chapter twelve

776 55 7
                                    


Od kilku dni siedziałam samotnie w pokoju, ledwo z niego wychodząc. Wykonywałam jedynie proste czynności jak jedzenie i korzystanie z łazienki, które były nieodłączną rzeczą w życiu człowieka. Chociaż pierwszej opcji nie wykonywałam często, gdyż po prostu nie odczuwałam głodu. Olewałam nawet wiadomości od bruneta, który wypisywał do mnie od dwóch dni, oraz mojej przyjaciółki, która ewidentnie chciała się dowiedzieć, co się u mnie dzieje. Potrzebowałam odpocząć od kontaktu ze wszystkimi, szczególnie z nim. Z myślami w mojej głowie jednak było odwrotnie, na co nie mogłam nic poradzić. Dotyczyły bruneta i szatyna, na okrągło. Było to męczące i często spędzało mi sen z powiek, lub powodowało zasypianie o późnych godzinach. Przez to, pod moimi oczami widniały zielonawe sińce i miałam nieco przekrwione oczy, więc krótko streszczając - wyglądałam okropnie.

Z tego co ostatnio mi było wiadome od Pedriego, Meksykanka skorzystała z tego, w jakiej sytuacji obecnie tkwię i zaczęła zbliżać się do Pablo, który nawet nie wiem, jak na to wszystko reaguje. Nie wiem, czy mimo jego ostatnich słów faktycznie się mną przejął, czy jedynie udawał, mając w tym jakiś swój cel. Oczywiście nie zamierzałam go o nic posądzać, bo nasza relacja to jedna, wielka i nieodgadnięta zagadka, której jesteśmy głównymi sprawcami. Ponieważ to my decydujemy, co się między nami zadzieje, czego skutki bez przerwy odczuwamy. Tak właściwie, to szatyn może mieć o tym całkiem inne myślenie, czego nie jestem świadoma, bo jestem przecież zwykłym człowiekiem. Wyobrażacie sobie, jakby cała ludzkość posiadała jakieś supermoce? Ja nie.

Joao wypisywał do mnie z pytaniami odnośnie tego, jak się czuję, czy się spotkamy, jak było po meczu i kluczowo - dlaczego się do niego nie odzywam. Miałam okazję się z nim widzieć dwa dni temu, póki witał jeszcze w Barcelonie, jednak ten czas ostatecznie się zakończył. Wrócił do Madrytu, z którego coś czuję, że szybko mnie nie odwiedzi.

Ale czy czułam się z tym źle?

Poniekąd. Nie zdążyłam z nim pomówić o ważnych dla nas tematach, które kręciły się głównie wokół naszego pocałunku. Był tak niewinny, a zarazem tak zakazany. Nie miałam pewności, jak brunet będzie się obchodził z naszą relacją i czy powie o tym komukolwiek. Pozostawało mi mieć nadzieję, że zachowa to dla siebie, lub się z nim jak najszybciej skonsultować. Musiałam mu powiedzieć o moich decyzjach, które cóż, dla mnie wydają się być odpowiednie. Nie zamierzałam z nim rozwijać swojej znajomości, która zeszła już na klarownie złe tory. Pragnęłam, abyśmy oboje zapomnieli o tym, co między nami zaszło i obchodzili się ze sobą jak znajomi, którzy nie czują się zobowiązani do czegoś większego. Tak by było najlepiej.

Jednak los lubi szykować niespodzianki.

Dziś postanowiłam w końcu wyjść ze swojej nory i z powodu tęsknoty, odwiedzić rodziców. Tak, mimo naszego dzieciństwa wciąż ich kochałam i byłam w stanie poświęcić dla nich niejedną rzecz. Poza wyjątkami. Tak więc postanowiłam, że byłabym w stosunku do nich nie fair, nie mówiąc im o swoim przyjeździe i się z nimi nie widząc. Planowałam spędzić u nich z jakieś dwa, może trzy dni, podczas których się sobą odpowiednio nacieszymy i spędzimy wspólnie czas. I mimo, iż nie chciałam tam być sama, to zostałam do tego zmuszona, ponieważ Pedri nie miał najzwyczajniej w świecie czasu. Sam nie pamięta, kiedy ostatnio odwiedzał naszych rodzicieli, jednak zasłaniał się treningami i dbaniem o dom, który jak uważa, Gavi by mógł roznieść. Zgodził się jednak na spędzenie z nami dnia mojego tam przyjazdu, jednak pomimo próśb naszej matki, uparł się na pożegnanie i wrócenie do siebie wieczorem. 

── Dlaczego wcześniej nie mówiłaś, że przyjeżdżasz do Hiszpanii, skarbie? ── rozległ się głos w słuchawce telefonu, który przetrzymywałam ramieniem. Westchnęłam cicho, wyciągając potrzebne mi z szafy ubrania.

My Destiny | Pablo "Gavi" GaviraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz