POV: ASHER
DZIEŃ WYJAZDU.
Byłem zdenerwowany.
Co ja pieprzę, byłem w chuj wkurwiony.
Właśnie zostawiłem na lotnisku dziewczynę, która namąciła mi w głowie.
Tak naprawdę nie wiedziałem, czym na początku zainteresowała mnie jej osoba, oprócz wyglądu. Jej piękne, błękitne oczy, na pewno były wyjątkowe, jednak nie pociągały mnie tylko one, czy ich właścicielka.
Pragnąłem zobaczyć, jakie emocje potrafią ukazywać te oczy.
Najczęściej emonowały one podirytowaniem, bólem i złością.
Natomiast, gdy zobaczyłem je w trakcie furii, zapragnąłem ujarzmić tę małą diablicę.
Ja pierdole, to zabrzmiało, jakbym był czterdziestoletnim pedofilem, polującym na młode laski, a nie trzy lata starszym chłopakiem od mojej Delilah.
Poczułem jakąś pustkę, gdy odszedłem od niej. Wiedziałem z czym to się wiąże, a nawet jej nie ostrzegłem. Zachowałem się po prostu, jak kutas.
Nie miałem nic na swoją obronę. Zachowałem się paskudnie i musiałem przyjąć pokutę, jaką był brak kontaktu z nią.
Nigdy nie chciałem jej celowo zranić, a poczułem się jak śmieć, gdy po magicznym pocałunku, po prostu zacząłem się cofać i od niej odchodzić.
Zostawiłem moją małą Delcię.
- Dzień dobry, coś podać? - spytała miło stewardessa, pokazując dłonią na napoje na wózku, który pchała.
- Whisky z lodem. - zażyczyłem sobie, co kobieta od razu wykonała. Podała mi szklankę z alkoholem, po czym odeszła, życząc mi przyjemnego lotu.
Jak miał być przyjemny, gdy nie miałem obok siebie swojej ukochanej?
***
- Cześć, Asher. - Caden, mój przyjaciel z Dallas wystawił dłoń, abym przybił mu piątkę, co uczyniłem. Uścisnęliśmy się bratersko. - Jak lot? - spytał, biorąc ode mnie walizkę i wrzucając ją do bagażnika swojego Mercedesa. Zamknął go, po czym stanął obok mnie, wyciągając przy tym paczkę papierosów. Blondyn wystawił paczkę w moją stronę, na co oczywiście wyciągnąłem jednego szluga z paczki i włożyłem go między warg. Wyciągnąłem zapaliczkę z kieszeni, po czym wznieciłem ogień i odpaliłem papierosa, od razu zaciągając się ukojeniem, jaki przynosiła mi nikotyna.
- Lot bezproblemowy. - mruknąłem, nie będąc zadowolony z tego, że jestem tutaj.
A nie obok niej.
- Oh, ktoś nie ma zbyt dobrego humoru. - zakpił. - Co to za chica*? - spytał. Caden, był w połowie Hiszpanem, dlatego również w zdania w języku angielskim wplątywał różne wyrazy z kraju pochodzenia.
Jakoś trudno było odciąć się od tego, kim naprawdę byliśmy.
Bynajmniej ja to czułem.
- Niesamowita, Caden. - popatrzyłem przed siebie i pokręciłem głową. - Niesamowita. - powtórzyłem, zaciągając się nikotyną.
***
Dwa miesiące później.
Tak cholernie chciałem teraz przy niej być. Przytulić ją, pocałować. Dać jej wszystko, co mogłem. Wszystko, co najlepsze.
Napieprzałem w cholerny worek treningowy już trzecią godzinę, przez co powoli opadałem z sił, jednak furia, jaką czułem, dodała mi adrenaliny i energii, którą kumulowałem w uderzenia. Z mocą wykonywałem kolejne uderzenia, starając się uspokoić, ale nie mogłem.
CZYTASZ
Distruzione
Teen FictionBurza i Śmierć. Kto wygra pojedynek? Kto pierwszy wniknie w drugą dusze, stając się jedną?