chapter six

786 52 3
                                    


── Joao Felix widziany w restauracji z dziewczyną, która trzymała go za rękę! Młody piłkarz ledwo po zerwaniu, a wie jak ukoić swój ból. Może wcale nie ma złamanego serca? Nic nie jest pewne, prócz tego, kim jest tajemnicza dziewczyna. Zdołaliśmy przyjrzeć się fotografiom wykonanym przez paparazzi i śmiało stwierdzamy, że to siostra sławnego piłkarza fc barcelony - Florencia Gonzalez! ── zacytował jeden z artykułów, stwierdzając po głosie, Gavi. Nie wiedziałam tylko, gdzie się znajduje, przez ciemność jaka wokół panowała. Przypuszczałam, że media zaczną pisać, ale nie spodziewałam się tego w tak szybkim tempie. 

── Zamierzasz mnie prześladować? ── założyłam ręce na piersi, czując jakbym mówiła sama do siebie. Nie wiedziałam nawet gdzie patrzeć. 

── Ja tylko próbuję dotrzeć do tego, dlaczego to robisz. ── byłam zdezorientowana, a z drugiej strony trochę wkurzona. Nie rozumiałam tego, co chciał mi przekazać i o co mu chodzi. 

── O co ci kurwa chodzi? Wyprowadzasz mnie już z równowagi! ── podniosłam trochę głos, a w zamian usłyszałam parsknięcie śmiechem. Właściwie, to nie sądziłam, że w ogóle wypowiem drugie zdanie na głos, a jednak to zrobiłam. Nie przejmowałam się tym jednak. Niepewnym krokiem ruszyłam przed siebie, by dotrzeć do jakiegoś punktu i zaświecić światło.  ── Masz problem do mnie, że się z kimś spotkałam, a sam zapewne pukasz po kątach Katherine! 

Prawie pożałowałam tych słów, kiedy moje plecy zderzyły się ze ścianą, a nadgarstki były przetrzymywane w silnym uścisku, tuż nad moją głową. Syknęłam z bólu, próbując się wyrwać, jednak byłam na to za słaba. Moja siła nie równała się niczym, w porównaniu do siły piłkarza, który niemal codziennie trenował. Musiał zapalić lampę nad nami, ponieważ w końcu ujrzałam jego twarz, z której mogłam wyczytać zirytowanie. 

── Nie zastałaś mnie w takiej sytuacji, więc nie waż się tak mówić. ── syknął przez zaciśnięte zęby, a po moim kręgosłupie przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Obawiałam się takiej wersji Gaviego, która najczęściej objawiała się na boisku. Nie zamierzałam jednak odpuszczać, bynajmniej nie teraz.

── Bo co? Uraziłam twoją biedną ukochaną, która gdy tylko na nią spojrzysz, rozkłada swoje nogi? Pierdolony urok Gaviry. ── prychnęłam, a na mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. Nie widniał on jednak długo, ponieważ znowu syknęłam z bólu, tym razem z powodu wzmocnienia jego uścisku na moich nadgarstkach. 

── W tym momencie obrażasz nie tylko Katherine, ale również i mnie. ── był śmiertelnie poważny, a ja dopiero teraz zrozumiałam. ── Jeśli tak zamierzasz się ze mną pogodzić, to kurwa gratulacje. ── puścił moje ręce i zaczął klaskać w swoje, przybierając uśmiech, który zdecydowanie nie był miły dla oka. ── Kiedy się zastanowisz nad swoim zachowaniem, przyjdź porozmawiać. Choć nie gwarantuję, że będę wtedy wolny. ── tak po prostu odwrócił się, chcąc mnie zostawić samą. Jednak kiedy wchodził na schody, które pod jego ciężarem trochę skrzypiały, odezwałam się. 

── A ty, kurwa?! Obwiniasz mnie na okrągło, ale nie widzisz w tym swojej winy! ── targały mną negatywne emocje, które w końcu wybuchły. Odważyłam się do niego podejść i ślepo wymierzyłam w niego palcem. ── Moje zachowania nie biorą się same z siebie, tak samo decyzje! Gdybyś trochę myślał, to byś to zauważył. Ale oczywiście, że nie, bo Pablo pierdolony Gavira widzi jedynie swój czubek nosa! Myślisz, że mi jest łatwo? Że od tak sobie wyjechałam? Oh, oczywiście, że nie. Może gdybyś powiedział mi wtedy, że coś do mnie czujesz, nawet w ostatniej chwili, to bym została. Ale nie! Pozwoliłeś mi myśleć, że całe to zajście między nami było błędem. A może chciałeś, bym wyjechała i teraz zgrywasz wielkie niewiniątko? Powiedz to w końcu, kurwa! 

Zauważyłam, jak szatyna ogarnął szok. Najwyraźniej nie przypuszczał, że jeszcze dziś wybuchnę i powiem mu tyle rzeczy. Moja twarz wykrzywiona była w grymasie, a wzrok zabójczo wpatrywał się w chłopaka przede mną. Zaciskałam nabuzowana pięści, wbijając sobie tak samo paznokcie w wewnętrzne części dłoni. Serce biło mi tak, jakby miało zaraz wyskoczyć, jednak nie miałam możliwości zapanowania nad tym. Potrzebowałam odpowiedzi tu i teraz, nieważne co powie. 

── Ja... ── zaczął niepewnie, uciekając ode mnie wzrokiem. Nie był najwyraźniej przygotowany na taki obrót akcji, podobnie jak ja, jednak nie interesowało mnie to teraz. 

Przysięgam, że jeśli nie zacznie mówić, to mu przyłożę.

── Co tu się odpierdala?! ── zszedł do nas lekko zirytowany Pedri, najwyraźniej nie rozumiejąc co się dzieje. Nic dziwnego, skoro żadne z nas nie informowało go na bieżąco, a nawet wcale. ── Wasze krzyki słychać w całym domu.

── Po prostu ten arogan...

── Po prostu randka jej się nie udała i wyżywa się na mnie. ── przerwał mi Gavi, jednocześnie okłamując Pedriego, któremu byłam w stanie powiedzieć wszystko. Byłam rozwścieczona, więc nie zważałam na to, co mogę powiedzieć, lub już to zrobiłam. Obecnie byłam zła na nich obydwóch, ponieważ byłam o krok do złamania szatyna, a jednak pojawił się mój kochany braciszek, który wszystko zniszczył. Bez słowa ominęłam ich i wbiegłam po schodach, udając tym samym do pokoju, gdzie w końcu mogłam się odciąć od tych wkurzających mnie ludzi. Dziś postanowiłam się jedynie przebrać w piżamę, bo nie miałam siły na nic innego. Zmyłam jeszcze tylko makijaż, a następnie położyłam spać. 

To był długi dzień.


✁・・・


Siedziałam w jednej z kawiarnii rozkoszując kawą, którą piłam już chyba trzecią z rzędu. Nie interesowało mnie to jednak, gdyż zajęta byłam rozmową przez video kamerkę, z moją przyjaciółką. Opowiedziałam jej wszystko, co się dotychczas działo, a ona z niedowierzaniem kręciła głową.

── Pomyśl sobie, ile jeszcze takich akcji będziesz miała! ── rozmarzyła się nieco blondynka, a ja z dezaprobatą pokręciłam głową.

── Mam nadzieję, że już nie będę miała, bo mam serdecznie dosyć. Marzę tylko o tym, by jak najszybciej skończyć te wakacje i wrócić do Francji. Wtedy chociaż zobaczę Cię z tobą. ── uśmiechnęłam się delikatnie do telefonu, w którym wyświetlała się twarz Madelaine. Tęsknię za jej słodkimi perfumami, gadaniu na okrągło o przystojnych celebrytach i graniem w gry planszowe. Których swoją drogą nienawidziłam. 

── Ja tam uważam, że niedługo zmienisz zdanie i będziesz chciała zostać. Ale nie będę się gniewała, ponieważ dla mnie najważniejsze jest twoje szczęście. Wiem, że dla tego chłopaka jesteś w stanie oddać wszystko i pewnie niedługo to udowodnisz. ── miała rację, jednak obecnie nie myślałam o tym. W mojej głowie krążyły jedynie myśli odnośnie zachowania, które wczoraj szatyn zaprezentował.

── Nawet nie myśl, że Cię zostawię tam samą. Poza tym wątpię, aby nasz stosunek do siebie się zmienił. Ciągle się ze sobą wykłócamy, nasza relacja nie wygląda już tak jak kiedyś. Dlaczego nie potrafimy sobie nawzajem wybaczyć i żyć tak, jakby mój wyjazd nie miał znaczenia? ── westchnęłam ciężko, mieszając łyżeczką w filiżance przed sobą.

── Powinnaś zwrócić uwagę też na to, jak on się czuje. Gdyby nic do ciebie nie czuł, nie przejąłby się twoim wyjazdem. Daj mu trochę czasu i porozmawiaj, ale tym razem na spokojnie. Spróbuj też sama łączyć ze sobą jakieś fakty, dopuść do siebie te myśli. 

Kolejny raz, śmiało mogłam przyznać jej rację. Potrzebowaliśmy rozmowy, do której żadne z nas nie potrafiło się odpowiednio zebrać. Non stop wychodziły z tego kłótnie, które nie prowadziły do żadnej poprawy.

Jednakże w tym wszystkim prócz szatyna, ja również potrzebowałam czasu. Nie mogłam jak gdyby nigdy nic do niego podejść i prosić o rozmowę. Aktualnie było to niemożliwe, patrząc na okoliczności, w których oboje się znajdywaliśmy. Musi minąć trochę czasu, nim zaczniemy ze sobą normalnie konwersować. 



My Destiny | Pablo "Gavi" GaviraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz