Rozdział 3: Przepowiednia

136 6 0
                                    

"Pole bitwy jest dla mężczyzny niczym suto zastawiony stół dla biedaka, oczywiście jeśli bogowie postawią go po właściwej, czyli wygranej stronie."

Nadszedł dzień naszej podróży do Anglii, a wraz z nim wciąż dowarzysząca mi obawa przed czymś złowrogim. Postanowiłam, że udam się do wieszcza, który ukazał mi się w jednym ze snów. Mieszkał na samym końcu miasta, gdzie miał spokój i ciszę. Niepewnym krokiem weszłam do środka jego chaty, a moim oczom ukazały się różnego rodzaju zwierzęce części, zwisające z sufitu. Mój wzrok jednak szybko zlokalizował wieszcza, który siedział na podłodze i mamrotał coś do siebie. Był niewidomy, lecz wszystko widział. Przeszłość, teraźniejszość i co najważniejsze przyszłość.

- Ach, Freydis. Córka jarla Mohana, witaj. Jesteś tu pierwszy raz, co cię do mnie sprowadza?

Spytał swoim tajemniczym głosem, unosząc dłoń w górę.

- Ukazałeś mi się we śnie, wieszczu.

Odparłam, siadając na przeciwko mężczyzny w czarnym odzieniu. Na jego twarzy widniały malunki tego samego koloru, a oczy miał zrośnięte skórą. Wyglądał przerażająco, lecz to nie powstrzymywało ludzi przed przychodzeniem do niego.

- Doprawdy?

Odrzekł pytająco, a usta miał uchylone by lepiej oddychać, gdyż sprawialo mu to problem.

- O czyjej śmierci mówiłeś?

Zadałam pytanie, a mój głos wywierał na nim presję, aż mężczyzna się wzdrygnął.

- Osoba ta jest nieznacząca, a jednak wiele znaczy.

Wymamrotał gardłowo, głośno oddychając. Wciąż mruczał pod nosem co niezwykle mnie dezorientowało.

- Ragnar?

Spytałam, a on roześmiał się na całe gardło. Moja twarz przybrała grymas niepewności, widząc jak nie mógł przestać się śmiać.

- Nic więcej nie rzeknę.

Odpowiedział chłodno i twardo, wystawiając w moją stronę swoją starczą dłoń. Polizałam jej środek, gdyż to była zapłata za jego przepowiednię. Każdy kto potrzebował od niego pomocy, musiał to uczynić. Spojrzałam na niego ostatni raz, nie mogąc dłużej znieść jego śmiechu i wyszłam stamtąd jak najszybciej. Wróciłam do Wielkiej Sali by móc się spakować na podróż. Zabrałam ze sobą jedynie bitewny strój, miecz oraz mniejsze sztylety. W dłoń chwyciłam swój naszyjnik, który niegdyś podarowała mi matka. Wpatrywałam się w niego, przypominając sobie jak szczęśliwe dzieciństwo posiadałam. Założyłam go sobie na szyję, wierząc że uchroni mnie przed złem. Był to triskelion, który przedstawiał trzy stany wieku: młodość, dojrzałość i starość. Oznaczał on podróż duszy przez liczne wcielenia. Taki sam posiadał Bjorn. Z zamyślenia wyrwała mnie Torvi, która wparowała do pomieszczenia z uśmiechem na ustach.

- Są już, chodź!

Powiedziała radośnie, ciągnąc mnie za rękę do portu. W końcu ponownie ujrzę moją rodzinę, a przynajmniej jej większość, gdyż matka została w Askim by nim rządzić pod nieobecność ojca. Cieszyłam się, że będę walczyć z nim ramię w ramię. Statek ledwo przybił, a moja siostra od razu wyskoczyła z niego jak poparzona, biegnąc prosto na mnie. Rzuciła mi się w ramiona, mocno się tuląc.

- Tak bardzo za tobą tęskniłam, Freydis.

Powiedziała czule, a jej oczy zaszły łzami. Otarłam je kciukami, uśmiechając się do niej najpiękniej jak tylko mogłam.

- Ja za tobą też, siostrzyczko.

Odparłam, całując jej policzek. Objęłam ją ramieniem, prowadząc do Hvitserka, stojącego z boku. Widząc go, na jej twarzy dostrzegłam szeroki uśmiech i od razu wiedziałam, że jej bicie serca znacznie przyspieszyło. On również posłał w jej kierunku szczery, radosny uśmiech, rozkładając w jej stronę ramiona. Natychmiast wpadła w jego objęcia, chowając w niego twarz. Spojrzeli sobie w oczy, po to by za chwilę złączyć swoje usta w romantycznym pocałunku.

Freydis | WikingowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz