03

615 45 2
                                    

Jadąc metrem ściskałam mocno metalową rurę, nie chcąc stracić równowagi, gdy banda nastolatków przebiegła tuż obok mnie, popychając mnie na młodą kobietę. Odsunęłam się mało zgrabnie i przeprosiłam próbując zachować resztki przytomności po dzisiejszym dniu. Miałam urwanie głowy w biurze przez kontrolę, która pojawiła się całkiem niespodziewanie. W dodatku moja rozmowa kwalifikacyjna w znanej firmie biotechnologicznej ani trochę nie poszła dobrze. Po krótkiej rozmowie i przyznaniu w jakim miejscu dotychczas pracowałam mina dyrektora nieco zbladła a on sam przestał być nagle zainteresowany dalszą rozmową. Miałam ochotę walić głową w ścianę jak tylko znalazłam się na zewnątrz budynku, zastanawiając się co robię nie tak. Byłam błyskotliwa, zdyscyplinowana i znałam się na fachu, w czym tkwił problem? Coraz bardziej podejrzewałam, że jednak moje przypuszczenia były słuszne, a większość moich nieudanych rozmów wynikała z desperacji jaką kierował się Xavier. A najlepsze było to, że nadal uważał, że do siebie pasujemy, codziennie zostawiając wiadomość na mojej poczcie głosowej. Ten facet nie miał za grosz przyzwoitości.

Postanowiłam wyciągnąć telefon i poinformować Olive o aktualnym stanie rzeczy. Zamierzałam się wypłakać i poużalać nad własnym losem. Próbowałam odwrócić się na tyle by nie wciskać głowy pod pachę wysokiego mężczyzny, stojącego tuż nade mną by oszczędzić sobie nieprzyjemnych zapachów, ale wydawało się to nad wyraz trudne. Dlatego wybierając imię przyjaciółki w kontaktach na swoim aparacie próbowałam całą sobą nie myśleć o tym gdzie się aktualnie znajdowałam.

- Jesteś w domu?- zaczęłam nawet nie siląc się na miły ton.

- Coś się stało?

- Cóż, od czego by tu zacząć. Moja rozmowa kwalifikacyjna nie poszła najlepiej, zamierzam dalej parzyć kawę grubiańskiemu szefowi, a w mieszkaniu do którego się przeprowadziłam pojawiła się wilgoć, więc prawdopodobnie za chwilę doczekam się grzyba na ścianie w sypialni.- wychrypiałam niemal na jednym wdechu rozczarowana egzystencją jaką przyszło mi żyć.

- Nie wygląda to najlepiej.- Usłyszałam jej nieco rozbawiony głos, na co przewróciłam oczami. – Trudno... jakoś temu zaradzę. – zakomunikowała pewna siebie.

- Jesteś moją wróżką chrzestną i zamierzasz spełnić wszystkie moje życzenia, ale przyznajesz się do tego dopiero teraz?- dopytałam z nadzieją w głosie.

Parsknięcie po drugiej stronie jasno dało mi znać, że są to wyłącznie moje pobożne życzenia.

- Francuskie wino i trochę czekolady na pewno poprawi ci nastrój.

- Dlaczego akurat francuskie?- Po poznaniu Evrarda miałam dość wszystkiego co francuskie.

- Akurat takie mam. Nie marudź, postaram się pozbyć Stevena z domu. Także przyszykuj się na winny wieczór!

- Taaa... raczej samotny alkoholizm.- oznajmiłam niezbyt entuzjastycznie.- Będę za jakieś pół godziny.

Zanim zdołałam zadzwonić dzwonkiem oznajmiając swoje przybycie, drzwi się uchyliły a zaróżowione policzki Olive mignęły mi przed oczami. Złapała za moją zmarzniętą dłoń i pociągnęła do środka. Skrzywiłam się nieznacznie ściągając z szyi przemoczony, zimny szalik. Pogoda ani trochę nie rozpieszczała a śnieg zaczął sypać coraz bardziej. Zsunęłam z nóg zabłocone śniegowce i zerknęłam na przyjaciółkę, która swobodnie opierała się o framugę drzwi i przyglądała się moim zmaganiom z ułożeniem napuszonych, kasztanowych włosów, które ani odrobinę ostatnio ze mną nie współpracowały.

Z gabinetu na końcu korytarza dało się słyszeć głośne rozmowy, dlatego zaciekawiona wskazałam palcem w tamtym kierunku.

- Ktoś jest u Stevena? Mówiłaś, że miał gdzieś wyjść.- Przypomniałam sobie, idąc za nią krok w krok prosto do przestronnej kuchni.

Wiza na miłość ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz