Rozdział 40 Jedyny taki uśmiech

10 6 0
                                    

TW: w rozdziale występuje scena samookaleczenia

Philipa denerwował każdy ślamazarny ruch mechanika. Wcale nie doceniał, że pracował dla niego w nocy i to na sprzęcie, rodem ze średniowiecza, co wyglądało dość groteskowo w zestawieniu z chevroletem, prosto z salonu. Swoją droga, kto by pomyślał, że nowiutka opona, tak szybko skończy swój żywot. Nie mógł spać, dlatego pilnował każdego kroku wąsatego mężczyzny. Klaus i Farid spali na materacu, który łaskawie podarował im wąsacz, a Edmund dla odmiany pozostawał w swojej niewidocznej postaci. Oczywiście wprawne oko Philipa dostrzegało go, ale nikt poza nim.

Fatima i Ricardo zostali w stolicy z drugim wozem. Mieli załatwić fałszywki dokumentów na tamtejszym czarnym rynku. Potrzebne były szczególnie dla Martyny i Elisavet, nie powinny się posługiwać prawdziwymi danymi. Przecież to aż prosiło o wyśledzenie.

Zastanawiał się nad komunikacją publiczną, ale autobusy jeździły tu dwa razy dziennie (jeden kurs do Warszawy, drugi w przeciwnym kierunku). Do tego wyglądały i brzmiały tak, jakby miały się za chwilę rozpaść. Została im może godzina, dwie jazdy, a tkwili tu bezczynnie. Mógłby wynająć jakieś auto albo nawet kupić, ale było za późno. Tak, czy siak, musiał czekać do rana.

***

Próbował otworzyć oczy, ale były tak zapuchnięte, że zajęło mu to kilka minut. Zamglonym wzrokiem rozejrzał się i zobaczył wysoka sylwetkę w oknie. Zamknął oczy. Nie znał postaci, która obróciła się w jego stronę. Wyglądał bardzo nierealnie z tymi jaśniutkimi oczami i czarnymi włosami. Uśmiechnął się półuśmiechem, co sprawiło że przez moment mu kogoś przypominał. Ubrany był zupełnie niepasująco do tego miasteczka z luźnym bezrękawnikiem, rozciętym aż do wysokości pępka, co pozwalało patrząc z boku, dostrzec doskonałe ciało.

– Co ty tu robisz? – wydukał Jacek, zachrypniętym głosem.

– Masz pojęcie ile się musiałem naczekać, żeby cię odwiedzić? – spytał. – Twoi tak zwani przyjaciele, ciągle z tobą siedzieli. – Prychnął.

– Przynajmniej mam przyjaciół...

– I doprawdy, nie wiem dlaczego – stwierdził ironicznie, uśmiechając się denerwująco.

Jacek szybko wstał na nogi, choć wcale nie chciały go utrzymać, a gwałtowny ruch spowodował fale duszności i słabości.

– Wyglądasz jak trup – stwierdził obcy chłopak. – Co ona w tobie zobaczyła? – zastanawiał się na głos. – Eh, kobiety nie da się ich pojąć trzeźwym umysłem. – Wcale nie przejął się tym, że Jacek wstał i chyba miał zamiar wyegzekwować z niego przyczynę wizyty i tożsamość. Mógłby krzyknąć, ale nie miał tyle siły.

Julius oglądał pokój w blasku słońca. Przejechał palcem po półce, a jego twarz wykrzywił grymas doskonałej pani domu w niedoskonałym otoczeniu. Nie to że był pedantem, po prostu nie lubił Jacka i nie lubił jego pokoju. Widział napięty wyraz twarzy chłopaka i to, że pewnie w tym momencie próbuje sięgnąć po broń. Mało go to interesowało.

– Mam na imię Julius, pewnie o mnie słyszałeś. – Uśmiechnął się.

Jacek szybkim ruchem wyciągnął zza siebie broń i wymierzył drżącą ręką. Pomyślał, że to może jest jakaś szansa, żeby się zrehabilitować i przed śmiercią zniszczyć zło. Martyna wybaczy...

– Hmm... Dobro stosuje przemoc? – kpił dalej.

– Czasem nie ma innego wyboru.

– A więc, żeby osiągnąć pokój, trzeba sprowadzić wojnę – mówił powoli, zupełnie nie interesując się tym, co za chwilę zrobi Jacek.

Wszystko, co odbiera mi oddechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz