chapter nine

846 61 4
                                    


Incydent rolkowy wydarzył się cztery dni temu, a okaleczenia wciąż nie wyglądały na takie, jakby miały ulegnąć gojeniu się. Możliwe, iż zaszły w nich minimalne, cząstkowe zmiany, praktycznie niewidoczne dla oka. Ich postać była odrzucająca i oszpecała dosłownie całe ciało. Sprawiała, iż w ani odrobinie nie mogło prezentować się ładnie i wyjściowo. Na całe jednak szczęście ukryć się mogły pod opatrunkami, które dzień w dzień, były wymieniane. Wydalały ból dopiero wtedy, kiedy były dotykane, lub spotykały się z wodą utlenioną, która nie była niczym przyjemnym. W danym miejscu powodowała pieczenie, uwieranie, dyskomfort, niewygodność, upierdliwość, dysfunkcje, zasłabnięcie, a to wszystko brzmi jak opis ludzi lub uczuć, wpływających tak na siebie. Ty jesteś tymi biednymi ranami, a pozostali środkiem dezynfekującym, wpływającym na Ciebie tak, a nie inaczej. Albo na odwrót, w końcu nie jest powiedziane, że i ty nie możesz być osobą zadającą cierpienie. Owszem, ponieważ taka jest rzeczywistość, w której żyjemy. Nie ma w niej ludzi odstających od innych, lub lepszych. Każdy jest głównym bohaterem swojej historii i sam decyduje o tym, jak ją napisze. To ty trzymasz swój magiczny długopis i nie pozwól go sobie wyrwać z rąk. Nie pozwól, aby ktokolwiek miał możliwość pisania za Ciebie twoich rozdziałów z życia. Istnieje jednak jedno, zasadnicze pytanie. Czy każdy jest w stanie przypilnować swojej własności i asertywności, aby nie popaść w manipulacyjną pułapkę? Otóż nie. Nikt nie jest na to odporny i łatwo jest zatonąć w czyiś kłamstwach, nieprawdziwych wierzeniach i fałszywej ufności. Bo kim by był człowiek, będący odporny na wszelakie niewygodności świata? Oczywiście, istnieją osoby bardziej podatne na kłamstwa i mniej, co w większości zależy od osobowości. Co, jeśli istoty żywe pochłaniają się tymi wszystkimi okropieństwami, ponieważ zwyczajnie nie mają przy osobie osób, niezwykle im potrzebnym? Czują się najzwyczajniej w świecie samotnie, bez przynależności do nikogo. Być może, każdy z nas cierpi na awitaminozę, przez zwyczajny brak lub niedobór naszej witaminy.

A moją witaminą, jest Pablo Gavira.

Przejechałam ostatni raz nasączonym substancją odkażającą płatkiem po obtarciu, wykrzywiając twarz w niewielkim grymasie. Następnie wyrzuciłam go do kosza i sięgnęłam po odpowiedniej wielkości plaster, aby zalepić oszpecające moje ciało, miejsce. Umyłam szybko ręce i spojrzałam w lustro, w którym odbijała się moja twarz. Umiejętnie zakryłam swoje sińce pod oczami, korektorem o odpowiednim odcieniu. Na moje szczęście, nie były jakoś bardzo widoczne, więc nie miałam problemu z zatuszowaniem ich. Podkreśliłam swoje oczy, malując rzęsy i delikatne kreski. Miałam więc dziś na sobie delikatny makijaż, gdyż nie należałam do osób, których codziennością było nakładanie sobie tony tapety, nawet w te leniwe dni. Poprawiłam swoje ciemne, wyprostowane włosy, zwinnie uśmiechnęłam do siebie samej i opuściłam pomieszczenie, jakim było toaleta. 

Wracając wspomnieniami do trzech godzin wcześniej, będący już w Barcelonie brunet, o imieniu Joao zaproponował mi spotkanie, na które chętnie przystałam. Imponujące było to, iż on sam wpadł na ten pomysł i zaprosił mnie do hotelu, gdzie aktualnie pomieszkiwał, z przepięknymi widokami na miasto. Trudno byłoby się nie zgodzić, prawda? Dziś już byłam siebie i swoich decyzji bardziej pewniejsza, więc nie rozważałam nawet nad słowem "nie", jeśli chodziło o moje dzisiejsze wyjście. Tak jak już wspominałam - zamierzam dodać mu otuchy przed jutrzejszym meczem i uwierzyć w siebie, aby pokazał na boisku, na co go stać. Oczywiście nie spekulowałam wygranej jego klubu, ponieważ mimo wszystko, wciąż kibicowałam FC Barcelonie. Nawet, jeśli chłopak z przeciwnej drużyny zamierzał stać się dla mnie kimś więcej. 

Tym razem postanowiłam ubrać się skromnie, jedynie z nutką elegancji. Miałam na sobie czarny top z cienkimi ramiączkami, białą, rozpiętą koszulę, czarne spodenki, białe buty nike, czarną, małą torebkę i tego samego koloru, okulary przeciwsłoneczne, które spokojnie spoczywały na mojej głowie. Podobał mi się mój dzisiejszy ubiór, mimo wszystko. Nie byłam ani za bardzo wystrojona, ani za mało. Było po prostu dobrze. 

My Destiny | Pablo "Gavi" GaviraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz