Sezon 1 Rozdział 21

155 13 0
                                    

Jechała motorem przez miasto wracając do domu. Draken pojechał załatwić coś z Mikeyem. Dlatego zerwali się wcześniej ze szkoły, zostawiając ją samą. Nagle na wiadukcie dla pieszych zobaczyła Baijego romawiającego z Takemisiem. Zjechała szybko parkując motor najbliżej gdzie się dało i wbiegła na górę, ale Chifuyu ustał jej na drodze.

- Takemichy chciał z nim pogadać na osobności.

- Chifuyu jeśli nie chcesz wylecieć za barierki zejdź mi z drogi.- Ruszyła do przodu, gdy Chifuyu położył jej rękę na ramieniu zatrzymując.

- Sanako wybacz ale....- Nie dała mu dokończyć. Załapała jego nadgarstek wykręcając tak że upadł na kolana.

- Jako zastępca dowódcy każe ci zejść mi kurwa z drogi.- Patrzyła na niego podobnym wzrokiem który przerażał ją u Mikeya. Chłopak kiwnął głową na znak że rozumie, więc puściła go i ruszyła w stronę bruneta lecz ten gdy tylko ją zobaczył zaczął odchodzić.

- Baji !- Krzyknęła do niego ale on nie miał zamiaru się zatrzymać. Pobiegła za nim chwytając w zgięciu ręki. Ten tylko spojrzał na nią obojętnie.- Baji naprawdę tego chcesz?

- He? To czego chcę jest teraz nieistotne.

- Wiesz że jeśli nie odpuścisz będę musiała ci jutro skopać tyłek.

- Jestem gotów podjąć to ryzyko.- Zaśmiał sie i wyrwał jej swoją rękę odchodząc.

- To nie musi tak wyglądać Baji!- Ustał i spojrzał na nią przez ramię.

- A jak to ma niby wyglądać? Jesteś z Drakenem tak jak chciałaś, więc co masz do mnie?- Nie wiedziała co na to odpowiedzieć. Lubiła Bajiego i to bardzo, ale Drakena kochała. Traktowała go jak odskocznię nie patrząc na jego uczucia, ale teraz gdy odszedł brakowało jej go strasznie. Jej myślenie było samolubne chciała by mieć obu, ale to było niemożliwe. Chłopak odszedł a ona stała tam dalej myśląc natarczywie nad tym wszystkim.

-Sanako.- Podszedł do niej Takemichi.- Wszystko dobrze?

- Tak Takemisiu. Miałam nadzieje że może jeszcze zmieni zdanie.- Powiedziała posępnie. Odwróciła się i poszła w stronę zejścia z wiaduktu. -Uważaj proszę jutro na siebie, nie daj się tam zabić.- Rzuciła na odchodne.- Wybacz Chifuyu, ale musiałam z nim pogadać.- Zwróciła się do chłopaka mijając go. Wróciła do domu gdzie czekał już Draken.

- Gdzie byłaś ?- Zapytał.

- Wracałam ze szkoły. Przypomniam że zerwałeś się wcześniej z Mikeyem a o tej godzinie są korki.- Poklepał miejsce na kanapie obok siebie więc usiadła.

- Sanako musimy coś ustalić w kwestii jutra.

- Słucham.- Powiedziała opierając głowę o kanapę.

- Wątpię byś odpuściła sobie udział w walce jeśli bym cię o to poprosił.

- Dobrze wątpisz.

- Obiecaj mi że jeśli zacznie się jadka będziesz cały czas blisko bym był wstanie cię obronić.

- A jeśli jednak się zgubimy. Wiesz że jestem w stanie obronić się sama.

- To nie rób nic ryzykownego. Szukaj mnie chyba że znajdziesz prędzej Mikeya lub Mitsuye z nimi też będziesz bezpieczna.

-Obecuję, ale zdajesz sobie sprawę że umiem się bić o wiele lepiej niż połowa pseudo fajterów co tam będzie.

- Wiem, ale ta walka nie będzie równa, więc trzymaj się mnie.

- Okej. Draken boisz się jutra?

- Bardziej boje się o ciebie.

- Nie ma potrzeby, wezmę sprzęt.

- Żadnych splów.

- Dlatego splów nie biorę ale bejsbol i nóż tak.

- Sanako.

- Darken oni nie będą walczyć fer a ja chcę wyrównać w ten sposób swoje szasne. Nie możesz mi zabronić wszystkiego. Ja ci nic nie zakazuje.

- Dobra ale możesz ich użyć tylko w ostateczności.- Położyła chłopakowi głowę na udach i wpatrywała się w niego.

- Draken.- Chłopak spojrzał jej w oczy.- Kocham cię - To był pierwszy raz gdy wypowiedziała do niego te dwa słowa. Ten ledwo widocznie się zaczerwienił, na co sie uśmiechnęła. Szybko odwrócił głowę w drugą stronę.

- Ja ciebie też.- Serce zabiło jej z zdwojoną siłą. Podniosła się przytulając go.- Musimy jechać na zebranie.

- Wiem, ale wolała bym tak zostać.- Podniósł ją i poszli tak razem na górę by postawić Sanako w jej pokoju.

- Przebierz się chyba że wolisz jechać w mundurku.- Powiedział po czym wyszedł. Wyjęła kurtkę gangu czarne spodnie białą koszulke z wyszytym znakiem manji na piersi. Ubrała się związała włosy i zeszła na dół on też był już gotowy, więc od razu pojechali do świątyni gdzie wszyscy już czekali. Mikey już stał na górze. Zajeli swoje miejsca obok chłopaka.

- Zaczynamy spotkanie by przygotować się na jutrzejszą walkę z Valhalą!- Krzyknął Draken a ona obserwowała Kisakiego.

- Dziękuję wszystkim za stawienie się.- Zaczął Mikey- Zmierzymy się jutro z Valhalą!To oni zaczęli te walke my z niej nic nie zyskamy! Poza tym Baji jest teraz naszym przeciwnikiem. A my nie okazujemy łaski zdrajcą. Tak Toman rozwiązuje sprawy.- Zamilkł i spojrzał po wszystkich zgromadzonych - Zrobię się na chwilę naprawdę dziecinny.- Oznajmił po czym usiadł po turecku spojrzeli na siebie zaciekawieni.- Nie mogę walczyć z moim przyjacielem!- Zaśmiała się z Drakenem-. Cóż taka jest moja odpowiedź- Krzyknął wstając. - Urzyczcie mi swojej siły, jutro zmiażdżymy Valhale i sprowadzimy Baijego spowrotem! Tak zakończy się walka!- Krzyczał Mikey umiał zmotywować ludzi do nawalanki, to mu trzeba było przyznać.

- Toman! Toman!Toman! - Zaczęli wiwatować.

- Wybaczczie Kiki,Kenciu, czy zawiodłem jako dowódca? - Zaczął Mieky.

-Co twoim zdaniem mówią te okrzyki- Zapytał Draken.

- Miom zdaniem nie mogliśmy mieć lepszego szefa.- Przytuliła go zawieszając się na jego szyji a ten zaczął się kręcić.-Yo Mieky bo puszcze pawia!

-Byle nie na mnie.- Oznajmił śmiejąc sie razem z Drakenem.

Jedyna w Toman (Reader×Tokyo Revengers)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz