Rodział 16 Noc w szpitalu

25 8 0
                                    

Mama nalegała, żeby wróciła do domu z Darkiem, ale powiedziała że poczeka na ojca. Elżbieta starała się przeciwstawić, jednak była chora i słaba. Martyna niemalże błagała ją, o wypis na własne życzenie. Matka nie chciała tego robić, wolała wszystko wiedzieć i wyzdrowieć. Nie zrozumiała nacisków. Martyna natomiast była pewna, że to przemęczenie, a choroby mogą ją dopaść właśnie w tym miejscu. W końcu nigdzie indziej nie przebywały tak tłumnie.

Jacek szedł korytarzem, zauważyła go szybko i wyszła w jego kierunku. Ucieszyła się z jego widoku, tylko on mógł ją zrozumieć. Przytulił ją bez słowa. Prawie się rozpłakała, więc odsunęła go od siebie.

– Ona nie może tu zostać – powiedziała z naciskiem.

– Nie może. – Dziewczyna miała rację. Na początku wydawało mu się, że od razu ją wypuszczą, dlatego nie przyjechał. Elżbieta była zbyt ważna, żeby zostawić ją sam na sam z duchami, które lada moment mogły donieść o nich swojemu panu i władcy. Może powinien zadzwonić do Philipa, ale najpierw musiał ją zobaczyć.

Weszli na salę. Od razu ją zauważył. Przeklął w duchu. Długi smukły cień z pustymi oczodołami przyglądał im się uważnie. Z pewnością, zaciekawiła ją obecność dziewczyny. Całe szczęście, że nie była tu dla Elżbiety. Nawet ona nie mogła zmieniać przeznaczenia, ale potrafiła znacznie skomplikować życie. Śmierć, ile to już razy się widzieli... Nie była, ani dobra, ani zła. Rozgrywała swoją własną grę, nikt właściwie nie wiedział, o co jej chodziło i czemu zdarzało jej się mieszać do spraw ludzi. Tylko jeden profesor bezczelnie wdawał się w dyskusję z nią.

– Co to za cień? – spytała bezgłośnie Martyna, musiała ją wcześniej zauważyć.

– Śmierć. – Nastolatka zbladła. – Ale nie przyszła do twojej matki... – Położył rękę na jej ramieniu. 

Elżbieta nie wyglądała najgorzej. Miała podłączoną kroplówkę i kolory wracały na jej twarz. Skłonił głowę nieznacznie, witając się z nią.

– Dzień dobry – powiedział.

– Cześć. – Uśmiechnęła się do niego. Coś się zmieniło między nimi, od kiedy się poznali. – Odwieziesz Martynę do domu?

– Razem z panią – stwierdził.

– Muszę zostać do jutra.

– Mamo, proszę – wtrąciła Martyna.

– Dziecko, wiesz dobrze, że powinnam tu być.

– Przyjedziemy jutro na badania – powiedziała Martyna, ale zrozumiała że Elżbieta nie ma pojęcia, o co im chodzi.

– Pani Kamińska, czy powinniśmy kogoś jeszcze powiadomić? – spytał, na wypadek gdyby nie udało się porozmawiać sam na sam.

– Nie, jutro wyjdę. – Była bardzo zdecydowana. Mógł zignorować jej zdanie, ale sam nie miał ochoty widzieć Philipa. Jeszcze nie teraz, a gdyby się dowiedział, nic nie powstrzymałoby go przed przyjazdem, – Mój mąż już wie... – dodała, patrząc mu w oczy. Brzmiało to, co najmniej dwuznacznie.

– W porządku.

Martyna przyglądała się tej wymianie zdań i pomyślała, że to dziwne, kiedy tak dobrze się dogadywali. Nie podobało jej się to. Jej matka i chłopak, który jej się podobał, powinni być naturalnymi wrogami.

***

Siedział w korytarzu i zastanawiał się, jak to zrobić. Czy oczyścić salę z cieni, co było bardzo trudne i angażowałoby Martynę (czy była na to gotowa?!)? Zmanipulować pielęgniarki? A może wyjść i potem się włamać? Nie wiedział, co było najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji. Najgorsze było to, że prawie wszystko, co wymyślił było równoznaczne z użyciem mocy dziewczyny, a więc i kolejnymi wyjaśnieniami.

Wszystko, co odbiera mi oddechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz