Rozdział 26 Córka krwi

24 8 0
                                    

Cienie gromadziły się wokół niego. Było ciemno, choć dobiegało południe. Od paru tygodni działo się coś, co zdecydowanie je poruszyło. Przychodziły do niego i mówiły, że znalazły ją. Ale czy to rzeczywiście ona? Wiedział że istniała i chodziła gdzieś po świecie, ale dlaczego akurat teraz? Musiał to w końcu sprawdzić osobiście, bo cienie to głupie stworzenia. Pewnie zobaczyły jakąś niebieskooką dziewczynę, która miała troszkę błękitnej krwi albo była dzieckiem pustyni czy lasu.

Wyglądał młodo, nawet tu zasiadając na tronie z ludzkich kości. Strasznie złościło go, że nie sprawiał wrażenia poważnej persony, łatwo było go pomylić z zafascynowanym gotykiem nastolatkiem. Może gdyby ogolił głowę? Wpatrywał się jasnymi, perłowymi, lekko skośnymi oczami w bezcielesne istoty. W tym świetle tęczówki, niemalże zlewały się z białkami. Miał kruczoczarne włosy, które delikatnie opadały mu na czoło. Cała twarz zdradzała dolew krwi azjatyckiej, jednak widoczne było też europejskie pochodzenie – wydatne usta, wysoki wzrost, mocniej zarysowana szczęka i kości policzkowe, no i nos, prosty, zgrabny, idealnie wyprofilowany na jego twarzy – spadek po Rzymianach. Niektórzy mówili mu, że jest piękny, co irytowało go na tyle, żeby ukrywać swoją twarz przed przyjaciółmi (ekhm... no dobra – sojusznikami) i tym bardziej wrogami. Zło przecież nie mogło być piękne, a już na pewno nie piękne i młode jednocześnie. Co poradzić, w końcu miał tylko osiemnaście lat. Może chociaż powinien zrobić sobie jakiś tatuaż?

– Że była w szpitalu, tak? – spytał próbując wyłowić jakieś słowa z bełkotu chorób. One nie były mu nawet do końca podległe, skoro przyszły musiały wierzyć, że to ważne. Pomyślał o Śmierci, jeśli to prawda to musiała ją rozpoznać. Dlaczego ta dziwka jeszcze nie przyszła. Pewnie, choroby powariowały i widziały jakąś inną istotę. To możliwe... Nawet bardzo, stwierdził obserwując podekscytowane cienie.

– Spokój! – warknął. Cienie natychmiast się zastygły w bezruchu, wpatrując się w niego. Wstał i podszedł do nich, przejechał nożem po ich bezcielesnych głowach. Syknęły wystraszone. Jego jasne oczy robiły przerażające wrażenie, nawet na tak mrocznych istotach. – Śmierć widziała?

– Tak – odparły.

– To gdzie jest?!

Zamilkły przerażone, zapomniał, że choroby boją się Śmierci bardziej niż jego, co zdenerwowało go do granic możliwości. Musiał uciąć sobie pogawędkę ze starą przyjaciółką. Oczywiście istniał tylko jeden skuteczny sposób jej przywołania. Warknął na swoich przybocznych, że w tej chwili mają znaleźć jakiegoś człowieka i przyprowadzić. Najlepiej takiego, którego zniknięcia nikt nie zauważy, dość miał kłopotów. Był jeszcze zbyt słaby, by toczyć otwartą walkę z Philipem. I jeszcze do tego, jeśli uda mu się zjednoczyć z córką... Ale czy to ona? Szukali jej od lat, dlaczego suka jeszcze do tej pory nie zdechła?

Ramirez przyciągnął starszą kobietę, która miała wszystko w głębokim poważaniu i śmierdziała tak, że aż go zemdliło. Dobry żołnierz, dobrze wykonane zadanie, ale to przecież nie znaczyło, że musiał być z niego zadowolony. Julius nigdy nie był zadowolony.

– Nie dało się przywlec większego śmiecia?! – wybuchnął. – Zapaskudzi mi podłogę! Wychodzimy na dziedziniec.

Kobieta wyglądała na zupełnie zobojętniałą. Ramirez wywlókł ją na dziedziniec z uśmiechem kpiny na twarzy, bał się swojego pana, ale dobry wojownik nie okazywał strachu. Tę wywłokę znalazł na ulicy, żebrała, kulawy pies po niej nie zapłacze. Zdawał sobie sprawę z tego, że znalazł dobrą osobę, niezależnie od tego, co twierdził Julius. On nigdy nie mówił niczego miłego.

Mimo wszystko był zadowolony. Oczywiście, to że nie mógł fizycznie tknąć ludzkiej istoty, jak zwykle doprowadzało go do szału, ale dzięki temu nauczył się finezji w zadawaniu bólu i śmierci. Tym razem, nie miał ochoty na ekscesy, chciał szybko znać odpowiedź na swoje pytanie.

Wszystko, co odbiera mi oddechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz