06

541 49 1
                                    

Kiedy właśnie schylałam się przy kserokopiarce, która jak zwykle nie potrafiła ze mną współpracować, zacinając się i wciągając papier do środka poczułam na sobie czyjś wzrok. Podniosłam się, prostując się i poprawiając zwiewny materiał sukienki, który miałam na sobie, przyłapując mojego szefa na bezczelnym wlepianiu oczu w mój tyłek. Kipiałam od środka, a na usta cisnęły mi się same najgorsze przekleństwa, gdy jego wzrok bezwstydnie prześlizgiwał się po mojej sylwetce. Potrzebowałam jednak tej pracy, dlatego powstrzymywałam się od wygarnięcia mu co tak naprawdę o nim myślę.

- Mamy delegację w przyszłym tygodniu. Klient będzie miał kontrolę z urzędu, dlatego przygotuj się na dwa dni pracy w Richmond. – warknął i odchrząknął, skupiając się na moim wyrazie twarzy.

Za nic w życiu nie zamierzałam spędzić z tym człowiekiem czterdziestu ośmiu godzin sam na sam.

- Ale jak to? Sądziłam, że to Jasper zawsze wyjeżdża z panem do klientów z dalszych regionów.- wysapałam zdezorientowana.

- Stwierdziłem, że to czas najwyższy byś nauczyła się czegoś więcej.- mruknął bez przekonania, po czym zniknął za drzwiami, nie pozwalając mi na dalsze pytania.

Miałam ochotę bluzgać, ale powstrzymałam się. Wzięłam głęboki oddech i próbowałam nie myśleć o fatalnej sytuacji w jakiej się znalazłam. Nie chciałam wyjeżdżać w delegacje ze swoim szefem, zwłaszcza, że nie były one częścią mojej umowy. Było to co najmniej podejrzane, a spędzenie dwóch dni w obecności tego kobieciarza było ostatnią rzeczą o jakiej mogłam myśleć.

Nie dość, że przez ostatnie kilka dni przestałam dostawać listy a zaczęto mnie męczyć telefonami od komornika za zaległe raty za mieszkanie, to teraz jeszcze to. Ostatnie spotkanie z Rebecca i moją matką też mi wcale nie pomogło. Zderzenie się z rzeczywistością w jakiej się znalazłam i porównanie tego do nieskazitelnego życia mojej kuzynki okazało się za trudne nawet jak dla mnie. Nie przejmowałam się jej pięknym śnieżnobiałym uśmiechem i talią jak u osy, ani też nie zwracałam uwagi na jej markowe ciuchy czy kolejne wakacje z narzeczonym. Jednak gdy wspominała o pracy, pewnie oczekując na moje odniesienie i wymianę swoich ostatnich sukcesów nie miałam w tej materii nic do powiedzenia. Bolało mnie to. Zawsze byłam zaradna, pomysłowa i ciężką pracą próbowałam osiągnąć coś więcej. Teraz okazywało się, że próby osiągnięcia tego celu są przekreślane. I to nie z mojej winy.

Wszystko to naprowadzało moje myśli na jedną, niekoniecznie zadowalającą mnie propozycję. Po kilku miesiącach bezskutecznego szukania pracy, namnażających się nieopłaconych rachunkach i braku wizji i pomysłu na dalsze próby odzyskania dawnego życia zaczynałam coraz bardziej zastanawiać się nad ofertą Benjamina. Mimo, że usilnie starałam się odpędzić te myśli i była to ostatnia rzecz do jakiej chciałam być zmuszona rozważałam to przez ostatnie dni coraz częściej. Moje problemy mogłyby się rozwiązać. Praca, spłacone raty i w końcu usatysfakcjonowana rodzicielka, która prawdopodobnie oszalałaby z zachwytu na wieść o małżeństwie z kimś takim jak Evrard.

Obgryzając paznokcie obserwowałam duży, okrągły zegar na ścianie, oczekując na wybicie siedemnastej. Zagryzłam policzek od wewnątrz, po raz ostatni upewniając się w swoich postanowieniach.

Gdy tylko znalazłam się przed szklanym wieżowcem, z którego aktualnie wychodziło mnóstwo pędzących ludzi, głównie mężczyzn w garniturach i płaszczach odpowiednich do dzisiejszej pogody przełknęłam nerwowo ślinę. Pchnęłam drzwi i wkroczyłam do holu, kierując się prosto w stronę recepcji, za którą stała elegancko ubrana, młoda blondynka.

Rzuciłam jej serdeczny uśmiech i zsunęłam z szyi gruby szalik.

- Dzień dobry, chciałabym dowiedzieć się na którym piętrze znajduje się biuro Pana Benjamina Evrarda?

Wiza na miłość ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz