Prolog

239 24 101
                                    


Giza, Egipt

Jak to jest, że w życiu najlepsze rzeczy pozbawiają tchu, a bez tchu nie ma przecież życia. Ale czy życie jest tak bardzo niezbędne? Od kiedy umarłem, stałem się prawdziwie wolny i szczęśliwy. Uważam, że śmierć to najlepsza rzecz, jaka mi się w życiu przytrafiła. Mogłem być każdym i nikim. Latanie, chodzenie po dnie morza, zwiedzanie zasypanych grobowców, podsłuchiwanie niezauważonym, wszystko stało się jedną wielką niedzielą.

I już nie przerażała mnie burza! Zorientowałem się, że burza to miernik człowieczeństwa. Prawdziwi ludzie boją się burzy, a tacy jak ja nawet jej nie zauważają! No, przynamniej ci normalni.

Błyskawica pojawia się nagle, rozświetlając, ciemne chmury. Sprawia, że świat staje się jasny i piękny, pomimo całej grozy burzy, na tę jedną chwilę. Lecz po chwili, jasny refleks ginie, zostawiając po sobie tylko huragan i zniszczenie. Wtedy z nieba odzywa się gniewny huk gromu. Znów jest ciemno. Ciemniej, niż wcześniej, bo oczy zdążyły poznać światło.

W burzy jest pewne pociągające piękno, ale jej niszcząca siła nie pozwala o sobie zapomnieć. Blask błyskawicy, był zbyt krótki. Coś zmienia się w przyrodzie nieodwracalnie. Ślady nie znikają, choć przestają być widoczne. Złamane drzewo już więcej nie zaowocuje. Zostawi po sobie jedynie martwy, przygnębiający pień. Krajobraz, na pierwszy rzut oka ten sam, już nigdy nie będzie taki, jak wcześniej.

Nic nie może tego powstrzymać, chociażby błagał bez końca... Nic już nie podniesie złamanego drzewa. Błyskawica, choć piękna w swojej potędze, zabija, nie pytając.

Ale czy zmiana nie jest najpiękniejsza i najpotężniejsza, czy warto się oglądać za siebie? Po co koncentrować się więc na strachu i bólu?

Imię moje wymazano, ponieważ umarłem,

Ale po co pisać i być zapomnianym? Już lepiej być potępionym,

Edmund Zamojski

Bawiło go pisanie notatek i patrzenie na ludzi, kiedy je znajdowali. Tę zostawił w zapieczętowanym grobowcu, może znajdą ją za rok, trzy, sto, a może tysiąc lat. To, by było dopiero ekscytujące! Czy domyśliliby się z jakiego okresu pochodzi? Dzień, w którym umarł istotnie był najlepszym dniem jego życia.

Usiadł na bloku piaskowca, który był podstawą piramidy. Słońce go nie paliło. Uśmiechnął się tajemniczym półuśmiechem, w szarych oczach pojawiły się iskry, a wokół zmarszczki. Bose stopy wpadły w piasek, ale nie zostawiały śladów. Pomyślał, że nigdy nie żył bardziej, nigdy nie wiedział więcej, niż w tamtej chwili, a to wciąż tak niewiele. Był absolutnie przekonany, że wkrótce cały świat stanie na głowie i miał mieć w tym spory udział. Wciągnął powietrze nosem, powietrze przepłynęło przez ciało, wywołując lekki dreszcz. Nie potrzebował tlenu, ale odruch pozostał.

–  Niech się dzieje – mruknął pod nosem.

–  Zaiste, profesorze – odparła ciemna, chuda postać, która przy nim przysiadła. Głowę miała ukrytą pod kapturem, ale i bez tego niewielu patrzyło jej w twarz. Nawet, jeśli przychodziła pod ładniejszą postacią... Nie patrzyli w swoje oczy, to przed nimi była droga.

–  Czemu zawdzięczam wizytę pięknej pani? – zapytał.

–  Twoja gra się rozpoczyna...

–  Czuję, przyjaciółko – I jeszcze raz się uśmiechnął.

–  Wierzysz, że się uda? – spytała autentycznie ciekawa.

–  Gdybym nie wierzył, nie próbowałbym. – Uśmiechnął się.

–  Ludzie... - burknęła Śmierć we własnej osobie.

–  Ile razy mam ci mówić, że nie jestem człowiekiem.

– Tym bardzie mnie to dziwi, Edmundzie.

–  Czy to nie wspaniałe? – zapytał, a jego wzrok roziskrzył się. – Czy dziwienie się, nie jest najlepsze?

–  Hmm... – zastanowiła się postać. – Nigdy tego nie zrozumiem.

– Czyżby? A dlaczego tu jesteś?

Śmierć roześmiała się śmiechem potępionych – zgrzytliwym i niebezpiecznym. Edmund gdyby mógł oddychać to wstrzymałby oddech, zamiast tego rozpuścił się na atomy i zniknął.

Wszystko, co odbiera mi oddechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz