09

681 38 2
                                    

Próbowałam sobie wmówić, że nie powinnam przejmować się całym chaosem związanym z wyjazdem z Benjaminem. Cały wyjazd, poznawanie rodziców i późniejszy ślub miał być wyłącznie krótkim epizodem, który miał pomóc naszej dwójce osiągnąć nasze cele.

Każda moja porażka miała wzmacniać siłę woli i determinację w dążeniu do swoich celów. Nie byłam przecież bezmyślną dziewczyną bez aspiracji, ale odważną, zawziętą kobietą sukcesu. Przynajmniej zanim przebyłam ponad czterdzieści rozmów kwalifikacyjnych.

Dlaczego więc w głębi duszy zadawałam sobie pytanie czy może przypadkiem nie idę na łatwiznę? Może powinnam jednak poczekać aż los się do mnie uśmiechnie, zamiast wybierać rozejm z najbardziej znienawidzonym człowiekiem pod słońcem?

Los jednak nie był dla mnie tak łaskawy, a każdy miniony miesiąc wpędzał mnie w coraz gorszy nastrój i chęć zamknięcia się w swoim zatęchłym pokoju i przespania kolejnych tygodni byle tylko odciągnąć swój umysł od sterty nieopłaconych rachunków i bagna w jakim się znalazłam.

Tonęłam w długach, rozpaczy i kłamstwie i zrobiłabym wszystko byle tylko powrócić do swojego dawnego życia. Byłam zła na siebie, ale przede wszystkim na otaczający mnie świat, który do granic możliwości ociekał nepotyzmem i koneksjami, z którymi nie było w stanie poradzić sobie żadne wykształcenie i wiedza. Dlatego starałam sobie wmówić, że podążam dobrym tropem. To musiało być dobre rozwiązanie, bo na tę chwilę nie widziałam żadnego innego.

Toteż z udawanym entuzjazmem, zmuszając się do lekkiego uśmiechu pakowałam walizkę i próbowałam wytłumaczyć mojemu współlokatorowi jak bardzo cieszę się na poznanie rodziców mojego przyszłego narzeczonego. Swoją drogą Lucas dowiedział się o nim kilka dni temu gdy Benjamin pojawił się przed wejściem do naszego wspólnego mieszkania, informując mnie, że zabiera mnie na kolację. Oczywiście nie wiązało się to w najmniejszym stopniu z przyjemnym spotkaniem dwójki zakochanych w sobie osób. Przedstawił mi w tym czasie dokładny plan naszego wyjazdu, omawiając poszczególne osoby ze swojej rodziny, które jako jego „narzeczona" powinnam znać.

- Zazdroszczę ci. Spędzisz weekend w mieście zakochanych z miłością swojego życia! Czy to nie cudowne?- zaczął Lucas szczerząc się do mnie stanowczo za bardzo.

Zmusiłam się do tego by nie przewrócić oczami i kiwnęłam jedynie subtelnie głową, zgadzając się z nim.

- Koniecznie zabierz ze sobą ten uroczy czerwony beret! Wpasujesz się w paryski szyk!

Westchnęłam ociężale rzucając mu powątpiewające spojrzenie.

- Ale masz pojęcie, że nie jadę tam do Paryża a do jakiejś niewielkiej miejscowości, graniczącej ze Szwajcarią?- dopytałam, unosząc wysoko brew.

- Ale nadal możesz wyglądać elegancko.- żachnął się, opierając ciało o framugę drzwi do mojej sypialni.

- Umh...

Wstałam po chwili siłowania się z suwakiem, który ani trochę ze mną nie współpracował, upychając ciuchy jak najbardziej.

- No dobra, chyba wszystko. Poradzisz sobie tu beze mnie?- zapytałam słodko, ciągnąc za sobą bagaż.

- Mam zaplanowany cały weekend. Wierz mi lepiej żebyś nie wiedziała co zamierzam robić w twojej sypialni.- prychnął rozbawiony, na co wytrzeszczyłam oczy.

- Zaczynam się martwić...- mruknęłam nieprzekonana.

- Wiesz przecież, że żartuję.- uśmiechnął się w chłopięcy sposób.- Mam trzy treningi personalne i wychodzę na kręgle ze znajomymi. To by było na tyle z mojego szaleństwa.

Wiza na miłość ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz