VI

12 4 4
                                    

🪲🪲ZDARZENIA PRZYPADKOWE JAKBY KTOŚ NIE WIEDZIAŁ🪱🪱

Cinga postanowiła z samego rana wyruszyć do miasta. Zamierzała wrócić zanim jej szef w ogóle zauważy że jej nie ma. Zresztą kto by się przejmował jakimś chłopem, mamy w końcu XXI wiek.

Dziewczyna czuła się dziś tak lekko, że musiała aż sprawdzić czy dzisiaj nie ma światowego dnia diety pani Marzenki. No nic tylko lecieć do warzywniaka i kupić ogóra żeby zrobić z niego wodę. Izbaela akurat wykładała nowe wydanie "Gazety Cezarzyńskiej" przed swoim sklepem, co oznaczało jego otwarcie.

- Kogo to moje oczy widzą? - pomachała nadchodzącej dziewczynie.

- Tęsniłaś? - Cinga podeszła bliżej i zaczęła oglądać leżące w koszu przed lokalem jabłka.

- Chciała powiedzieć "o, to znowu ta gosposia Pana Śmierci". - powiedziała Patty wystawiając głowę przez okno - Dziewczyno, pożyczę ci nawet swoje auto tylko zmykaj stamtąd jak najszybciej. Albo przynajmniej daj mi numer do twojej matki, znam spoko grabarza jak już będzie za późno na ratowanie cię.

- Dajcie spokój, on nie jest taki zły jak myślicie. Zresztą, same się niedługo przekonacie - uśmiechnęła się przebiegle.

- Co masz na myśli? Bo nie zamierzam zamykać mojego warzywniaka, żeby pracować  u jakiegoś gbura - stwierdziła Izbaela.

- Patrik organizuje w swojej posiadłości bal charytatywny w ten weekend. Wpadnijcie, będzie miło.

- Nie słyszałam o tym. Powinniście rozwiesić plakaty na mieście. Inaczej będzie klapa. - stwierdziła Patty - powinno być tyle ludzi ile w lidlu w kolejkach do kasy o 7:45.

- Musze już lecieć - Cinga spojrzała na zegarek - radze wam przyszykować najlepsze sukienki i odnaleźć numery do waszych makijażystek! - powiedziała Cinga, na co Izbaela przewróciła oczami - widzimy się!! - pobiegła w stronę domu Patrika.

*****

- Bal charytatywny? - Patrik spojrzał na Cingę z niedowierzaniem - czy ja ci wyglądam na Caritas? 

- Nie. I właśnie dlatego zorganizujesz bal. Musimy naprawić twoją reputację, chyba nie wiesz co o tobie gadają na mieście.

- Jeśli babki z warzywniaka gadają o mnie podczas porannej kawusi, to oznacza że jestem s ł a w n y - przeliterował - Żadnego balu nie będzie, wbij to do swojego końskiego łebka.

Godzinę później plakaty reklamujące bal były już w druku. Załamany swoim losem Patrik stał obok urządzenia i patrzył, jak wylatują z niego kolejne dziesiątki kartek.

- Zgodziłem się tylko dlatego, żebyś nie zdecydowała się odejść. W sumie dziwi mnie, że nadal chcesz dla mnie pracować.

- Nie pogodziłbyś się z moją stratą, co? - zapytała wyjmując kartki z drukarki.

- Nie w tym rzecz, po prostu cholernie ciężko jest znaleźć młodą dziewczynę która zdecydowałaby się przenieść do tak małego miasteczka tylko po to, aby sprzątać chatę jakiegoś bogacza. 

- Cóż, bywam szalona. W liceum potrafiłam wydać całe dzienne kieszonkowe na hotdogi z żabki - zaśmiała się na to wspomnienie - co za głupota..

- Co planujesz robić jak skończysz tu pracować?

- Chcę być aktorką, mój znajomy z liceum jest początkującym reżyserem. Fajnie byłoby zagrać w jakimś Tytanicu, czy czymś w tym stylu...

- Twoje życie już wygląda jak fabuła Tytanica. Bierz te kartki i jedziemy do miasta, nie mamy całego dnia - westchnął i schował kluczyki do auta do kieszeni.

- Nie zapominajmy o okolicznych wsiach! Tam też muszą wiedzieć - schowała plakaty do torebki.

W centrum miasta roiło się od ludzi. Okazało się, że w odwiedziny przyjechała Pani Burmistrz. To musi zwiastować coś złego..

- Mój syn nie jest żadnym ćpunem! A nawet jeśli, to Pani syn wygląda jakby miał w tym dłuższy staż! - warknęła jedna z kobiet.

- Mariola, szanujmy się. Każdy wie, że to twój Pawełek faszeruje inne dzieciaki tym świństwem! - stwierdziła druga, patrząc na poprzedniczkę z niedowierzaniem.

- Hola, hola! Uspokójcie się drogie Panie. - Burmistrz Frell weszła na specjalnie dla niej rozstawiony podest - to prawda, z młodzieżą w naszym miasteczku dzieje się coś złego. Nie dość, że opuścili się w nauce, przez co prześcignęły nas nawet gary, to w dodatku biorą co popadnie. Obiecuję wam wszystkim tu zebranym, że postaram się znaleźć winnych jak najszybciej..

- Po co szukać? Oczywiście że to ten piłkarzyk Jasiek! - krzyknęła mama Pawła, po chwili dostając pomidorem w twarz od ojca jakiegoś randomka.

- To chyba nie najlepszy moment.. rozwieśmy to szybko i znikajmy stąd - szepnęła Cinga, patrząc na Patrika.

- Ta? ja się dobrze bawię - odpowiedział, nie odrywając wzroku od trwającej bijatyki.

- Ah, tak? może to ty jesteś tym.. - zamilkła, gdy chłopak zgromił ją wzrokiem.

- Rozwieszaj to i spadamy - podszedł do tablicy ogłoszeń i rzucił okiem na ogłoszenie na którym widniało nazwisko Carlbarchyk - A, zapomniałem omówić z tobą pewną kwestię - odwrócił się w stronę Cingi.

- Co jest? - zapytała wyciągając plakaty z torebki.

- Masz zakończyć swoją znajomość z Carlbachykiem. 

- Chyba żartujesz..? Nie będziesz wybierał mi znajomych - spojrzała na chłopaka z niedowierzaniem.

- To on stoi za tym wszystkim. On handluje tym.. - jego wypowiedź przerwało nagłe pojawienie się Carlbarchyka. 

- Co robicie tutaj tak późnym wieczorem? - zmierzył Patrika i Cingę wzrokiem - Czyżbyście przyszli uczestniczyć w walce na pomidory?

- Skądże. - Patrik przyciągnął Cingę do siebie i złapał ją za rękę - nocny wypad do miasta z moją dziewczyną. Nie widać? - na jego twarzy zagościł sztuczny uśmiech.

IMIONA I NAZWISKA PRZYPADKOWE.

123OWOC NAMIĘTNOŚCI [BĘDZIE WYDANA!!!]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz