się odwrócił i posłał mi ostrzegawcze spojrzenie - nie zasługujesz na niego, bo jedyne o robisz to zatruwasz ludziom powietrze - słowa wypłynęły z moich ust.

- Nie, to ty na niego nie zasługujesz i lepiej uważaj na słowa, bo czasem możesz powiedzieć za dużo - wyszedł i gwałtownie zamknął drzwi, a ja odetchnęłam i wplątałam palce we włosy.

- Idiota - powiedziałam do siebie i podniosłam się z łóżka aby wziąć prysznic, jednak zatrzymał mnie głos Gaviry, który wszedł do pokoju.

- Czekam na ciebie 20 minut, a potem idziemy na śniadanie.

- Nigdzie nie idę, bo nie jestem głodna, a po drugie wyglądam strasznie i nie pokażę się tak nigdzie.

- Znowu płakałaś.

- No odkrycie roku - rzuciłam oschle bardziej, niż miałam w planach, więc szybko dodałam ciche - przepraszam.

- Idź się wykąpać, a ja przygotuje ci jakieś ciuchy, a potem się pomalujesz i nie będzie tragedii. Nie pozwolę ci tu zostać i kolejny dzień nic nie jeść.

Last dance|| Pedri González Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz