Kolejne miejsce, kolejny dom, kolejni ludzie i kolejny niby nowy rozdział mojego życia. Mówię niby, ponieważ każdy z nich zaczynał i kończył się tak samo.
Tak właśnie wyglądało moje życie, odkąd skończyłam sześć lat. Straciłam wtedy mamę, a że taty nigdy nie dane było mi poznać, podobnie jak reszty członków rodziny. Trafiłam do sierocińca.
Spotkałam tam wiele dzieci w moim wieku, a także starsze.
Przez 5 lata spędzonych w pierwszym sierocińcu byłam bardzo dużo razy zabieranie do nowego domu, nie wiem ile dokładnie, bo po 10-ym razie przestałam liczyć.
Trafiałam w tym czasie do nowych rodzin z obietnicą, że więcej nie wrócę w mury sierocińca. Jednak żaden z moich nowych opiekunów nie dotrzymał danego mi słowa, gdyż wracałam tam zazwyczaj po jednym lub dwóch tygodniu spędzonych w nowej rodzinie.
Na początku kilka razy było mi smutno, że nikt mnie nie chce, jednak z każdym kolejnym powrotem byłam coraz bardziej obojętna. Zrozumiałam, że ludziom nigdy nie będzie na mnie zależeć.
Gdy mnie oddawali mówili, że jestem dziwna, inna. Podobnie uważały dzieci z sierocińca, dlatego też mi dokuczały i nie miałam tam nikogo mi bliskiego. Było mi to obojętne, w ogóle się tym nie przejmowałam. Jednak wspomnienia pozostaną na zawsze.
Zresztą tydzień po moim powrocie i tak zjawiały się nowe osoby chętne adoptowania mnie. Każdy wybierał mnie tylko i wyłącznie z powodu wyglądu. Gdyż jak to mówiono wyglądałam przepięknie, a moja uroda jest nieskazitelną i inne takie totalne bzdury, których nie lubiłam słuchać, bo były tak idiotyczne, że szkoda gadać.
Jednak potem przestawało być już tak pięknie. Gdzieś po kilku dniach moja nowa rodzina zauważała, że wokół mnie dzieją się paranormalne zjawiska, i że mój charakter nie był tak piękny jak przedstawiał go mój wygląd. I nim mrugnęłam okiem, znów zostawałam oddawana do sierocińca, z którego mnie wcześniej zabrano.
I podobnie było i tym razem...
×××
- Auroro, zacznij pakować swoje rzeczy, a ja za chwilę do ciebie przyjdę - powiedziała moja aktualna mama.
Widziałam, że boi się mnie i tego jak zareaguje. Wiedziałam też, że nie pakuje się raczej na wycieczkę czy wakacje tylko na powrót do sierocińca. W końcu to zawsze kończyło się tak samo.
- Dobrze - powiedziałam i ruszyłam posłusznie do swojego pokoju.
Miał on różowe ściany, bo w końcu każda dziewczynka w moim wieku uwielbia różowy, no co za stereotyp. W każdym razie znajdowały się w nim również białe meble takie jak łóżko, szafa, biurko i inne takie szafeczki z zabawkami.
Tak jak kazała Margaret podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej torbę, do której zaczęłam pakować swoje ubrania.
Trochę mi to zajęło, a gdy przyszła moja jak narazie aktualna mama dołożyła do torby ubrania, które mi kupili i zaprowadziła mnie do przed pokoju.
- Auroro, załóż buty i zaczekaj na John'a- powiedziała kobieta i odeszła.
Chwilę po tym jak założyłam buty do domu przez drzwi wejściowe wszedł John- mąż Margaret.
- Witaj Auroro - przywitał się ze mnie.
- Witaj tato - stałam się to mówić tak jakby mężczyzna na prawdę był moim ojcem, jednak nie potrafiłam przekłamać rzeczywistości.
- Na co tutaj czekasz? - zapytał
- Mama kazała mi tu na ciebie czekać- powiedziałam.
- W takim razie zaczekaj chwilkę - powiedział i zdjął buty, a następnie ruszył w kierunku kuchni, w której to zazwyczaj znajdowała się Margaret po jego powrocie z pracy.
- Mag, o co chodzi ? - usłyszałam pytanie John'a
- Ta dziewczynka jest nawiedzona... - odpowiedziała natychmiast wystraszona kobieta - Nie zamierzam bać się o własne życie we własnym domu, dlatego odwieziesz ją teraz do sierocińca, z którego ją zabrałeś, bez żadnych ale.
Nie słyszałam już dalej rozmowy, a jedynie dźwięk kroków stawianych na kafelkach w korytarzu.
- Ymm... - Zaczął nie pewnie, w końcu co mu się dziwić? Musi powiedzieć dziewczynce, którą adoptowali, że jednak jej nie chcą i wraca do sierocińca- Chodź Auroro.
Mężczyzna wziął mój bagaż i otworzył mi drzwi wyjściowe, abym następnie wsiadła do samochodu i ponownie zostałam zawieziona do sierocińca.
Miałam świadomość, że tak to się skończy. Tak było zawsze. Kochana, miła rodzina jak z obrazka nie była mi najwyraźniej pisana. No bo w końcu, kto chce wychowywać pod własnym dachem nawiedzone dziecko?
Jadąc nie obserwowałam drogi, bo co takiego ciekawego może być w londyńskich ulicach? Raczej nic. Ale także nie chciałam, aby owe drogi czy ulice kiedyś przypominały mi, że w dzieciństwie jechałam nimi podczas powrotu do sierocińca.
Jednak tym razem, gdy pojazd się zatrzymał nie widziałam mojego starego dotychczasowego sierocińca, tylko jakiś nowy, kompletnie inny.
Ledwie zdążyłam wysiąść, a już moje oczy skanowały od góry do dołu nowe miejsce mojego zamieszkania. Ośrodek był sporych wielkości, a ściany budynku miały jasny, przyjazny dla oka kolor.
Wchodząc do budynku czułam na sobie wzrok wielu osób, ale nie zwracałam na to jakoś specjalnie uwagi, bo jakoś mało mnie to obchodziło. Z obojętną, a resztą jak zawsze, miną szłam za John'em- moim dotychczasowym ojcem.
Kierowaliśmy się do gabinetu dyrektorki tego ośrodka. Gdy tam trafiliśmy, powitała mnie kolejna przesadnie wesoła kobieta, która szczerzyła się do mnie tak mocno, że miałam wrażenie jakby bała się, że gdy przestanie to robić to powypadają jej zęby.
![](https://img.wattpad.com/cover/334356814-288-k609739.jpg)
CZYTASZ
Kto by się spodziewał? //Tom Riddle [ WOLNO PISANE ]
Fiksi PenggemarHistoria dwóch lodowatych serc, których nikt wcześniej nie nauczył kochać. Spotykają się przypadkiem, łączą na zawsze. Dwa lodowate serca, które otwierają się tylko i wyłącznie na siebie. W końcu kto by się spodziewał, że zimny Tom Riddle znajdzie...