chapter thirteen

871 54 6
                                    


Ważna notatka na końcu rozdziału!


Temperatura w Europejskim, południowo-zachodnim kraju wciąż nie malała, a wręcz z każdą godziną wzrastała. Oczywistym było to, że po południu bywało o wiele goręcej niżeli rano, kiedy na danym obszarze, słońce dopiero zaczynało swój pełny etat. Jezdnia była zapełniona mnóstwem samochodów, podobnie jak chodniki tyle, że ludźmi. Fascynujące było przyglądanie się ich beztroskiemu życiu, które z pozoru mogło wyglądać na łatwe i szczęśliwe, nie mając wglądu na to, jakie naprawdę jest. Wielu z nich obdarzonych było uśmiechami i dobrymi humorami, a także byli tacy, którzy nie objawiali żadnej z tych cech. Nieraz się doświadczało nieprzyjemnych sytuacji, w których dochodziło do kradzieży, bójek i wszelkich, innych rodzajów przestępstw. A to wszystko wynikało z przeżyć i historii tych osób, które nie dostały szans na przepracowanie tego z osobą chętną im pomóc. Albo dostały, ale z niej nie skorzystały, czego skutki odczuwali przypadkowe, może nawet najbliższe im istoty.

Kiedy pojazd w którym się znajdowałam, minął symboliczną tabliczkę z wielkim napisem "Manresa" oznaczającą, że właśnie wjechaliśmy do naszego rodzinnego miasta, automatycznie skierowałam swój wzrok w stronę siedzącego za kierownicą, bruneta. Pojedynczy kosmyk jego włosów opadał mu na opalone, tak jak reszta ciała, czoło, a brwi ściągnięte miał w skupieniu. Dłonie miał mocno zaciśnięte na kierownicy, która przez wydobywający się pot z konkretnych części ciała, odznaczała się gdzieniegdzie wilgotnością. Tego dnia miał na sobie pomarańczowy t-shirt i zielone szorty, co według mnie ze sobą w ogóle nie współgrało. Ten chłopak nie miał w sobie za dość poczucia stylu, które było zauważalne nawet przez fanów, czemu się nie dziwiłam. Na całe szczęście, nie zawsze ubierał się tak tandetnie jak dziś, gdyż na pomoc przychodził mu Pablo, który jakąś smykałkę do ów rzeczy posiadał. Z czasem jego stylizacje się zmieniały, choć wciąż uwielbiał upierać się na swoje, marne ubrania. 

Ale i tak, z jakiegoś niewiadomego powodu, miewał wokół siebie pełno adoratorek.

── Co się tak gapisz? ── wydusił zachrypnięty, patrząc na mnie kątem oka. Przeleciałam go jeszcze raz wzrokiem i zatrzymując go na niezawiązanych sznurkach jego spodenek, wykrzywiłam twarz zniesmaczona.

── Powinieneś się lepiej ubrać. Chyba opuściłeś ostatnio lekcje z nuestro amigo. ── rzuciłam z przekąsem zauważając, jak wpieniony wywraca oczami. 

── Spierdalaj. ── odpowiedział ostatecznie, skupiając swój wzrok tylko i wyłącznie na drodze przed nami. Choć byłam prawie pewna, że gdyby nie jego obowiązek obsługiwania kierownicy, od razu by mi pokazał środkowy palec, lub co gorsza na mnie rzucił, przez co na mojej bladej skórze pojawiłyby się bolesne siniaki.

No właśnie - pomimo pogody, która niemalże dzień w dzień nawiedzała Hiszpanię, odcień mojej skóry pozostawał bez zmian, co innych często wprawiało w osłupienie. Dodatkowo porównując mnie do mojego brata, który w przeciwieństwie do mnie, był nieco ciemnej karnacji, takiej w sam raz. Niejednokrotnie robiono mi badania mogące wskazać jakąkolwiek chorobę, czego skutkiem mogła być moja blada cera, lecz takich nie wykryto. Zmagałam się jedynie z anemią, która nie trwała długo i nie była na tyle groźna, jak wszyscy wokół powiadali. Udało mi się ją zwalczyć za pomocą soków porzeczkowych i czerwonych warzyw, co sprawiao mi niewyobrażalną ulgę. Nie chciałabym, nie daj boże, poważnie zachorować, na wskutek czego moje czynności życiowe byłyby ograniczone. Tak poza tym, jedyne co mogło mi wyrządzić słońce to czerwone, poparzone plamy, które z czasem wracały do swojej pierworodnej postaci. 

My Destiny | Pablo "Gavi" GaviraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz